Prof. Roszkowski: "Historia łagodnych wobec Rosji intelektualistów zachodnich znaczona jest też opowieścią o płatnych agentach wpływu". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl
fot. wPolityce.pl

Co pewien czas z Zachodu docierają informacje, że kolejny intelektualista potępia NATO i generalnie cały Zachód, za jego „agresję” wobec Rosji. Właśnie w podobnym tonie wypowiedział się noblista Günter Grass, który przestrzegł w wiedeńskiej gazecie, żeby nie popełnić z Ukrainą podobnego błędu, jaki popełniono, gdy rozszerzano NATO o takie kraje jak Polska.

CZYTAJ WIĘCEJ: Günter Grass: Zachód popełnia te same błędy wobec Ukrainy, jakie popełnił m. in. wobec Polski; niepotrzebnie obiecuje przyjęcie w swe struktury

O tym co kieruje postępowaniem ludzi, którzy na co dzień szermują hasłami obrony praw człowieka, ale co jakiś czas stają w obronie kraju, gdzie prawa człowieka są codziennie gwałcone, rozmawiamy z historykiem prof. Wojciechem Roszkowskim.

wPolityce.pl: Skąd się bierze wśród zachodnich intelektualistów miłość do Rosji?

Prof. Wojciech Roszkowski: To bardzo trudne zagadnienie. Historia takiego łagodnego postrzegania Rosji sięga XVIII wieku. Czyli czasów, gdy caryca Katarzyna omamiła encyklopedystów francuskich…

Woltera m.in.?

Tak. Oni wszyscy uważali, że Rosja jest tajemnicza, dziwna, egzotyczna, ale warta sympatii, współczucia, ewentualnie warte poparcia są różne rosyjskie reformy czy zmiany. Ilekroć pojawiał się nowy rosyjski car, to od razu na Zachodzie myślano, że wprowadzi on różne pozytywne zmiany. Bardzo dobrze duchowość zachodnich intelektualistów opisał Paul Johnson w książce „Intelektualiści”. No więc kim są ci intelektualiści? To są pisarze, artyści, malarze, czasami gwiazdy sceny. To są ludzie, którzy w różnych dziedzinach zdobyli popularność i ich słucha się niezależnie od tego, czy na temat tego, o czym mówią, znają się, czy nie. Czasami chcą odgrywać większą rolę niż zasługują. Jeśli ktoś jest aktorem, to przecież nie znaczy, że dobrze zna się na Rosji. Przykładem jest choćby Gerard Depardieu. Stąd taka gotowość do usprawiedliwiania rosyjskich zachowań despotycznych, choć oczywiście to ich nie tłumaczy. Ja uważam, że to nawet podchodzi pod zdradę Zachodu…

CZYTAJ TAKŻE: Gerard Depardieu wie, jak przypodobać się Putinowi. „Ukraina to część Rosji”

Ideałów zachodnich, tak?

Właśnie. Bo czymże jest duchowość intelektualistów zachodnich XXI wieku? To jest relatywizm, hedonizm, to są raczej wszystkie grzechy, które są słabością Zachodu, ale w żadnym razie nie stanowią jego istoty. Istotą cywilizacji zachodniej są raczej takie cechy jak godność człowieka, równoważenie praw i obowiązków, dążenie do prawdy itd.

Czyli przymiotów, których próżno szukać w cywilizacji rosyjskiej, prawda?

Owszem; i w Rosji ich trudno szukać i w tych intelektualistach – bardzo często głoszących poglądy relatywistyczne, hedonistyczne i różne takie, które stanowią zaprzeczenie duchowości Zachodu w tym pozytywnym sensie.

Czy świat polityki na Zachodzie wsłuchuje się w głosy intelektualistów takich jak Grass, czy jest na szczęście zaimpregnowany, uodporniony na nich?

Myślę, że poglądy intelektualistów sobie swobodnie krążą, mają one pewien wpływ na opinię publiczną. Natomiast politycy muszą oceniać twarde fakty. Niezależnie od tego, czy pani kanclerz Angela Merkel była wychowana w NRD, była w FDJ

I była propagandystką komunistyczną aż po przełom w Niemczech…

Tak, i zna rosyjski znakomicie, to w tej chwili musi brać pod uwagę twarde, realne fakty. Jej miękkość wobec Rosji może łagodzić surowość sankcji, ale tak czy inaczej jako polityk wie więcej o Rosji, niż intelektualiści. Proszę zobaczyć jak było z prezydentem Obamą. On chciał resetu, jakie głupstwa opowiadał. Dostał nawet za nie nagrodę Nobla, którą dostał awansem, co jest śmieszne. A gdy przyszło co do czego, a miał w ręku łupki, ropę, ceny węglowodorów i zobaczył, że Putin wystrychnął USA na dudka gwałcąc porozumienie z 1994 r. (o denuklearyzacji Ukrainy i zagwarantowania jej jednocześnie nienaruszalności terytorialnej – przyp. red.) to się z lekka zdenerwował i wprowadził sankcje. Tak więc politycy są czasami mądrzejsi, nie zawsze, ale na ogół są mądrzejsi od tzw. intelektualistów. Mają bowiem informacje o Rosji z wielu źródeł, np. wywiadowczych.

Tych intelektualistów Moskwa nawet nie musi opłacać. Oni tak kochają Rosję sami z siebie?

Myślę, że w większości nie musi im płacić. Choć oczywiście historia tych łagodnych wobec Rosji intelektualistów zachodnich znaczona jest też opowieścią o płatnych agentach wpływu. Bardzo dobrze na ten temat mówi książka Dariusza Tołczyka „Gułag w oczach Zachodu”. W niej jest mowa o całej masie tzw. pożytecznych idiotów, którzy nawet pieniędzy nie brali za swoją działalność. Napędzała ich jedynie głupota. Ale oczywiście byli też płatni agenci wpływu. Generalnie Rosja zdobywała o sobie dobre opinie na Zachodzie bardzo tanio.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych