Paweł Kowal: „Jajkiem zawsze można rzucić, a my jako państwo mamy swoje interesy związane z Ukrainą, które pozostają niezmienne." NASZ WYWIAD

fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Państwo ukraińskie nie jest stroną w sprawie odpowiedzialności za masakrę na Wołyniu, bo wtedy nie istniało. Jest natomiast partnerem do rozmowy na temat potępienia ludobójstwa. Dziwi mnie, że choć o kwestii ludobójstwa na Wołyniu mówi się od lat, polska administracja nie dysponuje w tej sprawie mocnymi prawniczymi ekspertyzami

– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Paweł Kowal, lider PJN, europoseł, b. wiceminister spraw zagranicznych.

 

CZYTAJ WIĘCEJ: Mocne przesłanie abpa Mokrzyckiego na mszy upamiętniającej ofiary Wołynia: "Czyż można zapomnieć ludobójstwo?"

 

wPolityce.pl: Prezydent Bronisław Komorowski po wyjściu z katedry w Łucku został trafiony jajem. Czy ten incydent nie jest znakiem prowadzonej za rządów PO polityki w stosunku do Ukrainy, polegającej na tym, że to my zabiegamy o pojednanie, a z tamtej strony spotykają nas zniewagi?

Paweł Kowal: Nie uważam, by duże państwo, jakim jest Polska, miało zmieniać swoją politykę z powodu jajka rzuconego w Łucku. Jajkiem zawsze można rzucić, a my mamy swoje interesy związane z Ukrainą, które pozostają niezmienne. Musimy dbać o to, żeby nie być państwem granicznym Unii Europejskiej. W naszym interesie jest zbliżenie Ukrainy do Unii ponieważ wtedy Ukraina będzie przyjmowała prawo europejskie i reguły, którymi także my się rządzimy.

 

Czy w imię tych interesów można poświęcać pamięć historyczną?

Nie mam wrażenia, żeby ktoś poświęcał pamięć historyczną. Prezydent słusznie pojechał na Wołyń. Sam byłem na Wołyniu tydzień temu, przemawiałem nad grobami w Porycku, czyli obecnej Pawliwce. Było tam wielu Ukraińców, działaczy społecznych. Widziałem także aktywnych polityków, którzy przyjechali bez oficjalnego powodu, po prostu z potrzeby serca. To co mówili nie zawsze było powiedziane tak, jak byśmy chcieli, ale widać zmianę w dobrym kierunku. Nie możemy dzisiaj tego negować pod wpływem różnic politycznych w Polsce. Wywodzę się ze środowiska PiS, byłem bliskim współpracownikiem śp. Lecha Kaczyńskiego i nie ma we mnie złej woli, kiedy apeluję, żeby w sprawach relacji z Ukrainą utrzymywać, na ile się da, jeden polski głos.

 

Do czego musimy dążyć?

Ten polski głos powinien dotyczyć upamiętnienia ofiar, pochówku wszystkich tych, którzy nie są jeszcze godnie pochowani. Jest wiele takich przypadków. Chodzi też o wielki program edukacyjny, w ramach którego wszyscy młodzi Polacy przed maturą mieliby szansę odwiedzić ziemie naszych wschodnich sąsiadów i zapoznać się z tym jak wyglądała historia kresów. To jest dla nas jedyny kierunek, a nie izolacja i obrażanie się, które nie służy naszym interesom. Nie mamy interesu w tym, żeby poprzez naszą negatywną postawę powiększać liczbę niechętnych powiedzenia prawdy o historii. Wiem, że jest to trudne i irytujące dla tych, którzy oczekują raptownej zmiany.

 

Czy nie brakuje w polskiej polityce stanowczości, co sprawia, że to Ukraińcy robią z Polaków zbrodniarzy?

Powinniśmy z władzami Ukrainy rozmawiać o reakcjach tamtejszych sił politycznych związanych ze zbrodnią wołyńską. Ta perswazja powinna być jednoznaczna. Natomiast nie bardzo wiem, na czym miałaby polegać nasza większa stanowczość. W sprawie Wołynia wypowiadał się już prezydent Kuczma, wypowiadały się Kościoły, wypowiedział się papież Franciszek. Państwo ukraińskie nie jest stroną w sprawie odpowiedzialności za masakrę na Wołyniu, bo wtedy nie istniało. Jest natomiast partnerem do rozmowy na temat potępienia ludobójstwa. Dziwi mnie, że choć o kwestii ludobójstwa na Wołyniu mówi się od lat, polska administracja nie dysponuje w tej sprawie mocnymi prawniczymi ekspertyzami.

 

Czy przejawem braku stanowczości polskiej dyplomacji nie jest to, że na uroczystości z udziałem Bronisława Komorowskiego nie pofatygował się prezydent Ukrainy?

To rzeczywiście błąd. Najwyraźniej zaproszenie na uroczystości Wiktora Janukowycza, o ile było, okazało się za mało skuteczne. Myślę jednak, że najlepszą kategorią w mówieniu o relacjach z Ukraińcami, a także Litwinami, jest kontynuacja i poczucie, że Polska prowadzi w tej sprawie politykę jednakową, niezależnie od zmieniających się ekip politycznych. Tak jak krytykowałem i krytykuję rząd Platformy za negatywne zmiany w polityce wobec Litwy, tak akurat chwalę to, iż prezydent Komorowski wykazuje dużą powściągliwość i cierpliwość w sprawach ukraińskich. Dlatego, że tak postępował śp. Lech Kaczyński, a wcześniej Aleksander Kwaśniewski. To dobra linia polityczna. Oczywiście trzeba było zacząć starania o te uroczystości znacznie wcześniej i lepiej byłoby, gdyby prezydent Ukrainy w nich uczestniczył. Ale jest też powiedzenie: przymuszony pacierz nie idzie do nieba. Albo ktoś odczuwa potrzebę uczestniczenia w takiej uroczystości, albo musimy sobie powiedzieć, że to jeszcze nie ten czas. Natomiast nie powinniśmy zmieniać polityki, ponieważ w interesie polskiej racji stanu leżą dobre relacje z Ukrainą.

Rozmawiał Jerzy Kubrak

CZYTAJ TEŻ: Papież o zbrodni wołyńskiej: "podyktowana nacjonalistyczną ideologią w tragicznym kontekście drugiej wojny światowej"

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych