"Kryzys migracyjny to wstyd dla Europy." Wiktor Orban dla szwajcarskiego tygodnika „Weltwoche”

fot. European People
fot. European People

Co teraz będzie dalej?

Proszę pozwolić mi wymienić kilka pozytywnych skutków. Istnieją takie terminy i pojęcia, których długo nie można było wypowiadać, dziś zaś na nowo stają się one częścią dyskursu publicznego. Do nich należą „granice”. Są one dobre czy złe? Dziś można znów powiedzieć, że mają dobre strony. Lub pojęcie „naród”. Terminu tego można użyć ponownie w pozytywnym sensie. „Chrześcijaństwo” – większości przywódców europejskich, w tym i mnie, zaleca się nie używać tego słowa zbyt często, ponieważ większość Europejczyków nie czuje się chrześcijanami. Teraz jednak to słowo powraca do politycznej debaty. Albo „duma”, „duma narodowa”. Znów stała się pojęciem prawowitym. Pozytywną konsekwencją kryzysu migrantów jest to, że staramy się mówić otwarcie o tożsamości naszego kontynentu, bardziej swobodnie niż w ostatnich dwóch dekadach. Drugi skutek pozytywny to podjęcie ponownie na poważnie kwestii bezpieczeństwa. W ciągu ostatnich dwudziestu lub trzydziestu lat Europa uważała swe bezpieczeństwo za pewnik, za coś rozumianego samo przez się. Teraz bezpieczeństwo jest z powrotem w centrum naszej uwagi. Po trzecie, ponownie większe znaczenie przypisuje się narodowym poglądom na znalezienie rozwiązań. Wcześniej „wspólne rozwiązanie europejskie” nie miało żadnej alternatywy.

Jak opisałby pan konkretnie egzystencjalne zagrożenie dla Europy w obecnych warunkach?

My, zwani oświeconymi i liberalnymi Europejczykami, myślimy, że wszyscy ludzie po prostu zachowują się tak jak my. Jeśli Europejczycy emigrowaliby do Syrii, staraliby się stać częścią syryjskiego życia. Nie chcielibyśmy zmieniać Syrii według naszego rozumowania, ale zaakceptowaliśmy ten kraj takim, jakim jest. Dlatego uważamy, że ludzie, którzy pochodzą z Syrii, są tacy jak my. Ale tak nie jest. Oni mają inne pojmowanie i chcą je zachować.

Chrześcijańska Europa – patrzę na to również jako na koncepcję kulturową – ma wspólną, możliwą do opisania tożsamość. To nie znaczy, że chrześcijańska Europa jest lepsza lub gorsza od świata islamskiego, jest po prostu inna, inne są jej zasady i przekonania. Europa nie powinna się izolować, ale to nie powinno jednak rozmywać jej chrześcijańskiego fundamentu. Egzystencjalne zagrożenie oznacza, że my, Europejczycy, zapomnieliśmy walczyć o siebie. Musimy jednak powiedzieć: To są nasze wartości, to jest nasza historia, to nasze życie, tak jak my chcemy je przeżyć, i że tego będziemy bronić. My jednak tego nie robimy. Nie mówimy o tym nawet teoretycznie. Ilekroć mówię na posiedzeniu Rady Europejskiej w chrześcijańskiej Europie, inni patrzą na mnie, jakbym przybył z czasów średniowiecza.

Czy ma pan jakichś sojuszników w Europie?

Brytyjczycy są zawsze dobrymi sojusznikami, ponieważ mają zdrowy rozsądek. Brytyjczycy nie dyskutują, czy jesteśmy chrześcijanami, czy nie, bo to nie jest opinia, ale fakt. I kraje skandynawskie często mają inne zdanie od głównego nurtu. Czasami możesz znaleźć sojusznika tam, gdzie najmniej się tego spodziewasz.

W którym kierunku Unia powinna pójść: bardziej ku luźnej strefie wolnego handlu lub ku głębszej integracji?

Ważną rzeczą jest to, że nie wolno nam stracić choćby jednego dnia. Każdego dnia, do Unii Europejskiej przybywa nawet do 10 tysięcy osób, pomnażając przez łączenie rodzin, daje to 50 tysięcy. Zanim pomyślimy o tym, jak Unia ma się zmieniać instytucjonalnie, musimy zamknąć granice. Musimy zniszczyć model biznesowy przemytników ludzi. Ponieważ największym motorem tej wielkiej migracji jest biznes. Musimy przeszkodzić przemytnikom w tym, by byli w stanie wypełnić swoje obietnice. Jest to możliwe tylko wtedy, gdy pokażemy, że ludzie, którzy zapłacili dużo pieniędzy, nie są w stanie tu wejść. Nie jestem fanem ogrodzeń, ale to jedyny sposób, aby zniszczyć model biznesowy przemytu. Na Węgrzech zbudowaliśmy ogrodzenie. Słoweńcy też to robią, mam nadzieję, że następni będą Chorwaci, Serbowie i Macedończycy.

Czy trzeba też deportować nielegalnych imigrantów?

Tańsze i łatwiejsze jest zatrzymać ich na granicy. Jeśli są już tu, nie można ich deportować. Dokąd ma lecieć samolot z deportowanymi imigrantami? To są praktyczne problemy: prawne, moralne, finansowe. U nas się mówi: leniwy podwójnie się męczy. Naturalnie nie podobały się nam zdjęcia, pokazywane na całym świecie, gdy budowaliśmy ogrodzenie i nazywano nas bezdusznymi. Ale taka była tego cena. A teraz? Wczoraj mieliśmy tylko dwóch imigrantów na granicy…

Co myśli pan o pomyśle na kwoty dystrybucyjne imigrantów w całej Europie?

To złości każdego Węgra. Nasze rozumowanie jest bardzo proste: to nie my zniszczyliśmy kraje, z których imigranci przybywają. Nikogo nie bombardowaliśmy. Nikogo tu nie zapraszaliśmy. A teraz ci, którzy bombardowali lub wysłali zaproszenie, chcą u nas osiedlać imigrantów. Czy to jest sprawiedliwe?

Wielu szwajcarskich polityków utrzymuje, że kryzys migrantów to oznaka podstawowego błędu koncepcyjnego Unii. To nie działa; tak długo, jak nie jest to ani ryba, ani ptak, ani państwo narodowe, ani konfederacja państw, każde państwo musi wziąć na siebie odpowiedzialność, na przykład za swoje granice. Jak panu się wydaje, czy tak drastyczne podejście ma rację bytu?

Problem nie leży w konstrukcji Unii, ale w politycznych przywódcach. Jeśli byliby wystarczająco zdecydowani, aby realizować to, co postanowili, wtedy i struktura by działała. Ale jeśli okaże się, że Unia jest niezdolna do rozwiązania problemu imigracji, wtedy jej narody zadadzą sobie pytanie, czy cała ta konstrukcja nadaje się do czegoś dobrego. Już od dawna nie tylko o imigrantów chodzi, ale o pytanie o przywództwo i struktury Unii.

Dawniej występował pan twardo w obronie Unii Europejskiej. Czy w ostatnich dwóch latach zmieniło się pańskie przekonanie?

W tej chwili trudno jest wykrzesać entuzjazm. Siedzimy tu teraz, w Sali Belgradzkiej w gmachu węgierskiego Parlamentu. Ten obraz na ścianie pokazuje, jak Węgry broniły Europę przed osmańskim imperium. Jeśli przyjrzy się pan przedstawionym tu kościołom, wtedy zauważy pan, że ani jeden z nich nie znajduje się na Węgrzech. Jest tu Notre-Dame, Westminster Abbey, Stephansdom, katedra w Kolonii. Naród węgierski byłby ostatnim, który argumentowałby przeciwko Unii Europejskiej, ale jednocześnie bardzo mocno wzywamy do jej naprawy. Najpierw jednak musimy podjąć pilne działania w celu zapanowania nad migracyjnym kryzysem. Później zaś rację mają Szwajcarzy: Europejczycy na nowo muszą przemyśleć strukturę swej unii.

tłum. PPZ

« poprzednia strona
123

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.