Tylko u nas: Łukasz Warzecha rozmawia w Strasburgu z Nigelem Faragem. "Nie jesteśmy – w tym my, Brytyjczycy i Polacy – całkowicie schwytani w tę pułapkę"

Rozmowa z Nigelem Faragem, przewodniczącym Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, liderem grupy Europa Wolności i Demokracji w Parlamencie Europejskim.

Łukasz Warzecha: czy po przedstawieniu przez José Barroso planu powołania unii bankowej Unia Europejska jest już uratowana?

Nigel Farage: Oczywiście, że nie, ale nieunikniony jej rozpad został poważnie opóźniony.

 

Na jak długo?

Nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Sądziłem, że z logiki ekonomicznej wynika, iż strefa euro zacznie się rozpadać w tym roku. Najpierw mogłaby odejść Grecja, niedługo potem być może Hiszpania. Teraz rozumiem, że agonia będzie trwała latami. Będziemy mieli konferencje o kryzysie, będziemy mieć kolejne przemówienia Barroso z serii „state of the union” i rok za rokiem będzie się nam powtarzać, że źródłem problemów są amerykańscy bankierzy i że nie ma to nic wspólnego z istnieniem strefy euro.

Barroso stwierdził, że horyzontem, ku któremu mamy teraz w Unii zmierzać, będzie „federacja państw narodowych”. Ciekawe, o co mu chodziło.

Debata pomiędzy Barroso a jego przyjaciółmi w Parlamencie Europejskim dotyczyła właściwie tylko tego, czy powinniśmy zmierzać ku federacji państw narodowych, czy może raczej ku unii federalnej ze skasowaniem państw narodowych. W istocie różnica jest żadna. Barroso powiedział całkiem wyraźnie, że państwa narodowe ze swoimi demokracjami nie są w stanie stanowić jakiejkolwiek liczącej się siły w świecie, aby zatem stać się siłą globalną, powinniśmy całą naszą demokrację przetransferować do Brukseli. Moim zdaniem to odwrócenie definicji pojęcia „demokracja”. Jedno Barroso stawia jasno: nawet jeżeli państwa narodowe będą nadal istnieć, to jedynie w postaci pustych bytów.

Co Pan rozumie przez „puste byty”?

Będą mogły zachować flagi, ich parlamenty nadal będą się spotykać na posiedzeniach, ale nie będą podejmować żadnych rzeczywistych decyzji. Ekstremiści natomiast zlikwidowaliby także flagi. Przywódca grupy socjalistycznej w Parlamencie atakuje mnie za brytyjską flagę na moim pulpicie. Oni chcieliby zlikwidować państwa narodowe. Barroso jest inteligentniejszy. Argumentuje, że razem możemy być silniejsi. Jednak efekt będzie ten sam: scentralizowany, niedemokratyczny rząd w postaci Komisji Europejskiej. W Polsce to powinno wywołać niepokój, przynajmniej u tych, którzy pamiętają jeszcze poprzedni system. Grozi nam powrót do takiego samego systemu rządów, jaki odrzuciliście na początku lat 90.

Niektórzy twierdzą, że sama Unia Europejska może się stać pustym bytem w tym sensie, że jej instytucje będą pustymi formami, a w rzeczywistości rządzić będą główni aktorzy, czyli najsilniejsze spośród państw.

Po środowej debacie nie podzielam tego poglądu. Mieliśmy propozycję unii bankowej, mieliśmy propozycję centralnego regulatora finansowego, mieliśmy zapowiedź centralizacji na każdym poziomie.

Gdzie jednak leży źródło tych działań? Czy jest nim biurokracja sama w sobie?

Nigdy w ciągu 13 lat mojej obecności w Parlamencie Europejskim nie miałem wątpliwości, że ostatecznie zwycięży powolna, wytrwała, uparta metoda pogłębiania integracji, stosowana przez Komisję. Stworzyliśmy autonomiczny, żywy organizm. Jest on prawnie zdefiniowany jako „strażnik traktatów”, ale wywodzi z tych traktatów, że powinniśmy zmierzać ku stanom zjednoczonym Europy. Sam w sobie ten pomysł nie musi być zły, pod warunkiem, że wszystkie narody udzieliłyby na niego demokratycznej zgody i że struktury wewnątrz tych stanów zjednoczonych podlegałyby demokratycznej legitymizacji. Ale nie taki jest zamysł.

Barroso mówił także o potrzebie stworzenia nowego traktatu.

Tak, ponieważ w ramach traktatu konstytucyjnego nie osiągnęli wszystkiego, co chcieli. Powstał kompromis, zwany traktatem lizbońskim. Teraz nie działają już w rękawiczkach, udawanie się skończyło. Nie dążą już jedynie do unii gospodarczej i monetarnej, ale także fiskalnej. Oraz do scentralizowanej kontroli. To wszystko umieszczą w nowej konstytucji. Będziemy o niej debatować w 2014 roku, a rok później spróbują ją zatwierdzić.

Traktat lizboński miał być podobno ostatni.

O każdym traktacie mówiono, że będzie ostatni. Teraz sądzę, że ich ambicje nie znają granic. W zeszłym tygodniu Barroso wspominał nawet o tym, że Komisja Europejska miałaby przejąć kontrolę nad edukacją. Nic ich nie powstrzyma. Mamy do czynienia z fanatyzmem. Ten fanatyzm jest tak potężny, że jego przedstawiciele uznają ludzi takich jak ja, reprezentujących ogromną liczbę obywateli – głosowało na mnie ponad dwa i pół miliona wyborców – za pozbawionych znaczenia. W ostatnich wyborach moja partia zajęła w wyborach europejskich w Wielkiej Brytanii drugie miejsce, ale dla fanatyków nasz punkt widzenia jest „nieistotny”.

Czy wobec tego nie czuje się Pan bezsilny? Jaka może być Pańska rola?

W ciągu moich lat w Parlamencie były i takie, gdy nie czułem się wcale bezsilny. Mieliśmy wpływ na negatywne wyniki referendów we Francji, Holandii, Irlandii. Dzisiaj faktycznie czuję się przygnębiony. Podczas środowej debaty najwyraźniej w całej mojej karierze tutaj odczułem, że jakiekolwiek alternatywne zdanie i opinia nie będą już tolerowane, nie będą uznawane za dopuszczalne. To był bardzo smutny dzień. Sprawy będą szły fatalnie w państwach pozostających w strefie euro. Dla tych spoza strefy jest jeszcze nadzieja. Nie jesteśmy – w tym my, Brytyjczycy i Polacy – całkowicie schwytani w tę pułapkę.

W trakcie dyskusji po wystąpieniu José Barroso wspomniał Pan, że przewodniczący Komisji przybliżył właśnie brytyjskie referendum o wystąpieniu z UE.

Debata i wystąpienie Barroso ogromnie wspomogły dyskusję w Wielkiej Brytanii. Wszystko, co się dzisiaj stało, wzmacnia eurosceptyków w moim kraju. Premier Cameron ma obecnie jeszcze większy problem niż o 9 rano w środę, przed wystąpieniem Barroso. Dla tych w Anglii, którzy nie chcą Europy scentralizowanej, ten dzień był fantastyczny.

Kiedy mogłoby dojść do referendum w Wielkiej Brytanii?

Kalendarz wydarzeń politycznych wskazywałby na rok 2015 lub 2016. W perspektywie historycznej to bardzo krótki czas. Ten moment nadciąga. Wewnątrz Partii Konserwatywnej trwa prawdziwa rewolucja, bo torysi obawiają się, że moja partia – Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa – przejmie wszystkie ich głosy.

Rozmawiał w Strasburgu Łukasz Warzecha

CZYTAJ TAKŻE: Farage o premierze Tusku: "Gdy go słuchałem, miałem wrażenie, że to ktoś zupełnie oderwany od rzeczywistości"

ZOBACZ TAKŻE: Nigel Farage wita Martina Schulza na stanowisku szefa PE

 

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.