Niewątpliwie prezydent Trump wnosi do tradycyjnej amerykańskiej polityki nową jakość, co będzie miało reperkusje w polityce światowej. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiąc o jego szansach na zwycięstwo, komentatorzy z mainstreamowych mediów wybuchali śmiechem. Na nic nie zdała się dominacja mediów, ponad $1 mld zgromadzone przez kampanię Hillary Clinton, a nawet odrzucenie Trumpa przez establishment Partii Republikańskiej. Trump jest następnym 45-tym POTUS-em i basta!
Z pewnością zwycięstwo Trumpa jest zwycięstwem zdrowego rozsądku i powrotem do tradycji, koncepcji tradycyjnej rodziny, religii i narodowej tożsamości, w opozycji do laickiego globalizmu.
Jego zwycięstwo było tak nieprawdopodobne i to na wielu poziomach, że pomijając już szok i szlochy establishmentowej wiochy, internet do dziś kipi rozmaitymi sensacjami dowodzącymi nawet, że Trump (zgodnie z przepowiedniami) nigdy nie obejmie prezydentury etc…
Lewica gorączkuje się nad kolejnymi pomysłami jak tu by przeszkodzić Trumpowi w objęciu prezydentury, bądź jak by doprowadzić do impeachmentu jeśli obejmie urząd. Próbują nawet zastraszyć elektorów, którzy zdecydują o formalnym wyborze prezydenta. Elektorów jest 538, jest taka ewentualność, że jeśli 36 elektorów zobowiązanych głosami wyborców na głosowanie na Trumpa, zmieniłoby zdanie i nie oddałoby na niego głosu, wówczas Trump nie zostałby prezydentem.
Jeden z republikańskich elektorów Christopher Suprun, który na co dzień pracuje jako paramedyk w stanie Teksas postanowił, że nie odda głosu na Donalda J. Trumpa. Może to zrobić zupełnie legalnie, choć będzie musiał zapłacić grzywnę dlatego, że nie zagłosuje zgodnie z wolą wyborców. Przepisy pozostawiają furtkę dla elektorów jeśli uważają oni, że elekt nie posiada odpowiednich kwalifikacji aby zostać prezydentem. Zapis dotyczy sytuacji, w której prezydent elekt nie posiada odpowiednich kwalifikacji, jest demagogiem, bądź podlega obcym wpływom.
Trump został wybrany POTUS-em dlatego, żeby w Waszyngtonie zmienić status quo, a nie aby go kontynuować. Wydaje się, że Trump będzie post-ideologicznym prezydentem. Hasłem zwycięskiej kampanii Trumpa było: osuszyć waszyngtońskie bagno! Trumpizm z jednej strony oznacza pragmatyzm, ale z drugiej nieprzewidywalność. Społeczny ruch, który wyniósł Trumpa związany jest z obywatelskim buntem skierowanym przeciwko sprawującym władzę elitom i ich medialnemu imperium. Zresztą już od jakiegoś czasu przez cały świat przesuwa się fala oporu przeciwko globalistycznemu projektowi niwelowania znaczenia wolności jednostki, wartości tradycyjnej rodziny i narodu, a wszystko to dla dobra i zysków wielkich korporacji i ponadnarodowych organizacji.
W starciu z elitami, Trump nieustannie bombardowany był ogniem kawalerii powietrznej elit, czyli mainstreamowymi mediami, przez które został znienawidzony. W tej walce przeciw medialnemu Goliatowi bardzo sprawnie użył nowe media internetowe, FB, czy Twitter w czym osobiście celował. Jako, że nie była to walka prywatna, na pomoc Trumpowi ruszyli blogerzy i konserwatywne radio.
Faktem jest, że zupełnie odstrzelił lewicę, która do dziś nie rozumie co i jak się stało. Partia demokratyczna przypomina Rosję, zoligarchizowana i uzbrojona po zęby, ale jej przyszłość nie rysuje się zbyt różowo. Demokraci nie dyskutują dlaczego przegrali. Podobnie jak za późnych Sowietów nie pragną się reformować, na lidera demokratycznej mniejszości w Kongresie ponownie wybrali “sprawdzoną” radykalną aktywistkę z San Francisco 76-letnią Nancy Pelosi (na wzór sowieckiego Politbiura), jedną z najbogatszych członków Kongresu. Partia demokratyczna nie reprezentuje już ludzi pracujących, reprezentuje interesy mniejszości etnicznych, mniejszości genderowe i lewicowe związki zawodowe, ale nade wszystko wielki biznes i banksterów, które to niby zwalcza zbierając na walkę z nimi datki od swoich niezbyt zamożnych zwolenników.
W tych wyborach widać było jasno, że Hillary Clinton nie miała żadnego programu (poza kontynuowaniem dynastii), żadnego planu zmian i polepszenia życia przeciętnego Amerykanina. Przypomnę, że w roku zwycięstwa Obamy (2008) Demokraci posiadali, aż 257 kongresmenów, przy tylko 178 republikańskiej mniejszości, dziś Republikanie mają większość 239, przy Demokratycznej mniejszości 194. W sumie Partia Demokratyczna niezupełnie jest już partią ogólno-amerykańską. Jej siła skupia się na wąskich pasach amerykańskich wybrzeży. Z tylko 3 nadbrzeżnych stanów Nowy Jork, Kalifornia i Massachusetts pochodzi, aż ⅓ jej przedstawicieli w Kongresie.
Na dyrektora wykonawczego swojej partii Demokraci chcą teraz wybrać afro-amerykanina pierwszego (oficjalnie) muzułmanina Keitha Ellisona wybranego ze stanu Minnesota do Kongresu, (drugim muzułmaninem jest Andre Carson ze stanu Indiana). Z ciekawostek można dodać, że Ellison, który miał powiązania z liderem radykalnej organizacji “Naród Islamu” Louisa Farrakhana, w przeszłości popierał utworzenie w USA oddzielnego państwa tylko dla czarnych, był również zwolennikiem przyznawania odszkodowań (za niewolnictwo) dla żyjących dziś czarnych przez rząd USA.
Dość aktywnie i bogato prezentuje się ruch protestu lewicy wobec zwycięskiego Trumpa. Oczywiście pierwszym argumentem jest to, że wygrał on elektorów, ale to Hillary Clinton (podobnie jak w 2000 r. między Bushem Jr. i Gorem) zdobyła więcej wyborczych głosów (ok. 2,5 mln). Na powyższe odpowiedział tweetem Trump, że trzeba by odjąć ok. 3 mln głosów oddanych na Clinton przez nielegalnych “wyborców”…
Do akcji wkroczyła była kandydatka do prezydentury (w 2012 i 2016 r.), reprezentująca Partię Zielonych milionerka Jill Stein, lekarka wywodząca się z rodziny rosyjskich Żydów, wnosząc o ponowne przeliczenie głosów w 3 stanach (WI, MI, PA), gdzie Clinton przegrała mniejszą ilością głosów. Oczywiście ta akcja jeszcze trwa, ale nikt nie rokuje jej żadnych nadziei. Głównie chodzi o zaktywizowanie i przechwycenie przez lewacką Partię Zielonych zwolenników wnuczka Ziemi Beskidzkiej (Bernie Sanders), no i chodzi też o forsę, zebrano już ok. $7 mln, część z tego zostanie przy dr Stein…
Oczywiście lewica ani myśli się poddać i uznać wynik wyborów, będzie dalej na wiele sposobów kopać i kąsać, ale musi to robić z dala od głównej drogi, którą podążać będzie zwycięska karawana Trumpa wiodąca Amerykanów ku lepszej przyszłości…
Trwają prace zespołu powołanego przez prezydenta elekta nad przygotowaniami do płynnego przejęcia władzy przez nową republikańską ekipę. Trump powołał już część swojego gabinetu i jak widać zdecydowanie wierny jest swoim wyborczym obietnicom, powołując ludzi o dość konserwatywnym obliczu. Elekt odbywa całą masę spotkań w swojej twierdzy Trump Tower, przyjmując kandydatów na stanowiska w swojej administracji. Ciągle jednak zwleka z nominowaniem sekretarza stanu (ministra spraw zagranicznych) co powoduje mnóstwo spekulacji, ale to temat na osobną wypowiedź.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Niewątpliwie prezydent Trump wnosi do tradycyjnej amerykańskiej polityki nową jakość, co będzie miało reperkusje w polityce światowej. Jeszcze kilka miesięcy temu mówiąc o jego szansach na zwycięstwo, komentatorzy z mainstreamowych mediów wybuchali śmiechem. Na nic nie zdała się dominacja mediów, ponad $1 mld zgromadzone przez kampanię Hillary Clinton, a nawet odrzucenie Trumpa przez establishment Partii Republikańskiej. Trump jest następnym 45-tym POTUS-em i basta!
Z pewnością zwycięstwo Trumpa jest zwycięstwem zdrowego rozsądku i powrotem do tradycji, koncepcji tradycyjnej rodziny, religii i narodowej tożsamości, w opozycji do laickiego globalizmu.
Jego zwycięstwo było tak nieprawdopodobne i to na wielu poziomach, że pomijając już szok i szlochy establishmentowej wiochy, internet do dziś kipi rozmaitymi sensacjami dowodzącymi nawet, że Trump (zgodnie z przepowiedniami) nigdy nie obejmie prezydentury etc…
Lewica gorączkuje się nad kolejnymi pomysłami jak tu by przeszkodzić Trumpowi w objęciu prezydentury, bądź jak by doprowadzić do impeachmentu jeśli obejmie urząd. Próbują nawet zastraszyć elektorów, którzy zdecydują o formalnym wyborze prezydenta. Elektorów jest 538, jest taka ewentualność, że jeśli 36 elektorów zobowiązanych głosami wyborców na głosowanie na Trumpa, zmieniłoby zdanie i nie oddałoby na niego głosu, wówczas Trump nie zostałby prezydentem.
Jeden z republikańskich elektorów Christopher Suprun, który na co dzień pracuje jako paramedyk w stanie Teksas postanowił, że nie odda głosu na Donalda J. Trumpa. Może to zrobić zupełnie legalnie, choć będzie musiał zapłacić grzywnę dlatego, że nie zagłosuje zgodnie z wolą wyborców. Przepisy pozostawiają furtkę dla elektorów jeśli uważają oni, że elekt nie posiada odpowiednich kwalifikacji aby zostać prezydentem. Zapis dotyczy sytuacji, w której prezydent elekt nie posiada odpowiednich kwalifikacji, jest demagogiem, bądź podlega obcym wpływom.
Trump został wybrany POTUS-em dlatego, żeby w Waszyngtonie zmienić status quo, a nie aby go kontynuować. Wydaje się, że Trump będzie post-ideologicznym prezydentem. Hasłem zwycięskiej kampanii Trumpa było: osuszyć waszyngtońskie bagno! Trumpizm z jednej strony oznacza pragmatyzm, ale z drugiej nieprzewidywalność. Społeczny ruch, który wyniósł Trumpa związany jest z obywatelskim buntem skierowanym przeciwko sprawującym władzę elitom i ich medialnemu imperium. Zresztą już od jakiegoś czasu przez cały świat przesuwa się fala oporu przeciwko globalistycznemu projektowi niwelowania znaczenia wolności jednostki, wartości tradycyjnej rodziny i narodu, a wszystko to dla dobra i zysków wielkich korporacji i ponadnarodowych organizacji.
W starciu z elitami, Trump nieustannie bombardowany był ogniem kawalerii powietrznej elit, czyli mainstreamowymi mediami, przez które został znienawidzony. W tej walce przeciw medialnemu Goliatowi bardzo sprawnie użył nowe media internetowe, FB, czy Twitter w czym osobiście celował. Jako, że nie była to walka prywatna, na pomoc Trumpowi ruszyli blogerzy i konserwatywne radio.
Faktem jest, że zupełnie odstrzelił lewicę, która do dziś nie rozumie co i jak się stało. Partia demokratyczna przypomina Rosję, zoligarchizowana i uzbrojona po zęby, ale jej przyszłość nie rysuje się zbyt różowo. Demokraci nie dyskutują dlaczego przegrali. Podobnie jak za późnych Sowietów nie pragną się reformować, na lidera demokratycznej mniejszości w Kongresie ponownie wybrali “sprawdzoną” radykalną aktywistkę z San Francisco 76-letnią Nancy Pelosi (na wzór sowieckiego Politbiura), jedną z najbogatszych członków Kongresu. Partia demokratyczna nie reprezentuje już ludzi pracujących, reprezentuje interesy mniejszości etnicznych, mniejszości genderowe i lewicowe związki zawodowe, ale nade wszystko wielki biznes i banksterów, które to niby zwalcza zbierając na walkę z nimi datki od swoich niezbyt zamożnych zwolenników.
W tych wyborach widać było jasno, że Hillary Clinton nie miała żadnego programu (poza kontynuowaniem dynastii), żadnego planu zmian i polepszenia życia przeciętnego Amerykanina. Przypomnę, że w roku zwycięstwa Obamy (2008) Demokraci posiadali, aż 257 kongresmenów, przy tylko 178 republikańskiej mniejszości, dziś Republikanie mają większość 239, przy Demokratycznej mniejszości 194. W sumie Partia Demokratyczna niezupełnie jest już partią ogólno-amerykańską. Jej siła skupia się na wąskich pasach amerykańskich wybrzeży. Z tylko 3 nadbrzeżnych stanów Nowy Jork, Kalifornia i Massachusetts pochodzi, aż ⅓ jej przedstawicieli w Kongresie.
Na dyrektora wykonawczego swojej partii Demokraci chcą teraz wybrać afro-amerykanina pierwszego (oficjalnie) muzułmanina Keitha Ellisona wybranego ze stanu Minnesota do Kongresu, (drugim muzułmaninem jest Andre Carson ze stanu Indiana). Z ciekawostek można dodać, że Ellison, który miał powiązania z liderem radykalnej organizacji “Naród Islamu” Louisa Farrakhana, w przeszłości popierał utworzenie w USA oddzielnego państwa tylko dla czarnych, był również zwolennikiem przyznawania odszkodowań (za niewolnictwo) dla żyjących dziś czarnych przez rząd USA.
Dość aktywnie i bogato prezentuje się ruch protestu lewicy wobec zwycięskiego Trumpa. Oczywiście pierwszym argumentem jest to, że wygrał on elektorów, ale to Hillary Clinton (podobnie jak w 2000 r. między Bushem Jr. i Gorem) zdobyła więcej wyborczych głosów (ok. 2,5 mln). Na powyższe odpowiedział tweetem Trump, że trzeba by odjąć ok. 3 mln głosów oddanych na Clinton przez nielegalnych “wyborców”…
Do akcji wkroczyła była kandydatka do prezydentury (w 2012 i 2016 r.), reprezentująca Partię Zielonych milionerka Jill Stein, lekarka wywodząca się z rodziny rosyjskich Żydów, wnosząc o ponowne przeliczenie głosów w 3 stanach (WI, MI, PA), gdzie Clinton przegrała mniejszą ilością głosów. Oczywiście ta akcja jeszcze trwa, ale nikt nie rokuje jej żadnych nadziei. Głównie chodzi o zaktywizowanie i przechwycenie przez lewacką Partię Zielonych zwolenników wnuczka Ziemi Beskidzkiej (Bernie Sanders), no i chodzi też o forsę, zebrano już ok. $7 mln, część z tego zostanie przy dr Stein…
Oczywiście lewica ani myśli się poddać i uznać wynik wyborów, będzie dalej na wiele sposobów kopać i kąsać, ale musi to robić z dala od głównej drogi, którą podążać będzie zwycięska karawana Trumpa wiodąca Amerykanów ku lepszej przyszłości…
Trwają prace zespołu powołanego przez prezydenta elekta nad przygotowaniami do płynnego przejęcia władzy przez nową republikańską ekipę. Trump powołał już część swojego gabinetu i jak widać zdecydowanie wierny jest swoim wyborczym obietnicom, powołując ludzi o dość konserwatywnym obliczu. Elekt odbywa całą masę spotkań w swojej twierdzy Trump Tower, przyjmując kandydatów na stanowiska w swojej administracji. Ciągle jednak zwleka z nominowaniem sekretarza stanu (ministra spraw zagranicznych) co powoduje mnóstwo spekulacji, ale to temat na osobną wypowiedź.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/318378-poczatek-ery-trumpizmu-jego-wygrana-jest-zwyciestwem-zdrowego-rozsadku-i-powrotem-do-tradycji?strona=1