Największą sensacją ostatnich dni jest 15-minutowa rozmowa telefoniczna między prezydentem Tajwanu Tsai Ing-wen, a Trumpem, w której demokratycznie wybrana Tsai Ing-wen w 23-milionowym Tajwanie pogratulowała zwycięstwa prezydentowi elektowi USA. Niby nic szczególnego, jedna z dziesiątek podobnych rozmów, jednak w mediach, aż huczy. Krytycy uważają, że formalnie akceptując i przyjmując rozmowę Trump uznał Tajwan za niepodległe państwo. Odezwali się też Chińczycy, ostro protestując przeciwko tejże rozmowie sugerując, że nieopierzony elekt powinien dorosnąć i nauczyć się sztuki dyplomacji..
Na Trumpa rzuciła się sfora głównych stacji mainstreamowych mediów, szydząc i krytykując jego niestosowne, dyletanckie, nie prezydenckie zachowanie. Jak on śmiał nie wiedzieć, że od lat 1971/72 (Prezydent Nixon i sekretarz stanu Henry Kissinger) USA uznała Chiny za jedynego reprezentanta chińskiego na arenie międzynarodowej, ustanawiając w Beijing ambasadę i oddając miejsce Tajwanu w ONZ właśnie czerwonym Chinom towarzysza Mao!
Okazuje się, że pośrednikiem i pomysłodawcą tej gorącej rozmowy był Bob Dole, były weteran II wojny światowej, były kandydat republikański (przeciwko ówczesnemu prezydentowi Billowi Clintonowi w 1996 r.). Były senator Dole, jest obecnie weteranem lobbingu pracującym dla Tajwanu.
Oczywiście nie trzeba było długo czekać na wypowiedź Trumpa, w swoim tweecie ostro zwrócił uwagę Chińczykom, aby nie wsadzali nosa w amerykańską politykę i pilnowali swoich spraw, dodając, że prezydent USA nie musi pytać Beijing o pozwolenie, kiedy chce z kimś rozmawiać. Trzeba dodać, że Tsai Ing-wen jest demokratycznie wybranym prezydentem Tajwanu i jest chyba jedyną kobietą w tym rejonie świata pełniącą podobną funkcję bez dynastycznych koneksji. Poza tym lewicowi krytycy jakoś zapomnieli, że USA ciągle zaopatruje Tajwan w broń.
Lewica oskarża Trumpa o brak zrozumienia niuansów spraw międzynarodowych o nieprzestrzeganie protokołu i naruszanie wypracowanej przez dekady strategicznej polityki USA. Dotychczas USA (oficjalnie prezydent Jimmy Carter w 1979 r.) uznawały Chiny za jedyne państwo chińskie, zaś Tajwan jedynie za oderwaną chińską prowincję. Lewicy jakoś nie przeszkadzało kiedy prezydent Obama naruszył dotychczasową politykę odnośnie Kuby, otwierając w Hawanie amerykańską ambasadę. Nie przeszkadzało im jak podpisał tajne porozumienie z ajatollahami w Iranie, uwalniając im zamrożone ok. $150 mld.
Chińczycy są bezwzględni kiedy wyczują słabość, niedawno prowokacyjnie wysłali strategiczne bombowce w okolice Tajwanu, mocno rozpychają się na morzu w okolicach Wietnamu, Japonii i Filipin. Budują bazy wojskowe na wyspach koralowych starając się wypchnąć z tego obszaru Amerykanów. Wystarczy przypomnieć jak podczas ostatniej podróży prezydenta USA Obamy lekceważąco i prowokacyjnie nie podstawili pod jego samolot nawet schodów!
Wychodzi na to, że prezydent elekt posłał czerwonym Chińczykom sygnał, że nadchodzi nowa era, w której obowiązywać będą nowe zasady gry. Wydaje się, że Chińczycy bardziej potrzebują Ameryki (jej rynku zbytu) niż Ameryka potrzebuje ich. Trzeba bardziej obserwować co robi Trump, a mniej co mówi. Na dziś jego nominacje konserwatystów i twardych doświadczonych generałów mówią nam, że już wkrótce będziemy żyli w okresie bardzo dynamicznych zmian tak w Ameryce jak i na świecie.
Nie zapominajmy, że Trump jest autorem słynnej książki “Art of the Deal”, można powiedzieć, że to jest jego “Mein Kampf”, aby zrozumieć Trumpa trzeba najpierw poznać w jaki sposób on myśli.
Kalifornia, 2016/12/07
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Największą sensacją ostatnich dni jest 15-minutowa rozmowa telefoniczna między prezydentem Tajwanu Tsai Ing-wen, a Trumpem, w której demokratycznie wybrana Tsai Ing-wen w 23-milionowym Tajwanie pogratulowała zwycięstwa prezydentowi elektowi USA. Niby nic szczególnego, jedna z dziesiątek podobnych rozmów, jednak w mediach, aż huczy. Krytycy uważają, że formalnie akceptując i przyjmując rozmowę Trump uznał Tajwan za niepodległe państwo. Odezwali się też Chińczycy, ostro protestując przeciwko tejże rozmowie sugerując, że nieopierzony elekt powinien dorosnąć i nauczyć się sztuki dyplomacji..
Na Trumpa rzuciła się sfora głównych stacji mainstreamowych mediów, szydząc i krytykując jego niestosowne, dyletanckie, nie prezydenckie zachowanie. Jak on śmiał nie wiedzieć, że od lat 1971/72 (Prezydent Nixon i sekretarz stanu Henry Kissinger) USA uznała Chiny za jedynego reprezentanta chińskiego na arenie międzynarodowej, ustanawiając w Beijing ambasadę i oddając miejsce Tajwanu w ONZ właśnie czerwonym Chinom towarzysza Mao!
Okazuje się, że pośrednikiem i pomysłodawcą tej gorącej rozmowy był Bob Dole, były weteran II wojny światowej, były kandydat republikański (przeciwko ówczesnemu prezydentowi Billowi Clintonowi w 1996 r.). Były senator Dole, jest obecnie weteranem lobbingu pracującym dla Tajwanu.
Oczywiście nie trzeba było długo czekać na wypowiedź Trumpa, w swoim tweecie ostro zwrócił uwagę Chińczykom, aby nie wsadzali nosa w amerykańską politykę i pilnowali swoich spraw, dodając, że prezydent USA nie musi pytać Beijing o pozwolenie, kiedy chce z kimś rozmawiać. Trzeba dodać, że Tsai Ing-wen jest demokratycznie wybranym prezydentem Tajwanu i jest chyba jedyną kobietą w tym rejonie świata pełniącą podobną funkcję bez dynastycznych koneksji. Poza tym lewicowi krytycy jakoś zapomnieli, że USA ciągle zaopatruje Tajwan w broń.
Lewica oskarża Trumpa o brak zrozumienia niuansów spraw międzynarodowych o nieprzestrzeganie protokołu i naruszanie wypracowanej przez dekady strategicznej polityki USA. Dotychczas USA (oficjalnie prezydent Jimmy Carter w 1979 r.) uznawały Chiny za jedyne państwo chińskie, zaś Tajwan jedynie za oderwaną chińską prowincję. Lewicy jakoś nie przeszkadzało kiedy prezydent Obama naruszył dotychczasową politykę odnośnie Kuby, otwierając w Hawanie amerykańską ambasadę. Nie przeszkadzało im jak podpisał tajne porozumienie z ajatollahami w Iranie, uwalniając im zamrożone ok. $150 mld.
Chińczycy są bezwzględni kiedy wyczują słabość, niedawno prowokacyjnie wysłali strategiczne bombowce w okolice Tajwanu, mocno rozpychają się na morzu w okolicach Wietnamu, Japonii i Filipin. Budują bazy wojskowe na wyspach koralowych starając się wypchnąć z tego obszaru Amerykanów. Wystarczy przypomnieć jak podczas ostatniej podróży prezydenta USA Obamy lekceważąco i prowokacyjnie nie podstawili pod jego samolot nawet schodów!
Wychodzi na to, że prezydent elekt posłał czerwonym Chińczykom sygnał, że nadchodzi nowa era, w której obowiązywać będą nowe zasady gry. Wydaje się, że Chińczycy bardziej potrzebują Ameryki (jej rynku zbytu) niż Ameryka potrzebuje ich. Trzeba bardziej obserwować co robi Trump, a mniej co mówi. Na dziś jego nominacje konserwatystów i twardych doświadczonych generałów mówią nam, że już wkrótce będziemy żyli w okresie bardzo dynamicznych zmian tak w Ameryce jak i na świecie.
Nie zapominajmy, że Trump jest autorem słynnej książki “Art of the Deal”, można powiedzieć, że to jest jego “Mein Kampf”, aby zrozumieć Trumpa trzeba najpierw poznać w jaki sposób on myśli.
Kalifornia, 2016/12/07
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/318378-poczatek-ery-trumpizmu-jego-wygrana-jest-zwyciestwem-zdrowego-rozsadku-i-powrotem-do-tradycji?strona=2