Spółkom kolejowym łatwiej wyciągnąć rękę po pieniądze z budżetu niż uczciwie zarobić na takiej imprezie jak Woodstock

fot. PAP/Lech Muszyński
fot. PAP/Lech Muszyński

wPolityce.pl, Stefczyk.info: Uczestnicy przystanku Woodstock przeżyli dantejskie sceny próbując wrócić z imprezy do domu. A jeszcze niedawno kolej jako tako dała sobie radę z obsługą znacznie większego turnieju Euro. Co się stało? Czego zabrakło - pieniędzy, wyobraźni, koordynacji pracy różnych służb?


Czesław Warsewicz, wydawca portalu Nakolei.pl, były prezes PKP Intercity: Na Euro wcale nie było  tak różowo. A jeśli nie było katastrofy to dlatego, że kibice wybrali samoloty i podróż samochodami. Natomiast w przypadku Woodstock jak w soczewce skupiony jest cały problem kolei.  Przecież ta impreza nie odbywa się pierwszy raz. Uczestniczy w niej co roku kilkaset tysięcy osób. I wiadomo, że ci młodzi, przeważnie nie za bogaci ludzie muszą z niej  wrócić środkami komunikacji publicznej - głównie pociągami. Dzisiejsze kłopoty pokazują w jakim rozkładzie jest nasza kolej.
W przypadku Kostrzyna jest problem informacyjny. Panuje tam gigantyczny chaos. Brak jest odpowiedniej ilości pociągów, które wywiozą tych ludzi. Przy tylu osobach, pociągi powinny odjeżdżać przynajmniej co pól godziny, a nie co dwie. To też pokazuje brak organizacji i brak taboru. Ale chyba przede wszystkim brak wyobraźni. Najwyraźniej nikogo nic dzisiaj na kolei nie obchodzi.

Ale dlaczego w tym roku sytuacja z powrotami, jak twierdzą uczestnicy imprezy, tak bardzo się pogorszyła?

Rozkład kolei jest po prostu postępujący. Decydentom kolejowym dobrze się żyje, więc podróżnego  nie traktuje się w sposób odpowiedzialny i należyty. Do zarządów spółek kolejowych weszły osoby, które nigdy do tej pory nie miały do czynienia z koleją. To są ludzie spoza branży, ludzie z nominacji politycznych, a nie  fachowcy. Ta niekompetencja przekłada się na sytuację, którą mamy dzisiaj. Przecież Woodstock to jest naturalna okazja, żeby móc zarobić,  przewożąc ludzi. Bo ci pasażerowie z Woodstock to przecież nie są ludzie, którzy pojadą za darmo. Oni kupią bilety.
A przewieźć pół miliona osób, to jest nie lada gratka. PKP Intercity przewozi dziennie ok 70 tys. pasażerów. Tu jest możliwość przewiezienia w jednym dniu tylu pasażerów ilu normalnie jeździ w przeciągu pół miesiąca.

I nikogo nie interesuje ten zysk?

To pokazuje  kolejną ogromną patologię na kolei. Pieniądze są na ulicy. Tylko trzeba się schylić.  A wyciąga się rękę do budżetu, czy do marszałków. Efekt jest taki, że my, podatnicy, ciągle musimy dopłacać. Przewozy regionalne wyciągają rękę po kolejne miliony, a gdy jest możliwość zarobienia ich w ciągu jednego dnia - to wszyscy idą na urlopy i o to nie dbają. I nie chodzi mi o kolejarzy, bo to przeważnie porządni ludzie, ale o głównych decydentów, tych na poziomie zarządów poszczególnych spółek. Kolejarze pewnie by chętnie zrobili, co trzeba, ale nie są w stanie przebić głową muru. Bo większość zarządów odpoczywa sobie nad niepolskim morzem, a podróżni - niech sobie radzą sami.

CZYTAJ TAKŻE: Duży problem z wyjazdem z Przystanku Woodstock. Dworzec w Kostrzynie w remoncie, na perony wpuszczani są tylko ci, których pociąg właśnie nadjeżdża

not. ansa

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.