Oś Berlin-Moskwa, czyli miłość i pragmatyzm. Niemcy po Brexicie będą grały na Rosję. Wyjście Londynu z UE to osłabienie euroatlantyckiego wymiaru Unii

Fot. kreml.ru
Fot. kreml.ru

To, że ktoś się jeszcze na ta sztuczkę nabiera, jest tym bardziej kuriozalne, iż niemiecka polityka wobec Rosji pozostaje, poza drobnymi korektami, niezmieniona od lat 70-tych XX wieku. Zapoczątkowana przez Willy’ego Brandta i Helmuta Schmidta „Ostpolitik” oparta na idei „zmiany przez zbliżenie” wciąż obowiązuje. Niemcy ciągle wierzą, że w przypadku Kremla mają do czynienia wprawdzie z partnerem trudnym, ale jednak w dużej mierze obliczalnym. Są przekonani, że im bardziej przywiążą Rosję do siebie tym łatwiej będzie im wpłynąć na kształt polityki Moskwy. Niemcy nie celują przy tym wcale, jak się u nas często sądzi, w partnerstwo. Rosja jest dla Niemców narzędziem prowadzenia polityki imperialnej i rynkiem zbytu dla wyrobów ich przemysłu. Do tego konieczne są poprawne relacje, ale niekoniecznie równorzędne partnerstwo.

Nie oznacza to oczywiście, że Niemcy nie są zafascynowani Rosją. Są. Z jednej strony gardzą Rosjanami, uważają ich za niecywilizowanych dzikusów, z drugiej się ich boją. Po wojnie dorastali pod rosyjskim okupantem bądź ze świadomością, że Rosjanie jeszcze nadejdą. „Zu spät, die Russen kommen” - „za późno, Rosjanie nadchodzą”, było bardzo popularnym hasłem w RFN. Ponieważ Niemcy się Rosjan wtedy tak bardzo bali, teraz są gotowi ich tym bardziej kochać. Ten naiwny zachwyt Rosją, ta nową, posowiecką Rosją, stał się szczególnie widoczny w okresie pierestrojki. Nigdzie Michaił Gorbaczow nie spotkał się z takim entuzjazmem jak nad Renem.

Niemiecko-rosyjska Hassliebe sięga jednak jeszcze dalej w przeszłość. Według niemieckiego historyka Gerda Koenena „rosyjski kompleks” Niemców, składający się z pozytywnych i negatywnych projekcji trwa od setek lat, i stał się szczególnie widoczny wobec bolszewickiej rewolucji w Rosji. „Obok odrazy wobec okrucieństwa Bolszewików stała także fascynacja. Uczyć się od Lenina znaczyło uczyć się zwyciężać. Tak uważali nie tylko niemieccy komuniści, ale także narodowi socjaliści”– twierdzi Koenen. Według niego rozwinęło się z tego coś w rodzaju antyzachodniego partnerstwa. Wielu niemieckich intelektualistów widziało w Rosji bratnią duszę w walce z zachodnim racjonalizmem. Tą szczególną więź rozerwała na krótko II wojna światowa. Ale już w okresie zimnej wojny, wraz z nastaniem polityki wschodniej Willy’ego Brandta i Helmuta Schmidta, powróciła.

Obaj kanclerzy, Socjaldemokraci, uważali, że Niemcy da się zjednoczyć tylko poprzez normalizację stosunków z Rosją. Dla nich „Ostpolitik” była także sposobem na zrównoważenie stosunków z USA. Wiara w dialog zastąpiła dyplomatyczną i militarną stanowczość. Rozwinął się z tego tzw. niemiecki „Sonderweg” (wyjątkową drogą) w polityce zagranicznej oparty na przekonaniu, że świat wielobiegunowy jest dla Berlina korzystniejszym rozwiązaniem niż świat jednobiegunowy. W pierwszym wariancie Niemcy mogą być silnym graczem na równi z innymi, w drugim zaś zawsze będą wasalem Waszyngtonu. Od lat więc dzielą i osłabiają Europę oraz transatlantyckie partnerstwo. Stało się to szczególnie widoczne za czasów kanclerstwa Gerharda Schrödera.

Wyjątkowa droga w polityce zagranicznej nie ustała wraz z nadejściem rządów kanclerz Merkel. Wręcz przeciwnie. Niemcy zdecydowały się zbudować z Rosją Gazociąg Północny biegnący pod dnie Morza Bałtyckiego, a obecnie pracują nad budową jego drugiej nitki – Nord Stream 2. W 2008 r. skutecznie zablokowały przyznanie Gruzji stanowiska kandydata do NATO.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.