Cios w dobre samopoczucie "wypędzonych". Tylko dwóch członków pierwszego zarządu związku nie miało nic wspólnego z ideologią Adolfa Hitlera

http://www.bund-der-vertriebenen.de
http://www.bund-der-vertriebenen.de

Już wiadomo na pewno – zręby Związku Wypędzonych i jego profil polityczno-ideologiczny tworzyli zdeklarowani naziści. Na 13 członków pierwszego prezydium jedynie dwóch nie miało nic wspólnego z partią Adolfa Hitlera lub jego zbrojnym ramieniem – SS.

Dane na temat brunatnej przeszłości macierzystej organizacji Eriki Steinbach pochodzą z pierwszego opracowania na ten temat Instytutu Historii Współczesnej w Monachium.

Co ciekawe o zbadanie życiorysów działaczy ZW poprosiła sama Steinbach, którą bardzo zbulwersowały artykuły prasowe sprzed kilku lat, m.in. w tygodniku „Der Spiegel”.

Gdy w 2006 r. szefowa „wypędzonych” zwracała się do monachijskiego instytutu o profesjonalne podejście do tematu, wyzierały z jej słów wątpliwości co do rzetelności doniesień medialnych na temat nazistów w jej związku.

Autorzy stworzonego dokumentu skoncentrowali się na życiorysach 13 członków pierwszego prezydium Związku Wypędzonych, które ukonstytuowało się w 1958 r. Aż jedenastu pierwszych funkcjonariuszy BdV było – według historyków - "reprezentantami reżimu".

"Pełne dwie trzecie spośród 13 działaczy należy uznać za obciążonych członkostwem w NSDAP albo SS. Tylko dwóch przedstawicieli BdV okazywało wyraźny dystans wobec reżimu narodowosocjalistycznego albo konsekwentnie zachowywało wobec niego konsekwentnie wrogą postawę"

- czytamy w komunikacie instytutu, zawierającym krótkie omówienie wniosków z raportu.

Za nieuwikłanych w narodowy socjalizm uznano socjaldemokratycznego polityka, Niemca sudeckiego i pierwszego szefa BdV Wenzela Jakscha oraz polityka CDU, a potem skrajnie prawicowej Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD) - Linusa Kathera.

"Udowodnione jest, że szczególnie po wkroczeniu Niemców do Polski (w 1939 r.) niektórzy późniejsi działacze BdV aktywnie i w coraz większym stopniu brali udział w nazistowskim systemie sprawowania władzy. Chodzi tu po pierwsze o operacje wojenne w ramach walki z partyzantami, a po drugie o pełnienie innych kierowniczych funkcji w administracji okupacyjnej. Pomimo swego uwikłania w nazistowski reżim ludzie ci w powojennych Niemczech mogli sprawować wysokie funkcje i stanowią "przykład problematycznej kontynuacji elit młodej RFN".

- to kolejny fragment raportu.

Erika Steinbach w pierwszych reakcjach zdaje się być w dobrym nastroju. W opublikowanym oświadczeniu tak tłumaczy intensywność brunatnego koloru we władzach powstającego związku:

"Wielomilionowa armia wykorzenionych mężczyzn próbowała rozpaczliwie odzyskać grunt pod nogami. Nie istniały jednak odpowiednie struktury organizacyjne. Zrozumiałe jest więc, że stery przejmowali ludzie dysponujący zebranym wcześniej doświadczeniem organizacyjnym".

Próbując rozszerzyć problem nazistowskich przeszłości ważnych osobistości RFN Steinbach przypomniała casus Guentera Grassa:

„Nie mają tacy jak on tak kryształowo czystego życiorysu, jak sugerowali. Pomimo to po 1945 r. wnieśli oni istotny wkład w nasza demokratyczną kulturę”

- pisze Steinbach.

Slaw/ PAP

CZYTAJ WIĘCEJ: Czy niemieccy "wypędzeni" mają jakieś zasługi dla relacji polsko-niemieckich? Erika Steinbach jest o tym przekonana


Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.