"Co ze Stocznią Szczecińską, co z budową tunelu w Świnoujściu? Frazesów, które nic nie kosztują nasłuchaliśmy się dosyć". Gorzkie obchody rocznicy szczecińskich strajków

PAP/Marcin Bielecki
PAP/Marcin Bielecki

Wyjątkowo gorzko zabrzmiały słowa Edwarda Radziewicza  wypowiedziane 3 września 2013 r. (w XXV rocznicę zakończenia strajku) pod „Pomnikiem protestów robotniczych w szczecińskim porcie” ufundowanym głównie na pamiątkę wydarzeń sprzed 25 lat, kiedy to dokerzy i portowcy szczecińskiego portu zainicjowali najdłuższy w historii Szczecina strajk.

Edward Radziewicz ówczesny przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, od 1988 r. członek Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność”, a później także członek jej Prezydium, członek Komitetu Obywatelskiego przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie oraz uczestnik obrad Okrągłego Stołu – obrad plenarnych oraz w zespole ds. związków zawodowych, jeden z najbliższych współpracowników Andrzeja Milczanowskiego, swoje przemówienie rozpoczął od słów:

Nie zamierzam wypowiadać  gładkich  słów  pochwał  czy  podziękowań  (…) frazesów,  które  nic  nie  kosztują  nasłuchaliśmy  się  dosyć.

W imieniu strajkujących w  sierpniu 1988 r. pracowników szczecińskiego portu, Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Miejskiej i Zakładu Budownictwa Kolejowego zdecydowanie negatywnie ocenił dzisiejszą rzeczywistość.

Stwierdził:

Brak  pracy,  czy  nędzne  warunki  egzystencji,  szczególnie  gorzko smakują  w  niepodległej  Ojczyźnie. Paradoksalną  jest  sytuacja  że  ci,  którzy  w  największym  stopniu przyczynili  się  do  przełomowych  zmian  ustrojowych – mam  na  myśli robotników  -  zapłacili  najwyższą  cenę  za  te  przemiany,  cenę wyrażającą  się  częstokroć  likwidacją  zakładu  pracy,  utratą  zatrudnienia, zachwianiem  podstaw  egzystencji.

Radziewicz wskazał także tych którzy jego zdaniem zyskali na przemianach:

Beneficjentami  tych  przemian  stali  się  obrotni  cwaniacy,  w  wielu przypadkach  dochodzący  do majątków  w  wyniku  działań  sprzecznych  z prawem,  a  także  spora  część  nomenklatury,  która  uwłaszczyła  się  na państwowym  mieniu. Chora  jest  sytuacja  gdy  rozpiętość  zarobków  wynosi  od  tysiąca  kilkuset  złotych  miesięcznie  dla  jednych - do  ponad  miliona  złotych miesięcznie  dla  drugich.

Odniósł się także do retoryki rządzącej ekipy Donalda Tuska:

Od  blisko  70  lat  niezależnie  od  ustroju  słyszymy  te  słowa. Jak  zwykle  najsłabsi,  najmniej  zamożni  pracownicy,  emeryci,  renciści muszą  ponieść  koszty. Pytam,  jakie  wyrzeczenia  poniosą  ci  którzy  zarabiają  miesięcznie wiele  tysięcy,  wiele  dziesiątków  i  setek  tysięcy  a  nawet  miliony złotych.  Odpowiadam: żadne.

Przypomniał także, że robotnicy w swoich licznych protestach w okresie PRL domagali się  zniesienia  tzw.  nomenklatury. A dziś jego zdaniem odrodziła się ona w postaci łupów partyjnych po kolejnych wyborach wspierana obowiązująca  w  PRL  zasadą  BMW – bierny, mierny  ale  wierny. Diagnozując sytuację uzupełnił:

Przetargi  na  różnego  rodzaju  prace  w  wielu  przypadkach  okazują się  grą  pozorów – wygrywają  ci  którzy  mają  wygrać, czyli  swoi. Wiele  miliardów  złotych  publicznych  pieniędzy  czy  unijnych  dotacji zostaje  wyłudzonych  bądź  zmarnowanych  na  skutek  złej  pracy, złego nadzoru,  niekompetencji  zarówno  zamawiających  czyli  urzędników państwowych  i  samorządowych  jak i   wykonawców. Jednocześnie  mówi  się  nam, że  nie  ma  pieniędzy  na  renty  i  emerytury, na  służbę  zdrowia, na  potrzebne  świadczenia  socjalne.

Radziewicz ocenił także funkcjonowanie systemu politycznego III RP:

Demokratyczny  ustrój  nowego  państwa  systematycznie  bywa wykoślawiany  różnymi  manipulacjami  politycznych  macherów. Na  ołtarzu  partyjnych  interesów   zarzyna  się  każdą  wartość. Coraz  częściej  jesteśmy  świadkami  żałosnych  widowisk, w  których politycy  w  walce  o  władzę, stanowisko  i  płynące  stąd  korzyści obrzucają  się inwektywami  jednocześnie  łasząc  się  do  wyborców składając  obietnice,  których  z  góry  nie  zamierzają  dotrzymać.

Dramatycznie zabrzmiały słowa dotyczące sytuacji gospodarczej i społecznej województwa zachodniopomorskiego i Szczecina.

Szczecin – miasto  które  w  PRL-u  było  jednym  z  najważniejszych ośrodków  przemysłowych,  w  coraz  większym  stopniu  staje  się zapyziałą  prowincją. Padły praktycznie  wszystkie  większe  zakłady  przemysłowe  z  wyjątkiem Szczecińskiej Stoczni  Remontowej „Gryfia”. Podejmowane  próby  uruchomienia  jakiejkolwiek   produkcji  na terenie  upadłej  Stoczni  Szczecińskiej – kolebki „Solidarności”, jak  dotąd  nie  przynoszą rezultatów. W  coraz  większym  stopniu  daje  się  odczuć  marginalizacja i  degradacja zarówno  Szczecina  jak  i  całego  województwa  zachodniopomorskiego, w którym  stopa  bezrobocia  jest  jedną  z  najwyższych  w  kraju.

Ekipie Donalda Tuska postawił kilka zasadniczych pytań:

Czy  zainteresowanie  rządu  i stwarzanie  przez niego  warunków  rozwoju  dotyczyć  ma  głównie  Warszawy Gdańska, Wrocławia,  Krakowa  i  Poznania? Co  ze  Stocznią  Szczecińską,  co  z  budową  tunelu  w  Świnoujściu?

Na koniec w ostry sposób ocenił senatorów RP, a przede wszystkim czwórkę senatorów zachodniopomorskich którym wypomniał niechlujność z jaką Senat w dniu 16 maja 2013 r.  podjął uchwałę doceniająca wysiłki strajkujących w maju i sierpniu 1988 r. robotników. Wymieniając strajkujące wówczas zakłady senatorzy nie dostrzegli najdłuższego w historii Szczecina strajku który opierał się na porcie, WPKM i ZBKol.

Wymownym jest, że podczas kilku dni uroczystości związanych ze szczecińskimi sierpniami (1980 i 1988) najwyższym rangą urzędnikiem państwowym, który się na nich pojawił był rekomendowany przez PSL wicewojewoda zachodniopomorski Ryszard Mićko (30 sierpnia pod bramą główną Stoczni Szczecińskiej).

Dr Artur Kubaj

O historii strajków szczecińskich czytaj w najnowszym numerze "wSieci Historii"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych