"Kryzys migracyjny to wstyd dla Europy." Wiktor Orban dla szwajcarskiego tygodnika „Weltwoche”

fot. European People
fot. European People

Jak można zatrzymać tę rzekę?

Gdy człowiek widzi jakiś nadzwyczajny problem, wtedy automatycznie myśli o szukaniu nadzwyczajnych rozwiązań. Ale w polityce to nie działa w ten sposób. Zamiast tego powinniśmy po prostu trzymać się naszych zasad, naszego prawa, to nie jest skomplikowane. To może trudne, ale nie skomplikowane. Gdyby Grecy zachowali zasady Schengen, nie mielibyśmy problemu. Jeśli Grecy są do tego niezdolni, musimy ich namówić, by to czynili. Jeśli nie jesteśmy w stanie tego wymusić, wtedy potrzebujemy drugiej linii ochronnej. To wcale nie jest skomplikowane. Dlatego też nie przyjmuję argumentów niektórych polityków, że pewne rzeczy trzeba po prostu zaakceptować, gdyż nie posiadamy nadzwyczajnych środków na te nadzwyczajne wyzwania.

Czy i dziś Węgry byłyby za przystąpieniem do Unii?

W referendum głosowałem „za” i także dziś najpewniej tak bym głosował, gdyż nasz horyzont jest historyczny. Tu nie chodzi tylko o nasz poziom życia czy przejściowe trudności. Na Węgrzech sytuacja wygląda inaczej niż w Szwajcarii. W przypadku Szwajcarii nie ma najmniejszej wątpliwości co do tego, gdzie przynależy: do kontynentu europejskiego. Niezależnie od tego, czy państwo jesteście członkiem Unii czy nie, jesteście krajem europejskim. My zaś żyjemy na wschodzie, na historycznej granicy kontynentu. Gdybyśmy nie byli w Unii, łatwo moglibyśmy się znaleźć w takiej sytuacji jak Ukraina. Historycznie Ukraina powinna być w Unii. Ale czy w obecnym momencie rzeczywiście należy do Europy? Jeśli nie chcemy drugiej Ukrainy, jeśli nie chcemy widzieć kraju w mroku pomiędzy dwoma światami, to miejsce Węgier jest w Unii. Tu chodzi o naszą tożsamość. Gdyby Węgry leżały między Szwajcarią a Austrią, odpowiedź na to pytanie nie byłaby taka prosta. Niestety, to miejsce już jest zajęte. (śmiech)

Czy według pana Angela Merkel posiada plan? Czy po prostu rozwiązuje problem?

Ona jest mocnym przywódcą, nie tylko dlatego, że kieruje mocnym krajem, ale ze względu na jej osobowość i zdolności przywódcze. Ale jej partner koalicyjny, SPD, pęta ją, gdyż podziela lewicową koncepcję przyszłości Europy. Tak więc sytuacja jest trudna, a będzie jeszcze trudniejsza. I tu pojawia się Turcja. Nie jest łatwo w sprawie migracji dojść z Turkami do porozumienia. Dlatego, moim zdaniem, kluczowym krajem nie jest Turcja, ale Grecja. Nie można skutecznie negocjować z Turkami, gdy wiedzą, że nie ma innego wyjścia, alternatywy. Potrzeba innego rozwiązania, a kryje się ono w ochronie granic europejskich przez Grecję.

Czy Turcja będzie wykorzystywać migrantów, by zostać przyjętą do Unii? Czy też po prostu będzie wszystkich imigrantów wysyłać do Unii?

W polityce często zaniedbujemy element uczuciowy, emocjonalny. My, w Unii, musimy się przyznać, że nie zawsze postępowaliśmy z Turcją w sposób uczciwy. Nie braliśmy pod uwagę, że to dumny naród. Teraz płacimy za to cenę. Najważniejszą rzeczą w stosunkach międzynarodowych jest poszanowanie dumy narodowej drugich. Tak więc powinniśmy skupić się na Grecji, a Turkom powiedzieć: Spójrzcie, lepiej jeśli jest porozumienie, niż gdy go nie ma. Ale jeśli porozumienia nie będzie, to niech będzie jasne, że i bez was sobie poradzimy.

Grecy powinni zamknąć granicę?

Tak, ale problem w tym, że oni tego nie chcą zrobić. Jest dla mnie wielką zagadką, dlaczego akceptujemy takie postępowanie Greków. Dlaczego nie mówimy im tak: Posłuchajcie, jesteście członkami Unii, pomagaliśmy wam w waszym kryzysie, może nie w sposób doskonały, ale z najlepszymi intencjami. Co się tyczy waszych granic, macie jasne zobowiązania. Podpisaliście pewne porozumienie w Schengen. Proszę wykonać swoją pracę!

Dlaczego nikt nie przypomina Grekom o ich odpowiedzialności?

Nie tylko, że nie przypominamy. Wysyłamy nasze autobusy i pociągi na południe, aby przewozić migrantów do Unii. Bo nie jest tak, że to fale imigrantów same zalewają nasze granice, my sami organizujemy tę powódź. W tym kryzysie są trzej aktorzy: przemytnicy ludzi, polityczni aktywiści i rządy. Dziwna koalicja. Bo o czym mówią dzisiaj europejscy przywódcy? O tym, jak w sposób możliwie najbardziej bezpieczny i humanitarny doprowadzić imigrantów do UE. To czyni nas częścią przemytu ludzi. Jedną z konsekwencji tego jest to, że nikt nie mówi Grekom, by wykonywali swoje zadania. Węgry zaś, jedyny kraj, który poważnie podjął się realizacji swoich obowiązków wynikających z Schengen, zostały zaatakowane i skrytykowane.

Co słyszy pan od Angeli Merkel i od innych, gdy przedstawia pan swe argumenty?

Mają pewien racjonalny argument. Mówią, że ogrodzenie jest dobre dla Węgier, ale że tylko przekierowuje powódź, imigranci przechodzą przez inne kraje, a zagrożenie dla Unii nie ustępuje. Moja odpowiedź brzmi: Jeśli wszyscy poszliby za przykładem Węgier, jeśli wszyscy wypełnialiby swoje zobowiązania, to problem zostałby rozwiązany.

Według pańskiej wiedzy, zgodnie z Konwencją Genewską, ilu imigrantów jest uchodźcami?

Oceniając według klasycznej konwencji genewskiej: zero. Konwencja wyraźnie stwierdza, że nie ma ucieczki a la carte. Po osiągnięciu bezpiecznego kraju już nie jesteś uprawniony do przejścia do innego kraju, powołując się na uchodźstwo. Ci, którzy przychodzą na Węgry z kraju, który jest członkiem Unii Europejskiej lub kandydatem do niej, według tej definicji, nie mogą żądać od nas zezwolenie na pobyt. To nie znaczy, że ci ludzie nie potrzebują pomocy. Rozumiemy ich i przeprowadzamy niezbędne procedury, kobiety i dzieci mają zapewnione uprzywilejowane traktowanie. Ale z prawnego punktu widzenia sprawa jest jasna: nie ma podstaw do azylu. Jak to możliwe, że ktoś opuszcza Austrię i po drugiej stronie granicy, w Niemczech, prosi o azyl?

Pańscy krytycy mówią, że jest to bardzo legalistyczna interpretacja.

W takim razie spójrzmy na inny powód: Jak zdefiniować własną moralną odpowiedzialność wobec uchodźców wojennych? Wierzę, że nasza chrześcijańska odpowiedzialność nie na tym polega, abyśmy oferowali im nowe, europejskie życie. Naszym zadaniem jest, aby mogli powrócić do swojego dawnego życia, gdy ich własne kraje doznają ustabilizowania – nawet jeśliby to trwało kilka lat. Nie jest łatwe dla przywódców europejskich pogodzić osobiste współczucie z mądrą państwową polityką, gdyż z uwagi na bogactwo i wysokie standardy życia w ich krajach, ich sumienia nie są spokojne. Ale nie ma ku temu powodu, gdyż bogatsze od Europy kraje i kontynenty – Ameryka i kraje Zatoki Arabskiej – zrobiły dużo mniej niż my.

Czy uważa się pan za jedynego europejskiego polityka, który prawidłowo ocenił sytuację?

Znam więcej europejskich przywódców, którzy prywatnie mają takie same poglądy jak ja. Jednak publicznie zmuszeni są mówić inaczej. To nie wynika z braku odwagi, hipokryzji czy słabości intelektualnej. Tak jest po prostu dlatego, że monopol interpretacji w Europie jest zdominowany przez lewicę. Jeśli człowiek bierze udział w debacie na temat wartości, potrzebuje silnego wsparcia. Niewielu polityków ma tak silne poparcie wyborców jak ja. To nie było marzenie mojej młodości: zostać enfant terrible Europy. Ale gdy patrzę na obecny stan obywatelskiego, chrześcijańsko-demokratycznego obozu w Europie, wychodzi na to, że to ja muszę podjąć się tego zadania, którego nie ma kto wykonać.

Ale tak nie dzieje się wszędzie, widzimy w Europie wzmocnienie sił konserwatywnych: w Polsce, w Wielkiej Brytanii, w Szwajcarii, w Danii. Czy nie można powiedzieć, że wszystko w tym ruchu na prawo idzie we właściwym kierunku?

Tego nie można wykluczyć, delikatnie mówiąc. Tak, znaki czasu wydają się być korzystne. Ale patrząc z intelektualnego punktu widzenia, prawa strona sceny politycznej wciąż nie jest tak konkurencyjna w swoim potencjale i zdolnościach jak lewica. Nie jesteśmy mocni w mediach, ani silnie reprezentowani w think tankach, na uczelniach i w szkołach, czyli tam, gdzie przyszłe pokolenia są kształtowane. Bitwa ta została przegrana przez naszych rodziców.

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.