Europa zareagowała na zamachy w Brukseli dokładnie tak jak się można było spodziewać. Wieża Eiffla i Brama Brandenburska zabłysnęły w kolorach belgijskiej flagi, portale społecznościowe aż zatkały się od wyrazów współczucia i solidarności (Je suis…), organizacje społeczne zabrały się za organizacje marszów, a politycy od Paryża po Londyn prześcigają się w wypowiadaniu pustych frazesów o „bezlitosnej walce” z terrorystami i obronie „stylu życia” i „wartości”, których sami nie są w stanie określić.
Bezsilność Europy najlepiej zobrazowała szefowa unijnej dyplomacji Frederica Mogherini, która zwyczajnie popłakała się podczas konferencji prasowej w stolicy Jordanii, Ammanie. Gdy rozum poszedł w odstawkę, pozostaje już tylko płacz.
A rozum odszedł w zachodniej Europie w odstawkę już dawno i obawiam się, że nie da się go tak łatwo odzyskać. By móc „bezlitośnie” walczyć z islamskim terroryzmem, jak zapowiedziały, elity starej Europy musiałyby odżegnać się całkowicie od polityki wielokulturowości i tolerancji, która urosła w ostatnich dziesięcioleciach z pomylonej ideologii do systemu wiary, u którego podstaw leży niechęć do samych siebie, do własnej kultury i tożsamości. Musiałyby także uznać, że islam nie jest kompatybilny z liberalną demokracją, której tak zaciekle bronią.
To nie brak tolerancji Europejczyków powoduje, że muzułmanie się nie integrują, tylko oni sami. Islam – według potocznej definicji - oznacza posłuszeństwo. My twierdzimy, że człowiek jest wolny. Ta koncepcja wolności jest w islamie nie do przyjęcia. Bogobojny muzułmanin określa się jako niewolnik Boga. Islam to ekstremalny purytanizm bazujący na zasadzie: realizujcie dobro i zabraniajcie zła. Odważę się nie zgodzić z prof. Chazbijewiczem, który oddziela islamizm od islamu.
O ile wiem sunniccy bojownicy spod znaku IS są muzułmanami. Modlą się pięć razy dziennie, w kierunku Mekki i wymachują Koranem przed nosem swych przerażonych zakładników. U podstaw wahhabizmu leżą Koran i hadisy (wypowiedzi i czyny proroka Mahometa), interpretowane dosłownie.
Jest powód dlaczego „normalni” muzułmanie, o których mówi prof. Chazbijewicz, ukrywali jednego z autorów zamachów w Paryżu - Salaha Abdeslama - przez kilka miesięcy w brukselskiej dzielnicy Molenbeek, a aresztujących go policjantów obrzucili kamieniami. Tym powodem jest wrogość do Zachodu, która jest w świecie islamu bardzo rozpowszechniona i nie ogranicza się do kilku fanatycznych salafitów. W oczach tych „normalnych” muzułmanów Salah Abdeslam nie zrobił nic złego. Wręcz przeciwnie.
Gdy IS zaczął budować swój kalifat katarska telewizja Al Dżazira przeprowadziła sondaż w sunnickich krajach arabskich. Jego wynik był szokujący: 81 proc. ankietowanych poparło powstanie „państwa islamskiego”. 92 proc. poza tym uznało, że IS „działa zgodnie z zasadami islamu i prawem szariatu”. Te fakty przeczą złudzeniu, że można z islamem znaleźć wspólne wartości i osiągnąć na ich gruncie porozumienie.
Mówienie o tym głośnio i otwarcie pociąga za sobą jednak wciąż oskarżenia o „islamofobię” i rasizm. Tymczasem nie chodzi tu o niechęć do islamu jako takiego tylko o żądanie, by przebywający w Europie muzułmanie dostosowali się do panujących tu zasad. Tu znów nie zgodzę się z prof. Chazbijewiczem. Nie większość muzułmanów na starym kontynencie, tylko mniejszość, jest zeuropeizowana. Tatarzy się dostosowali, wręcz zasymilowali. Muzułmanie w Brukseli, Paryżu i Berlinie, mimo iż żyją tam od pokoleń, nie.
Gardząca sama sobą, nihilistyczna Europa, nie ma im nic do zaoferowania, co mogłoby przeważyć nad tożsamościową i jednoczącą siłą ich religii, szczególnie w jej najbardziej fanatycznej formie. Dziesięciolecia „wychowania” przez zachodnie elity do roli ofiar wytworzyły wśród muzułmanów na dodatek postawę roszczeniową. Tą samą postawę widać u napływających obecnie do Europy uchodźców, którzy dobrze znają sposób myślenia mieszkańców starego kontynentu. Muzułmanie to także wdzięczny elektorat, szczególnie dla hołubiącej zasadzie wielokulturowości post-marksistowskiej elity pokolenia 68, która obecnie rządzi Europą
Pozostaje pytanie w jaki sposób cofnąć skutki chybionego eksperymentu multi-kulti? W samym sercu Europy żyją miliony muzułmanów, którzy mają ją serdecznie w nosie, a do nich - dzięki kryzysowi imigracyjnemu - dołączają kolejni, którzy traktują ją w swej przeważającej większości, jak dojną krowę. Wśród tych muzułmanów mogą być lub już są potencjalni terroryści. Europejskie elity zaś, z unijna galerią politycznych pajaców na czele, nie są gotowe wyrzec się swoich lewicowo-liberalnych ideałów i są gotowe zawrzeć pakt z samym diabłem (vide Erdoganem), by móc dalej udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Dzisiejsze reakcje na zamachy w Brukseli pokazały to aż nader wyraźnie.
Perspektywy są więc raczej ponure. Kilka marszy przeciwko przemocy i religijnemu fanatyzmowi, kilka tygodni gardłowania o tym, że coś trzeba zrobić, aż do następnego zamachu. I tak w kółko. Rozum i zdrowy rozsądek znów polegną w starciu z chorymi ideałami. Dzięki temu pani Mogherini, i nie tylko ona, będzie miała jeszcze wiele powodów do płaczu. Europa, jaką znamy, powoli się kończy. Tolerancja i apatia to ostatnie cnoty umierającej cywilizacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/286138-gdy-rozum-poszedl-w-odstawke-pozostaje-juz-tylko-placz-europa-jaka-znamy-powoli-sie-konczy-by-ja-uratowac-nalezaloby-cofnac-skutki-chybionej-polityki-multi-kulti