Polecamy polemikę Piotra Zaremby z Piotrem Zychowiczem. "Krok w kierunku uznania Anglii i Polski za współwinnych wojny"

CZYTAJ TAKŻE: Czy Polska powinna była w 1939 roku iść z Hitlerem!? Michał Karnowski rozmawia z Piotrem Zychowiczem, autorem głośnej książki "Pakt Ribbentrop-Beck"

Piotr Zaremba w najnowszym numerze "Uważam Rze" polemizuje z Piotrem Zychowiczem, autorem głośnej książki "„Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki”.

Publicysta nie ukrywa, że książkę ocenia krytycznie, tytułując swój artykuł "Szkodliwe złudzenia". Jak bowiem stwierdza:

Ta ładnie napisana książka uderza w tyle przekonań ważnych dla  polskiej tożsamości, że trudno ją uznać za zdarzenie wyłącznie  naukowe. Kto podejmuje się bolesnej operacji zdekonstruowania  narodowych mniemań, ten musi mieć niedające się podważyć fakty. Musi  przeciwstawić temu, co dotychczas integrowało polskie społeczeństwo, mocne karty.

Zdaniem Zaremby - Zychowicz mocnych kart nie ma.

(...) osądzanie historycznych postaci łączy się z szeregiem  warunków – trzeba na przykład ustalić, co nasi bohaterowie naprawdę  mogli wiedzieć. To dlatego Wieczorkiewicz był ostrożniejszy. Dla o  pokolenie młodszego Zychowicza historia to szachownica, na której  można dowolnie przestawiać figury.

Publicysta dodaje, że choć nie przepada za obozem piłsudczykowskim, zwłaszcza w jego późnym  wcieleniu, to jego mowa obrończa poświęcona pułkownikowi Beckowi  byłaby długa:

Beck nie wybierał między triumfem drogi zychowiczowskiej i nędzą tej,  która miała w ostateczności miejsce. Z prostego powodu: nie mógł znać  w latach 1938–1939 żadnej z nich.  To nie był także wybór między  ustępliwością wobec Niemiec i zagładą.

Beck bronił aksjomatu podmiotowej polityki, którą sformułował  Piłsudski, a która zakładała, że Polska nie stanie się instrumentem  polityki żadnego  z mocarstw ościennych. Ona wymagała ryzyka,  w  razie konieczności i oporu, z pewnością odwagi.Odmawiając Hitlerowi, przyjmował kilka założeń. Po pierwsze takie (o  tym Zychowicz nawet pisze), że gwarancje brytyjskie z kwietnia 1939  r. zniechęcą agresora. Po drugie, że w razie ewentualnego konfliktu  zbrojnego armie państw zachodnich okażą się lepiej przygotowane do  walki, a ich rządy bardziej zdeterminowane, niż stało się to w  rzeczywistości. Bezsensowne? Wiemy to dzisiaj.

Zaremba podkreśla, że Zychowicz nie docenia faktu, że Hitler był królem improwizacji, w związku z tym jego rzekomo przyjazne gesty wobec Polaków nie mogą być uważane za czynnik trwały:

Pointa wywodów Zychowicza jest jednak zastanawiająca. Agresywnie antypolska postawa Hitlera po roku 1939 wynikać miała jedynie z tego,  że „obraził się” na Polaków za przyjęcie angielskich gwarancji.  Powodowany tym, uznał nas nagle za naród wart wygubienia i nie  spróbował, choćby we własnym interesie, minimalizować strat na tyłach  frontu wschodniego rozsądnie dozowanym miękkim kursem w kraju  okupowanym. Jeśli tak wyglądały jego motywacje, jak można rozpatrywać  serio domniemaną racjonalność jego działań w antysowieckim sojuszu z  Polską? Jak można twierdzić, że na pewno nie zawiódłby Polaków, bo  „byli mu potrzebni”?

Zaremba podkreśla, że nie wierzy w kluczową tezę Zychowicza, czyli w rozsypanie się  stalinowskiego „imperium zła” dzięki obecności polskich dywizji, ponieważ "decydował bilans potencjałów gospodarczych".

Ale Zaremba podnosi nie tylko argumenty pragmatyczne:

(...) wzięlibyśmy udział w wielkiej zbrodni. Rozbijanie Związku Sowieckiego nie byłoby żadnym rozliczaniem  komunistycznego systemu, sam Zychowicz pisał nieraz o bezkompromisowej ideologicznej postawie Hitlera w kwestii niszczenia  Słowian. My byśmy ten proceder „zaledwie” osłaniali, podobnie jak  osłanialibyśmy egzekucje setek tysięcy Żydów z ZSRS. Przy okazji  walczylibyśmy z partyzantką, wydawalibyśmy uciekinierów,  pacyfikowalibyśmy wsie. Możliwe, że byłby to ekwiwalent za mniejsze  straty w Polsce. Ale to iście diabelski rachunek, i nikt by zresztą  tej zamiany nie był świadomy. Może przetrwalibyśmy jako społeczeństwo  nieco silniejsze, ale  za to dużo gorsze.

Mnie by to martwiło, motywacji moralnych nie da się z historii  wyrzucić, nawet jeśli dyplomacja to partia szachów. Ale byłby to  także punkt wyjścia do utrzymywania nas potem przez dziesięciolecia w  poczuciu narodowej niższości, dużo większym niż obecnie. Po wielkich i silnych, a przy tym specyficznych narodach, takich  jak niemiecki, nie spłynęło to jak po kaczce. Nam przyniosłoby strukturalną słabość. Osłabiłoby narodową spoistość.

Zaremba ocenia w sumie, że "książka [Zychowicza] jest też prezentem oferowanym Niemcom":

Teza, że Hitler mógł być wykorzystany do zbożnego celu, gdyby nie zdradzieckie brytyjskie gwarancje i ich przyjęcie przez Becka, to krok w kierunku uznania Anglii i Polski za współwinnych wojny.

A na krajowym podwórku - wieszczy publicysta - "z jednej strony wielki nauczyciel z Czerskiej będzie nas tłukł po głowie antysemityzmem i wielowiekowym zacofaniem", a z drugiej "Ziemkiewicz z Zychowiczem będą nas piętnowali jako nieuleczalnych naiwniaków".

Polecamy cały artykuł Piotra Zaremby w "Uważam Rze".

Sil

CZYTAJ TAKŻE: "Pakt Ribbentrop-Beck" Piotra Zychowicza czyli heretycy i ortodoksi w klubie Ronina

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.