Ziobro: "Albo PiS stanie się zwycięską formacją, albo będzie konieczne zbudowanie obok siebie dwóch ugrupowań"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Zbigniew Ziobro kontynuuje ofensywę polityczną. W wywiadzie dla najnowszego "Uważam Rze" wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości oraz poseł do Parlamentu Europejskiego wezwał do dyskusji po porażce partii w ostatnich wyborach:

Po pierwsze jedność. Po drugie korekta i modernizacja PiS. PO TRZECIE ZWYCIĘSTWO.  Mam nadzieję, że nie będzie żadnych rozłamów czy wyrzuceń. W trakcie kampanii wyborczej partia powinna mówić jednym głosem, ale po kampanii czas na dyskusję, bo jak nie teraz, to kiedy? Po kolejnej porażce? Nie można blokować, zaduszać dyskusji.

Z kolei w rozmowie na łamach "Naszego Dziennika" z Maciejem Walaszczykiem Ziobro idzie jeszcze dalej. Ocenia, że te wybory można było wygrać:

Zapożyczając z terminologii sportowej, te wybory można było wygrać, może nie przez nokaut, ale na punkty. O takim zwycięstwie mówili zresztą przedstawiciele sztabu jeszcze tydzień przed wyborami. Podzielałem tę ocenę, to było w zasięgu ręki. Wbrew temu, co podają media, nie chcę mówić o odpowiedzialności za błędy, które popełniono w kampanii, a tym bardziej obarczać nimi kogokolwiek. Roztrząsanie tego niewiele by dało. Musimy jednak uczciwie spojrzeć na fakty, postawić diagnozę i wyciągnąć wnioski, by kolejne wybory były już na pewno wygrane. Nasi wyborcy muszą nam uwierzyć, że tak będzie. I zaangażowanie jest nam do tego ogromnie potrzebne. Nie zrobimy tego, zaklinając rzeczywistość, nazywając porażki sukcesem. To nie doda ani nam, ani im wiary i sił. Powinniśmy powiedzieć: sytuacja jest trudna i przez cztery lata nie będzie łatwiejsza, ale po uczciwej dyskusji potrafimy przystąpić do pracy, która da nam i Polsce w przyszłości zwycięstwo.

Zbigniew Ziobro ocenia, że "sytuacja jest bardzo poważna".

Po szóstych z kolei przegranych wyborach, w sytuacji gdy za cztery lata w Warszawie może nie być Orbána, ale Zapatero z twarzą Palikota, ta dyskusja powinna się toczyć w życzliwych środowiskach i mediach w Polsce, takich jak "Nasz Dziennik".

PiS przez najbliższe cztery lata nie może raczej liczyć na to, że większość mediów stanie się obiektywna, nie mówiąc już o jakiejkolwiek przychylności, że np. TVN24 zacznie nagle patrzeć władzy na ręce i wytykać rządowi błędy, nie może też liczyć na wsparcie wielu wpływowych w trzeciej RP środowisk, zwłaszcza tych, które dysponują wielkimi środkami. Nie możemy też liczyć, że niechętne nam instytucje państwa, które są niemal wszystkie w rękach Platformy, zmienią do nas stosunek.

Co więc należy robić? Zdaniem europosła - "wielka siła tkwi w ludziach w terenie":

W terenie są tysiące, może dziesiątki tysięcy ludzi, którzy są nam życzliwi i często gotowi się zaangażować. Prawo i Sprawiedliwość musi się więc rozwijać jako struktura polityczna. Jeśli więc PiS miałoby być masowym ruchem, to nie da się nim skutecznie centralnie z Warszawy zarządzać. Dlatego musi być przemyślany pomysł demokratyzacji. Ale taki, który nie doprowadziłby do podziałów.

Większa demokratyzacja partii, ale też bez nadmiernej przesady. Szerokie otwarcie na nowe środowiska. Być może powrót też do korzeni PiS, które czerpało z różnych źródeł: tradycji narodowej, piłsudczykowskiej, konserwatywnej, mogłoby być mocne skrzydło społeczne nawiązujące do idei solidarnego państwa, ale też by było miejsce dla ludzi otwartych na konkurencję wolnorynkową.

Konieczne wydaje się wprowadzenie oddolnych demokratycznych wyborów na szefów poszczególnych szczebli hierarchii partyjnej. W przypadku szefów okręgów prezes powinien mieć możliwość sprzeciwu albo zatwierdzania. W każdym razie nie mogą to być tylko nominaci wskazywani z góry, ale ludzie wybierani. Chodzi również o danie posłom większej swobody w klubie parlamentarnym (...).

Na uwagę red. Walaszczyka, że gdy słucha apeli o zmiany w PiS przypomina mu się Paweł Poncyljusz sprzed roku, Ziobro odpowiada:

Po pierwsze, Paweł Poncyljusz mówił o "Sulejówku dla Jarosława Kaczyńskiego", a ja nie słyszałem, aby ktoś teraz kwestionował prezesurę lub jego silną pozycję. Po drugie, oni wywołali nie tyle dyskusję, co konflikt w kampanii samorządowej. Tymczasem w czasie kampanii, zwłaszcza w jej finale, partia musi mówić jednym głosem. Natomiast po wyborach, zwłaszcza przegranych, jest czas na dyskusję, zastanowienie i wnioski.

Ziobro wyraźnie nie wierzy także w "scenariusz węgierski":

To, że Jarosław Kaczyński przywołał Budapeszt, powinno nas inspirować do ciężkiej pracy i modernizacji PiS na wzór Fideszu. Jednak musimy pamiętać, że realia, w których działał Viktor Orbán, mają wiele podobieństw, ale i różnic. Orbán w pewnym momencie uzyskał wsparcie części mediów elektronicznych. Poza tym na Węgrzech po prawej stronie działa narodowa partia Jobbik, która zbierała ataki establishmentu, a samemu Orbánowi pomagało to przesunąć się do centrum. Tymczasem dziś w Polsce PiS nie ma tej niemal wyłączności na racjonalną opozycję, jaką miał Orbán. W polskim Sejmie w ławach opozycji zasiada partia Palikota i SLD. I to oni będą chcieli przejąć głosy niezadowolonych z kryzysu, elektoratu popierającego dziś PO, mniej zainteresowanego akcentowaniem wartości i patriotyzmu, a raczej łaknącego łatwych obietnic. Inżynieria społeczna z wykorzystaniem mediów mainstreamowych będzie kierowała niezadowolonych z PO do Palikota, a po części do SLD.

Najciekawsza jest odpowiedź na pytanie, co się stanie, jeżeli nie uda się przeprowadzić zmian w PiS:

Są dwie drogi: albo PiS stanie się wielką zwycięską formacją, która jest w stanie samodzielnie rządzić, albo będzie konieczne zbudowanie obok siebie dwóch ugrupowań. Jednego centrowego, a drugiego bardziej prawicowego i narodowego, by zagospodarować większość wyborców, a potem budować koalicję. To jest jednak scenariusz, którego nawet nie chcę rozważać.

Samo przedstawienie scenariusza dwóch partii jest jednak bardzo ważną deklaracją.

Kleb

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych