Na stronie internetowej „Gazety Wyborczej" powtarzają się podobne wpisy, ten sam charakter i logika myślenia oraz ten sam potencjał antykatolickości i antyklerykalizmu. W odniesieniu do Kościoła katolickiego i duchowieństwa znajduje tam ujście prawdziwy rynsztok, co po części odsłania pełną otoczkę popleczników tzw. Kościoła otwartego. Zgadzam się, że ksiądz Lemański i ksiądz Boniecki mogą posłużyć jako jego ikony
– mówi ks. prof. Waldemar Chrostowski.
CZYTAJ WIĘCEJ: Roman Graczyk o księdzu Bonieckim: Jakoś mu dogadza, że jest broniony przez "Wyborczą". "Łechce jego ego to, iż jest w sercu salonu"
Przewodniczący Stowarzyszenia Biblistów Polskich i kierownik Zakładu Dialogu Katolicko-Judaistycznego na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w obszernym wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” odnosi się do propagatorów tzw. Kościoła otwartego w Polsce oraz naświetla podejście różnych środowisk do dialogu katolicko-żydowskiego. W tym kontekście wraca do sprawy ks. Wojciecha Lemańskiego.
Ks. Lemański dał poznać, że jego zapatrywania na Kościół oraz sprawujących w nim władzę powielają antykościelne i antychrześcijańskie fobie i stereotypy, które w naszych czasach stają się coraz powszechniejsze, usiłując sprowadzić Kościół i duchowieństwo do poziomu prześladowców Żydów, a więc ich nieprzejednanych wrogów. Takie stawianie sprawy więcej mówi o księdzu Lemańskim niż całe jego zaangażowanie, z jakim mieliśmy do czynienia przez kilka ostatnich lat
– zaznacza ks. Chrostowski, który od lat zaangażowany jest w dialog katolicko-żydowski.
Duchowny odpowiada m.in. na wygłaszane przez ks. Lemańskiego, a także ks. Adama Bonieckiego uwagi, iż tylko oni modlą się wspólnie z Żydami na dorocznych uroczystościach w Jedwabnem, a nie pojawia się tam nigdy żaden biskup.
Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że ci, którzy w tych sprawach mają solidne i pełne rozeznanie, nie chcą się stawać narzędziami uprawiania politycznej poprawności ani nie godzą się, by ich obecność była interpretowana wyłącznie w kategoriach politycznych. To jest główna przyczyna. Inną stanowi fakt, że wprawdzie Żydzi deklarują chęć rozmowy z chrześcijanami, ale pod jednym warunkiem, tym mianowicie, że sami dobiorą sobie rozmówców i usłyszą od nich to, co chcą słyszeć. Na szczęście, do prowadzenia takiego „dialogu" chętnych po stronie katolickiej zbyt wielu nie ma
– wyjaśnia ks. profesor.
I dodaje:
To, że na ważnych uroczystościach czy spotkaniach pojawiają się tylko księża Lemański i Boniecki, znów mówi więcej o nich, aniżeli o innych. Obaj próbują tę swoją obecność interpretować w kategoriach, które są Kościołowi nieprzychylne, czy wręcz wrogie. Próbują stygmatyzować i etykietować biskupów i kapłanów, pokazując siebie jako rzekomo lepszych. Tymczasem udział duchownych w takich wydarzeniach powinien być naznaczony intencjami religijnymi i rozeznaniem głęboko teologicznym po to, by rzeczywiście były to wydarzenia o charakterze duchowym, a nie polityczne mitingi opisywane w „Gazecie Wyborczej" i pokazywane w wybranych stacjach telewizyjnych.
Ks. Chrostowski zwraca uwagę, że niektóre tytuły prasowe uzurpują sobie sobie prawo do mówienia o tym, co jest właściwym dialogiem.
Dobrze widać, że mamy do czynienia z jedną talią kart, którą tworzy środowisko „Gazety Wyborczej", „Tygodnika Powszechnego", „Więzi" i „Znaku". Tak samo wyraźnie widać to w polityce, gdyż właśnie to środowisko mocno zaangażowało się w Unię Demokratyczną, a potem Unię Wolności i Platformę Obywatelską. Nieprzypadkowo bardzo wiele osób z jego kręgów, nie mających nic wspólnego z dyplomacja, trafiło na placówki dyplomatyczne do Izraela, Afryki Północnej i RPA oraz do Rzymu, Moskwy i Nowego Jorku. Trzeba nadmienić, że znaleźli się w dyplomacji jako przedstawiciele tej opcji, którą w Polsce tworzą zwolennicy tzw. Kościoła otwartego. Ale często jest to Kościół otwarty po to, by z niego wyjść, a nie po to, by do niego wchodzić
– stwierdza w „Rz”.
I podkreśla dobitnie:
Nie ma większego kłamstwa niż powiedzenie, że za księdzem Lemańskim czy księdzem Bonieckim idą masy. Idzie za nimi ogromna propaganda urabiana przez „Gazetę Wyborczą" i „Tygodnik Powszechny" oraz zespół klakierów działających między innymi na stronach internetowych i w tzw. klubach jednej i drugiej gazety. Ostatnie wystąpienie księdza Bonieckiego na Przystanku Woodstock, którego puenta brzmiała: „Róbta co chceta", pokazuje, że tzw. Kościół otwarty wyczerpał swoje możliwości i powinien jak najszybciej odejść w przeszłość, bo obnażyła się zarówno cała jego bezsilność, jak i – nie waham się tego powiedzieć – naiwność. Najlepiej zareagował biskup Kazimierz Ryczan, podsumowując woodstockowy epizod z ks. Bonieckim jako wyskok staruszka, który się pogubił.
Ks. Chrostowski zdecydowanie odnosi się też do twierdzeń, iż po stronie katolickiej istnieje nieustająca potrzeba bicia się w piersi.
Nie można wychowywać katolików w atmosferze ustawicznego upokarzania ich, ani tym bardziej w pozycji nieustannej skruchy, bo taka polityka zmierza wyłącznie do tego, by uczynić z chrześcijaństwa – a zwłaszcza z katolicyzmu – jakąś mroczną siłę, od której najlepiej byłoby już dawno się odciąć i zaniechać z nią jakichkolwiek związków. Tę potrzebę nieustannego bicia się w piersi próbuje narzucić nam środowisko „Gazety Wyborczej" i jego medialni akolici. Na tym również polega wielki błąd Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, której działalność skoncentrowała się na bólu oraz wrażliwości żydowskiej, nie biorąc niemal wcale pod uwagę bólu oraz wrażliwości katolickiej i polskiej
– zaznacza ks. Chrostowski w rozmowie z Tomaszem Krzyżakiem.
JKUB/”Rz”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/164369-ks-chrostowski-nie-ma-wiekszego-klamstwa-niz-powiedzenie-ze-za-ks-lemanskim-czy-ks-bonieckim-ida-masy-idzie-za-nimi-ogromna-propaganda-gazety-wyborczej