Ławrow stawia w kłopotliwiej sytuacji Tuska i Komorowskiego. Okazuje się, że to Putin osobiście nadzoruje śledztwo smoleńskie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP / EPA
Fot. PAP / EPA

Teoretycznie powinna to być znakomita wiadomość. Gdyby bowiem rzeczywiście istniały jakiekolwiek relacje między polskimi prezydentem i premierem oraz ich rosyjskimi odpowiednikami, jeśli Warszawa mogłaby w jakikolwiek sposób wpłynąć na Moskwę, oznaczałoby to, że ws. wraku, braku dokumentacji ze śledztwa (prokuratura dokładnie wyliczyła, czego Rosjanie jeszcze nie przekazali) i ogólnego spowalniania i utrudniania wyjaśniania katastrofy możemy coś zrobić. Parę telefonów, kilka spotkań, poważne rozmowy w cztery oczy, wzajemny szacunek i sprawy idą do przodu.

Niestety tak by było, gdyby polskie władze były traktowane na Kremlu poważnie. Po tym jednak, jak dały się rozegrać przed i po 10 kwietnia nie ma na to zbyt dużych szans.

Dlatego ta wypowiedź Siergieja Ławrowa musiała w małym i dużym pałacu w Warszawie wywołać pewną konsternację.

Rosyjskie śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej osobiście nadzoruje prezydent Rosji

- stwierdził minister spraw zagranicznych FR.

A wydawało się, że Komitet Śledczy działa niezależnie od polityków, że na rosyjski wymiar sprawiedliwości nikt nie ma wpływu. Ba, nawet sam Putin mówił niedawno polskim dziennikarzom, że niewiele może:

Jeśli chodzi o wrak samolotu, to decyzję powinni podjąć śledczy. Nie znam szczegółów, nie mieszamy się do śledztwa

- powiedział na grudniowej konferencji prasowej.

Teraz już wiemy, że w Rosji „nie mieszamy się” oznacza „nadzorujemy”.

I co z tym zrobią Donald Tusk i Bronisław Komorowski?

mtp, dziennik.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych