Wybuchła w polskich mediach atomowa opowieść: Stany Zjednoczone przemieściły bomby wodorowe z Incirlik w Turcji do Deveselu w Rumunii. Byłaby to reakcja Ameryki na chaos w Turcji i antyzachodnią polityką i propagandę tureckiego prezydenta Recepa Erdogana podczas i po puczu z lipca 2016 roku. Obie bazy należą do struktury wojskowej NATO. Amerykańska broń jądrowa znalazła się wcześniej na terytorium Turcji i kilku innych państw europejskich w ramach sojuszniczego programu jej wspólnego używania – Nuclear Sharing. W trakcie puczu tureckie władze zamknęły przestrzeń powietrzną nad Incirlik i odcięły dopływ energii elektrycznej do bazy, tracąc wiarygodność sojuszniczą.
O nieuniknionych wnioskach sojuszu północnoatlantyckiego pisałem podczas tamtych wydarzeń w artykule „Atak na Niceę może zmobilizować Zachód do zdobycia sanktuariów dżihadu, ale pucz w Turcji zamyka drogę. Odcięta baza atomowa NATO”. Wysoce prawdopodobne stało się przemieszczenie broni jądrowej poza Turcję – ale nie do Deveselu i raczej nie do Rumunii.
Opowieść o Deveselu puścił w świat znany wielojęzyczny portal medialny EurActiv z Brukseli, ale powołał się wyłącznie na źródła anonimowe. Inne media w Europie i świecie nie zdobyły niezależnego potwierdzenia i uznały opowieść za nieprawdopodobną, więc niewartą publikacji. Tylko propaganda kremlowska nagłośniła doniesienia anonimowych źródeł jako kolejny dowód awanturniczego imperializmu i militaryzmu Zachodu: NATO przemieszcza bomby wodorowe bliżej granic Rosji, więc jutro zbombarduje Moskwę!
Niestety w Polsce mało kto starał się zweryfikować brukselsko-moskiewską sensację. Zastępy polskich strategów nuklearnych nie zauważyły, że Deveselu to baza antyrakietowa bez czynnego lotniska. Amerykańskie siły powietrzne przemieszczają broń jądrową samolotami, zostawiając transport lądowy i morski wojskom lądowym i marynarce wojennej. Lotnicze bomby wodorowe w Europie służą do odstraszania przeciwników NATO, a wiarygodność odstraszania wymaga rzeczywistej zdolności użycia środków odstraszania. Bomby w Deveselu byłyby absurdalnie bezużyteczne: wbrew zasadom Nuclear Sharing nie mogłyby zostać załadowane na misję bojową do samolotów wielozadaniowych lub bombowców ani amerykańskich, ani rumuńskich. Mniejszą przeszkodą byłby brak odpowiednich samolotów w siłach powietrznych Rumunii, bo Bukareszt planuje szybki zakup używanych F-16, które mogą być dostosowane do roli nuklearnej.
Ale sam brak lotniska powinien rozstrzygnąć ocenę prawdopodobieństwa, czy opowieść EurActive jest prawdziwa. Pragmatyczny Napoleon raz wjechał do miasta i wezwał burmistrza: – Dlaczego nie strzelacie na vivat? – Z pięciu powodów. Po pierwsze nie mamy armat … – Wystarczy.
Zwolennicy opowieści przyznają, że Pentagon nie potwierdził przemieszczenia bomb wodorowych, ale twierdzą, że to nic nie znaczy, bo Stany Zjednoczone oficjalnie milczą nawet o samym istnieniu Nuclear Sharing. W rzeczywistości Waszyngton wypowiadał się wielokrotnie, w tym właśnie w lipcu 2016 roku, gdy dowódca naczelny sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych – prezydent Barack Obama – był współautorem Komunikat Szczytu Warszawskiego NATO. Komunikat stwierdza między innymi:
Potencjał odstraszania nuklearnego NATO opiera się częściowo także na wysuniętym rozmieszczeniu broni nuklearnej Stanów Zjednoczonych w Europie i na zdolnościach i infrastrukturze sojuszników będących gospodarzami. Będą oni zapewniać bezpieczeństwo, ochronę i skuteczność wszystkich składników sił odstraszania nuklearnego NATO. Wymaga to nieustannie skupionej uwagi władz i dowództw oraz doskonałości instytucji służących wykonywaniu misji odstraszania i planowaniu dostosowanemu do wymagań XXI wieku. Sojusz zapewni najszerszy możliwy udział sojuszników w uzgodnionych porozumieniach o dzieleniu się odpowiedzialnością za sprawy nuklearne.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wybuchła w polskich mediach atomowa opowieść: Stany Zjednoczone przemieściły bomby wodorowe z Incirlik w Turcji do Deveselu w Rumunii. Byłaby to reakcja Ameryki na chaos w Turcji i antyzachodnią polityką i propagandę tureckiego prezydenta Recepa Erdogana podczas i po puczu z lipca 2016 roku. Obie bazy należą do struktury wojskowej NATO. Amerykańska broń jądrowa znalazła się wcześniej na terytorium Turcji i kilku innych państw europejskich w ramach sojuszniczego programu jej wspólnego używania – Nuclear Sharing. W trakcie puczu tureckie władze zamknęły przestrzeń powietrzną nad Incirlik i odcięły dopływ energii elektrycznej do bazy, tracąc wiarygodność sojuszniczą.
O nieuniknionych wnioskach sojuszu północnoatlantyckiego pisałem podczas tamtych wydarzeń w artykule „Atak na Niceę może zmobilizować Zachód do zdobycia sanktuariów dżihadu, ale pucz w Turcji zamyka drogę. Odcięta baza atomowa NATO”. Wysoce prawdopodobne stało się przemieszczenie broni jądrowej poza Turcję – ale nie do Deveselu i raczej nie do Rumunii.
Opowieść o Deveselu puścił w świat znany wielojęzyczny portal medialny EurActiv z Brukseli, ale powołał się wyłącznie na źródła anonimowe. Inne media w Europie i świecie nie zdobyły niezależnego potwierdzenia i uznały opowieść za nieprawdopodobną, więc niewartą publikacji. Tylko propaganda kremlowska nagłośniła doniesienia anonimowych źródeł jako kolejny dowód awanturniczego imperializmu i militaryzmu Zachodu: NATO przemieszcza bomby wodorowe bliżej granic Rosji, więc jutro zbombarduje Moskwę!
Niestety w Polsce mało kto starał się zweryfikować brukselsko-moskiewską sensację. Zastępy polskich strategów nuklearnych nie zauważyły, że Deveselu to baza antyrakietowa bez czynnego lotniska. Amerykańskie siły powietrzne przemieszczają broń jądrową samolotami, zostawiając transport lądowy i morski wojskom lądowym i marynarce wojennej. Lotnicze bomby wodorowe w Europie służą do odstraszania przeciwników NATO, a wiarygodność odstraszania wymaga rzeczywistej zdolności użycia środków odstraszania. Bomby w Deveselu byłyby absurdalnie bezużyteczne: wbrew zasadom Nuclear Sharing nie mogłyby zostać załadowane na misję bojową do samolotów wielozadaniowych lub bombowców ani amerykańskich, ani rumuńskich. Mniejszą przeszkodą byłby brak odpowiednich samolotów w siłach powietrznych Rumunii, bo Bukareszt planuje szybki zakup używanych F-16, które mogą być dostosowane do roli nuklearnej.
Ale sam brak lotniska powinien rozstrzygnąć ocenę prawdopodobieństwa, czy opowieść EurActive jest prawdziwa. Pragmatyczny Napoleon raz wjechał do miasta i wezwał burmistrza: – Dlaczego nie strzelacie na vivat? – Z pięciu powodów. Po pierwsze nie mamy armat … – Wystarczy.
Zwolennicy opowieści przyznają, że Pentagon nie potwierdził przemieszczenia bomb wodorowych, ale twierdzą, że to nic nie znaczy, bo Stany Zjednoczone oficjalnie milczą nawet o samym istnieniu Nuclear Sharing. W rzeczywistości Waszyngton wypowiadał się wielokrotnie, w tym właśnie w lipcu 2016 roku, gdy dowódca naczelny sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych – prezydent Barack Obama – był współautorem Komunikat Szczytu Warszawskiego NATO. Komunikat stwierdza między innymi:
Potencjał odstraszania nuklearnego NATO opiera się częściowo także na wysuniętym rozmieszczeniu broni nuklearnej Stanów Zjednoczonych w Europie i na zdolnościach i infrastrukturze sojuszników będących gospodarzami. Będą oni zapewniać bezpieczeństwo, ochronę i skuteczność wszystkich składników sił odstraszania nuklearnego NATO. Wymaga to nieustannie skupionej uwagi władz i dowództw oraz doskonałości instytucji służących wykonywaniu misji odstraszania i planowaniu dostosowanemu do wymagań XXI wieku. Sojusz zapewni najszerszy możliwy udział sojuszników w uzgodnionych porozumieniach o dzieleniu się odpowiedzialnością za sprawy nuklearne.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/305893-bron-atomowa-nato-nie-mogla-byc-przemieszczona-z-turcji-do-deveselu-w-rumunii