Co z polityką zagraniczną nowego prezydenta? Konrad Szymański: "Nie możemy poprzestać na byciu reprezentowanym przez ten czy inny kraj." NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Jest rzeczą bardzo niepokojącą, że dziś dialog na temat przyszłości Unii odbywa się między północą a południem z pominięciem Europy Środkowej

— mówi portalowi wPolityce.pl Konrad Szymański, były eurodeputowany PiS.

wPolityce.pl: Gdyby był pan doradcą nowego prezydenta, to jaką stolicę poradziłby mu pan jako pierwszą do odwiedzenia?

Konrad Szymański: Nie lubię tego pytania. Ono się cały czas pojawia, natomiast to nie jest sprawa płytkiej symboliki. Rzecz w tym, aby dobrze ułożyć cykl wyjazdów prezydenta, nie tylko do pierwszej, ale też drugiej, trzeciej, dziesiątej stolicy.

Ta pierwsza wizyta jest trochę…

Jej symbolika jest przesadzona, tak?

Tak. Zbyt mocno koncentruje się na niej uwagę. Istotą jest długofalowy cykl wizyt międzynarodowych prezydenta. To też zależy od kontekstu rządowego.

Dobrze, to w takim razie nie będę zmuszał pana do odpowiedzi o pierwszą wizytę, ale za to proszę powiedzieć jakie priorytety w polityce zagranicznej powinny być u nowego prezydenta? Co zaniedbał poprzednik?

Z całą pewnością powinniśmy odgrywać bardziej podmiotową rolę na Wschodzie. To ma związek z tym w jakim stopniu rozumiemy się wewnątrz Unii Europejskiej, także z największymi krajami, które wykazują zainteresowanie tym, co się dzieje na Wschodzie.

To nie musi oznaczać samotnej polityki, ale powinno oznaczać kurs na większą podmiotowość i samodzielność Polski. Nie możemy poprzestać na byciu reprezentowanym przez ten czy inny kraj.

Istotne jest podjęcie próby – co będzie procesem długotrwałym – wzmocnienia współpracy regionalnej, tak w zakresie bezpieczeństwa zbiorowego, co jest na pewno poważnym zamartwieniem takich krajów jak Litwa, Łotwa czy Estonia, a z drugiej strony Rumunia. Ma to kontekst NATO-wski, a nie tylko unijny. To wzmocnienie współpracy powinno dotyczyć szerszego obszaru, dziewiątki krajów Europy Środkowej będących w Unii, które mogłyby w większym stopniu koordynować swoją politykę unijną i zagraniczną. To nie jest plan konfrontowania się z jakimikolwiek innymi stolicami europejskimi. Chodzi o inne wymierzenie proporcji tak w dialogu strategicznym jak i w codziennej pracy regulacyjnej na forum UE.

Ciężko będzie nowej dyplomacji wejść do pierwszego szeregu krajów, które np. negocjują w sprawie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Format normandzki jest zamknięty, a Niemcy, czy Rosja nie życzą sobie Polski przy stole negocjacyjnym.

Ten format nie jest jedynym miejscem, gdzie rozmawia się o sprawach ukraińskich i szerzej – wschodnich. Trwałość tego formatu jest nam nieznana. Na razie ten format nieznacznie powstrzymał negatywny rozwój wypadków na Ukrainie, ale niczego definitywnie nie załatwił.

Nie chodzi o to, aby z dnia na dzień nastąpiły jakieś zmiany, ale o zaznaczenie kierunku zmian. Jego realizacja jest zależna nie tylko od naszej woli – co jest pierwotnym warunkiem - ale także od tego, jak ułoży się sytuacja wewnątrz Unii Europejskiej. Wydaje się, że dzisiaj środowisko unijne jest środowiskiem coraz bardziej plastycznym. Szuka się nowych rozwiązań dla wielu obszarów działania UE i to jest szansa również dla Polski. Te zmiany powinniśmy obserwować i aktywnie włączyć się w tę ewolucję Unii, aby uzyskać większą podmiotowość, głównie w obszarze wschodnim i środkowoeuropejskim. Powinniśmy również być przygotowani na debatę o zasadniczej reformie UE.

Jest rzeczą bardzo niepokojącą, że dziś dialog na temat przyszłości Unii odbywa się między północą a południem z pominięciem Europy Środkowej. A przecież niektóre reformy unijne mogą być istotne dla naszej części kontynentu.

Ciąg dalszy rozmowy na następnej stronie.

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych