Zapoznawcza wizyta prezydenta Dudy w Berlinie była udana. Ale poklepywanie po ramionach nie zastąpi rzeczowego dialogu

PAP/Paweł Supernak
PAP/Paweł Supernak

Partnerzy do klepania

Przypominam o tym nie bez powodu. Jeśli ktoś twierdzi, że Prawo i Sprawiedliwość przyczyniło się w latach 2005-2007 do pogorszenia naszych relacji z Niemcami, ten kłamie lub nie ma pojęcia, o czym mówi. Stosunki Polski z Niemcami były w krytycznej fazie już przed objęciem władzy przez partię Jarosława Kaczyńskiego i prezydentury przez Lecha Kaczyńskiego. Dość wspomnieć roszczenia byłej szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach, dotyczące odszkodowań za „zbrodnie popełnione na Niemcach”, jej realizowany obecnie (po rządowym liftingu) postulat budowy muzeum w Berlinie, roszczenia majątkowe Pruskiego Powiernictwa, czy pępowinę gazową Schrödera i Putina na dnie Bałtyku, z pominięciem Polski, skutecznie blokującą dostęp statków większej wyporności do świnoujskiego portu. Można do tego dorzucić jeszcze podstępne storpedowanie unijnych ustaleń z Nicei przez niby naszych partnerów z Trójkąta Weimarskiego - Francji i Niemiec, którzy wydatnie osłabili siłę naszego głosu w UE (kto pamięta hasło wówczas opozycyjnej Platformy Obywatelskiej: „Nicea albo śmierć!”…?), wymuszenie na Brukseli przez kanclerza długiego okresu przejściowego w dostępie Polaków do unijnego rynku pracy, blokowanie przyjęcia naszego kraju do tzw. grupy Schengen oraz dołączenia Polski do grona eurodecydentów (obok RFN, Francji, Wlk. Brytanii, Hiszpanii i Włoch), czy np. ciągnącą się do dziś sprawę dysproporcji w traktowaniu niemieckiej mniejszości w Polsce i polskiej w Niemczech…

To nie PiS przyczyniło się do pogorszenia stosunków z Niemcami. Dostrzegała to również kanclerz Merkel, która napiętnowała lekceważenie Polski i Polaków przez Schrödera i dokonała korekty jego polityki. Nie zmienia to stanu rzeczy, albowiem równocześnie poparła ideę upamiętnienia „wypędzenia Niemców”, a podpisanie umowy o budowie bałtyckiej pipeline uznała za „jeden z najwspanialszych dni w historii Niemiec i Rosji”… Jednakże zrzucanie winy wyłącznie na Niemców bzobz także półprawdą. Prezydenta Kwaśniewskiego zadowalała żubrówka przywieziona przez jego delegację i wypita w Urzędzie Kanclerskim w Bonn (Kohl de facto jej nie pił, wolał wino), obiady ze Schröderem we włoskiej restauracji, czy balowanie w Berlinie z parą kanclerską. Także premier Leszek Miller afiszował się rzekomą przyjaźnią z kanclerzem lewicy i fotografował na stadionie w Gelsenkirchen, gdzie panowie na użytek fotografów pokopali sobie piłkę… - długo by wymieniać podobne zdarzenia o „politycznym wymiarze”.

Osobiste przyjaźnie w polityce bywają bardzo pomocne, pod tym wszakże warunkiem, że są szczere, zaś poklepywanie po ramionach nie zastępuje rzeczowego dialogu. Tego akurat zabrakło. Premier Donald Tusk na ołtarzu tzw. dobrosąsiedzkich stosunków położył wszystko, z milczącą zgodą na budowę gazociągu Nordstream i tzw. Centrum przeciw Wypędzeniom w Berlinie. Lepszego „partnera” trudno byłoby Niemcom sobie wyobrazić. Także prezydent Bronisław Komorowski wpasował się w te ramy - do historii jego dokonań przejdą przede wszystkim dwie fotografie: moknących w deszczu kanclerz Merkel i prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy’ego, którzy wpadli do Warszawy, aby pokazać, że trup tzw. Trójkąta Weimarskiego ożył, choć zaraz potem znów zdechł, oraz polskiego prezydenta odsłaniającego rok temu na poboczu drogi z kolegą z urzędu Joachimem Gauckiem tablicę z nazwą „Autostrada Wolności” (A2).

Dobra prasa

Na pochyłe drzewo polsko-niemieckich stosunków weszło wiele politycznych i dziennikarskich kóz, które beczą i dzisiaj. Co to będzie, co to będzie…!, rozległy się ostrzeżenia i lament ze strony usłużnych wobec PO mediów po wygraniu wyborów przez prezydenta Andrzeja Dudę. No, a jeśli dojdzie PiS do władzy, wtedy pewnie Polska wypowie Niemcom i Rosji wojnę… Już to widać, słychać i czuć, ponieważ następca Komorowskiego burzy spokój mieszając się do wewnętrznych spraw Niemiec, znaczy, niemieckich Polaków, bo wpycha się nieproszony do tzw. formatu normandzkiego i domaga się kontyngentu amerykańskich żołnierzy w Polsce…

To zrozumiałe, że z niemieckiego punktu widzenia lepszy byłby prezydent RP posłuszny wobec woli Berlina, oraz rząd klakierów w Warszawie. Jak będzie? Po zwycięstwie PiS przed dziesięciu laty, w ocenie komentatorów takich gazet jak np. „Die Welt”, „Die Zeit” itp. „partia zjadliwych karłów” Kaczyńskich zdobyła władzę „z pomocą antyniemieckich haseł”. Nie da się ukryć, że Jarosław Kaczyński miał parę bardzo niefortunnych wypowiedzi, które pomogły w wyciąganiu i propagowaniu takich wniosków. Prezydentowi Dudzie nie da się przyszyć tej łaty, bo „lubi Niemcy”, o czym tuż przed jego wizytą doniosły media w RFN, ma za Odrą przyjaciół, których pozdrowił nawet w oficjalnym wystąpieniu na Zamku Bellevue (siedziba Gaucka), żona jest nauczycielką języka niemieckiego… - trudno o takim mówić, że jest germanofobem. To może pomóc w ułożeniu prawdziwie partnerskich, polsko-niemieckich stosunków. Jeśli, po pierwsze, on sam będzie konsekwentny, oraz - po drugie, będzie współdziałał z rządem i odwrotnie.

Wizyta prezydenta Dudy nad Szprewą przebiegła gładko. Przyjechał, spodobał się i wyjechał. Po kurtuazyjnych odwiedzinach nie można oczekiwać więcej. Mimo to już daje się zauważyć, że osiągniecie wyższego parytetu przez nasz kraj w Niemczech nie pójdzie jak po maśle. Prezydent Gauck, acz w eleganckiej formie, potwierdził, czego Niemcy oczekują od Polski, np. odnośnie do przyjmowania uchodźców oraz, jaki ma stosunek do przywrócenia Polakom statusu mniejszości, którego pozbawiono ich w III Rzeszy dopiero w 1940r., i co utrzymano w mocy w traktacie dobrosąsiedzkim z 1991r. Z innego postulatu – dołączenia naszego kraju do tzw. grupy normandzkiej prezydent Duda dyplomatycznie wycofał się sam. Poruszył natomiast w rozmowie z kanclerz Merkel kwestie baz NATO w Polsce, czemu z uwagi na Rosję Niemcy konsekwentnie się sprzeciwiają.

Czy Andrzej Duda i przyszły rząd, jak wskazują sondaże Beaty Szydło, wyeliminują polityczne pustosłowie z polsko-niemieckiego dialogu? Rzeczą polityków jest działać i osiągać rezultaty, a nie paplać na lewo i prawo. Szanse są i to niemałe. Polsko-niemiecki protokół rozbieżności nie jest długi, diabeł tkwi w szczegółach. Partnerstwo, które zamierzył budować prezydent Duda, to nie tylko kwestie wielkiej polityki, to także współpraca wielopłaszczyznowa, wspólne inicjatywy i przedsięwzięcia, w tym infrastrukturalne, jak choćby np. realizacja ożywczej dla gospodarki, nie tylko na naszym Pomorzu, a zarzuconej idei budowy autostrady nadbałtyckiej, łączącej Niemcy, Polskę, Litwę Łotwę, po estoński Tallinn.

Tymczasem, po pierwszej wizycie Andrzej Duda jest zadowolony. Z Gauckiem porozmawiał „o najważniejszych kwestiach”, a „rozumiejąca sytuację” Merkel powiedziała, że chce być z nim „w stałym kontakcie”. Nie chcę psuć radosnego nastroju, ale Merkel mówi to każdemu z zagranicznych gości. Ale, fakt, w Berlinie było słonecznie i serdecznie. Tylko spokojnie, proszę, popadanie w skrajności to nasza narodowa specjalność… Czego możemy się spodziewać i co możemy osiągnąć, „jeśli”? O tym wkrótce, w moim następnym komentarzu.

« poprzednia strona
123

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.