„BOR trzeba rozwiązać i stworzyć od nowa. Prezydent się na tym nie zna." NASZ WYWIAD z płk. Grudzińskim po incydentach w Łucku oraz na warszawskim cmentarzu

PAP/Marcin Bielecki
PAP/Marcin Bielecki

„Działania BORu w Łucku były złe. Incydent, do którego doszło, absolutnie nie powinien mieć miejsca. Biuro Ochrony Rządu nie przestrzega już nawet podstawowych standardów. Uważam, że tę jednostkę należałoby rozwiązać i stworzyć od nowa” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl płk Tomasz Grudziński, były wiceszef BOR.

 

wPolityce.pl: "To była najmniejsza z wpadek ochrony, jaką można sobie wyobrazić i to jeszcze na gościnnych występach, gdzie nie jest się gospodarzem. Gdyby w imię polityki pojednania z sąsiadami, w tym wypadku z sąsiadem ukraińskim, trzeba by zaryzykować i tuzin jajek, zaryzykowałbym, że tak powiem, z uśmiechem" - powiedział prezydent. Bronisław Komorowski ocenił działania BOR-u w Łucku pozytywnie. Czy rzeczywiście działania Biura zasługują na taką ocenę?

Pułkownik Tomasz Grudziński, były wiceszef BOR: Jeżeli pozytywnie ocenił działania BOR-u w Łucku, oznacza to, że pan prezydent się na tym nie zna i jest ignorantem. Byłoby zatem lepiej, gdyby się na ten temat nie wypowiadał. Wszyscy widzieliśmy, że działania BORu w Łucku były złe. Incydent, do którego doszło, absolutnie nie powinien mieć miejsca. Sprawa ma zresztą szerszy wymiar – nie chodzi tutaj jedynie o to, że BOR w tej konkretnej sprawie zadziałał źle, ale o całokształt działania Biura. Biuro Ochrony Rządu nie przestrzega już nawet podstawowych standardów. Uważam, że tę jednostkę należałoby rozwiązać i stworzyć od nowa. Myślę, że działania naprawcze nie przyniosą takiego efektu, jaki chcielibyśmy uzyskać. Począwszy od lat 90. aż do 2006-2007 roku, Biuro Ochrony Rządu było bardzo dobrze postrzegane. Technika i taktyka jego działań była oceniana pozytywnie przez służby takich państw jak Izrael, Niemcy czy Stany Zjednoczone. Jeśli prezydent Komorowski pozytywnie ocenia działania BORu w kontekście incydentu w Łucku, świadczy to o tym, że zupełnie nie zna się na działaniu tej służby. Byłoby zatem lepiej, gdyby powstrzymał się od komentarzy, bo takimi wypowiedziami po prostu się ośmiesza.

 

I godzi w powagę państwa?

Bronisław Komorowski jest przedstawicielem naszego państwa. Kiedy z ust prezydenta padają tego rodzaju niemądre odzywki, zaczynam czuć się niekomfortowo. Nie chodzi tu już nawet o politykę. W rozumieniu politycznym można coś bagatelizować czy próbować nadawać określonym wydarzeniom rozmaite konteksty. Tutaj jednak chodzi o sprawy naprawdę poważne, w grę wchodzi bowiem bezpieczeństwo państwa. Oglądaliśmy wszyscy nagranie z Łucka, na którym widać wyraźnie, że funkcjonariusze BOR-u nie podjęli żadnych działań. Biuro Ochrony Rządu wystosowało notę do MSW, w której zawarło informację nie tylko o tym, że nie zachowano się właściwie w danym momencie, ale także o tym, że w tej służbie kuleją procedury szkoleniowe. Oznacza to, że do tej sytuacji nie doszło z dnia na dzień ani z miesiąca na miesiąc. Szkolenie trwa długo, potrzeba na nie jeśli nie lat, to przynajmniej miesięcy. Tymczasem z BOR-u odeszli ludzie dobrze wyszkoleni, którzy nie pozostawili po sobie następców. W czasie incydentu w Łucku tylko jeden funkcjonariusz zachował się prawidłowo. To za mało. Myślę jednak, że tak właśnie wyglądają proporcje w Biurze Ochrony Rządu: na pięciu czy sześciu funkcjonariuszy dobrze wyszkolony jest jeden.

 

Widać tu ewidentnie konsekwencje katastrofy smoleńskiej, po której zamiast dymisji nastąpiły awanse. 10 kwietnia to początek równi pochyłej w funkcjonowaniu BORu?

Obawiam się, że niestety ma Pani rację. Tak się dzieje, jeżeli nie wyciągamy konsekwencji wobec złych zachowań. Powinniśmy mądrze szkolić funkcjonariuszy, dbać o wysokie standardy, stosować nowoczesne rozwiązania praktykowane przez służby w innych krajach. Źle dzieje się natomiast, jeżeli ktoś dostaje nagrody i awanse za darmo, a wobec zaniedbań nie są wyciągane żadne konsekwencje. W wywiadach z funkcjonariuszami BOR obecnymi w Smoleńsku czytałem, że doszło tam nawet do odmowy wykonania rozkazu. To rzecz nie do pomyślenia. Jeden z dowódców dzwonił do funkcjonariusza BOR-u obecnego na lotnisku w Smoleńsku. Funkcjonariusz otrzymał polecenie rozpoczęcia poszukiwania karetek, które miały odwieźć rannych do szpitali. Odmówił on wykonania polecenia, miał na to odpowiedzieć, że Rosjanie ich źle traktują, że w Smoleńsku jest kilka szpitali, więc nie wiadomo, do którego pojechały karetki, a co za tym idzie – ów funkcjonariusz także nie wie, dokąd jechać. W związku z tym nie pojechał nigdzie. Czy można sobie coś takiego w ogóle wyobrazić? Biuro Ochrony Rządu ma ochraniać VIP-a. Jeśli dochodzi do sytuacji, w której opuszcza najważniejszą osobę w państwie, słowo degrengolada jest tutaj jak najbardziej adekwatne. Nie mamy dobrych służb – tylko tak mogę to skomentować.

 

BOR rażąco zaniedbuje swoje obowiązki w czasie zagranicznej wizyty prezydenta, a dwa tygodnie później, dla odmiany, zarządza drobiazgową kontrolę harcerzy, kombatantów i innych uczestników obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego. Na cmentarzu wolskim ludzi badano wykrywaczami metalu, kazano im opróżniać kieszenie. Sytuację zmienił przyjazd prezydenta Komorowskiego, który nagle łaskawie pozwolił wszystkim wejść na teren obchodów. Czy BOR ma prawo przerwać na zlecenie prezydenta zarządzoną wcześniej kontrolę?

Zaczyna mi to przypominać republikę bananową. Sytuacja, kiedy szef Biura Ochrony Rządu jest całkowicie zależny od tzw. „czynników oficjalnych” jest charakterystyczna właśnie dla takiego modelu funkcjonowania państwa. Wcześniej podobnie postąpił premier Donald Tusk, kiedy z okazji Dnia Dziecka postanowił bez żadnej kontroli wpuścić dzieci do swojej kancelarii. Jeśli prezydent zaczyna rządzić służbami, może to oznaczać, że nie tylko Biuro Ochrony Rządu jest mu tak podporządkowane, ale prawdopodobnie dotyczy to także innych służb. Tego rodzaju wydarzenia świadczą o tym, że nastąpił kres obowiązywania określonego porządku w naszym państwie. Sytuacja, do jakiej doszło na cmentarzu wolskim, nie powinna mieć miejsca. Szef Biura usłyszawszy komunikat prezydenta, powinien się – delikatnie mówiąc – zdenerwować i odpowiedzieć, że pan prezydent nie ma prawa nakazywać służbom czegokolwiek.

 

Wszczęcie drobiazgowej kontroli wobec kombatantów i harcerzy w czasie uroczystości patriotycznej to nowa praktyka, nie mieliśmy z nią do czynienia we wcześniejszych latach.

Może celem była próba przekonania nas po incydencie w Łucku, że Biuro zaczyna jednak działać? Sądzę, że w końcu przestraszono się, że dziennikarze i opinia publiczna zaczną postrzegać nasze służby jako zupełnie niewydolne. Drugim powodem takiego zachowania może być fakt, iż jeżeli ktoś nie potrafi skutecznie działać na co dzień, próbuje to okresowo nadrabiać propagandą – tak jak teraz zrobił to pan prezydent.

 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Agnieszka Żurek

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.