Tu nie ma co ukrywać, to z ich powodów są takie złe relacje.
Tak, Litwa prowadzi wobec Polski bardzo krótkowzroczną politykę. Polska zaś wobec Litwy prowadzi politykę mało zręczną. To wina ociężałego aparatu w polskiej dyplomacji. To taki transatlantyk, który zanim dokona zwrotu, to musi minąć dużo czasu. A jak już skręci, to okazuje się, że istnieje potrzeba ponownej korekty kursu. Nasza dyplomacja jest szalenie mało manewrowa. To widać w relacjach choćby z Białorusią. Dyplomacja powinna być jak mały stateczek, który szybko koryguje kurs, bo takie są bieżące potrzeby i w razie potrzeby wraca na dawny tor bez zbędnej zwłoki. A u nas to jest tak, że trąbimy wsiadanego i ruszamy godzić się z Białorusią. Potem gramy wsiadanego i zaczynamy się od niej odgradzać.
W relacjach z Litwą wymagana jest taka delikatna, subtelna polityka. Nie mamy też szczęście do ambasadorów na Litwie. Co prawda jest tam budowana bardzo ładny budynek, ale żaden z ambasadorów nie nauczył się języka litewskiego. A przy tak trudnych stosunkach, to dyplomata chociaż powinien próbować się jego nauczyć. To też okazywanie szacunku gospodarzom, nawet jeśli się kaleczy ten język, to szanuje się człowieka za próby. Przypomnijmy sobie, jak lubiany jest w Polsce ambasador USA Stephen Mull, który właśnie stąd wyjeżdża.
Jest jeszcze jedna poważna sprawa, która obciąża nasze relacje. To są działania Waldemara Tomaszewskiego (lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. „Zasłynął” przypięciem do marynarki wstążki św. Jerzego, symbolu Rosji, w czasie agresji rosyjskiej na Ukrainę – przyp. red.). No co tu dużo mówić, to poważny błąd wspieranie tego człowieka, któremu najwyraźniej za mało jest Polaków i stara się o względy Rosjan litewskich.
Traci na tym polska racja stanu.
Oczywiście! Musimy oczywiście dbać o polską mniejszość. I musimy to robić wszelkimi dostępnymi metodami, włącznie z pomocą prawną, aby nasi rodacy wygrywali w Strasburgu sprawy przeciwko państwu litewskiemu. Ale też ważne jest odsunięcie Tomaszewskiego.
Zdaje się, że Litwini zauważyli to „uszczypnięcie” – jak pani to nazwała. Odezwały się głosy na Litwie, że piłka jest teraz po ich stronie boiska.
Tak i to prawda, piłka jest po ich stronie. Zdaje się, że pani prezydent Grybauskaitė nie przyjechała dwa czy więcej razy do Polski łamiąc obyczaj, kiedy prezydenci litewscy przyjeżdżali na święto Konstytucji 3 Maja, czy 11 Listopada. Ona zerwała z tym zwyczajem i postanowiła czynić nam afronty. Wiem, że były prowadzone rozmowy sondażowe, czy nie przyjechałaby na inaugurację prezydenta Dudy. Ale nie znam szczegółów, tak czy inaczej nie przyjechała.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tu nie ma co ukrywać, to z ich powodów są takie złe relacje.
Tak, Litwa prowadzi wobec Polski bardzo krótkowzroczną politykę. Polska zaś wobec Litwy prowadzi politykę mało zręczną. To wina ociężałego aparatu w polskiej dyplomacji. To taki transatlantyk, który zanim dokona zwrotu, to musi minąć dużo czasu. A jak już skręci, to okazuje się, że istnieje potrzeba ponownej korekty kursu. Nasza dyplomacja jest szalenie mało manewrowa. To widać w relacjach choćby z Białorusią. Dyplomacja powinna być jak mały stateczek, który szybko koryguje kurs, bo takie są bieżące potrzeby i w razie potrzeby wraca na dawny tor bez zbędnej zwłoki. A u nas to jest tak, że trąbimy wsiadanego i ruszamy godzić się z Białorusią. Potem gramy wsiadanego i zaczynamy się od niej odgradzać.
W relacjach z Litwą wymagana jest taka delikatna, subtelna polityka. Nie mamy też szczęście do ambasadorów na Litwie. Co prawda jest tam budowana bardzo ładny budynek, ale żaden z ambasadorów nie nauczył się języka litewskiego. A przy tak trudnych stosunkach, to dyplomata chociaż powinien próbować się jego nauczyć. To też okazywanie szacunku gospodarzom, nawet jeśli się kaleczy ten język, to szanuje się człowieka za próby. Przypomnijmy sobie, jak lubiany jest w Polsce ambasador USA Stephen Mull, który właśnie stąd wyjeżdża.
Jest jeszcze jedna poważna sprawa, która obciąża nasze relacje. To są działania Waldemara Tomaszewskiego (lider Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. „Zasłynął” przypięciem do marynarki wstążki św. Jerzego, symbolu Rosji, w czasie agresji rosyjskiej na Ukrainę – przyp. red.). No co tu dużo mówić, to poważny błąd wspieranie tego człowieka, któremu najwyraźniej za mało jest Polaków i stara się o względy Rosjan litewskich.
Traci na tym polska racja stanu.
Oczywiście! Musimy oczywiście dbać o polską mniejszość. I musimy to robić wszelkimi dostępnymi metodami, włącznie z pomocą prawną, aby nasi rodacy wygrywali w Strasburgu sprawy przeciwko państwu litewskiemu. Ale też ważne jest odsunięcie Tomaszewskiego.
Zdaje się, że Litwini zauważyli to „uszczypnięcie” – jak pani to nazwała. Odezwały się głosy na Litwie, że piłka jest teraz po ich stronie boiska.
Tak i to prawda, piłka jest po ich stronie. Zdaje się, że pani prezydent Grybauskaitė nie przyjechała dwa czy więcej razy do Polski łamiąc obyczaj, kiedy prezydenci litewscy przyjeżdżali na święto Konstytucji 3 Maja, czy 11 Listopada. Ona zerwała z tym zwyczajem i postanowiła czynić nam afronty. Wiem, że były prowadzone rozmowy sondażowe, czy nie przyjechałaby na inaugurację prezydenta Dudy. Ale nie znam szczegółów, tak czy inaczej nie przyjechała.
Rozmawiał Sławomir Sieradzki
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/262602-agnieszka-romaszewska-w-relacjach-polsko-litewskich-pilka-jest-po-stronie-wilna-intencja-ominiecia-litwy-bylo-ich-lekkie-uszczypniecie-nasz-wywiad?strona=2