"Proszę przyjąć do wiadomości, że jestem politykiem polskim i reprezentuję interes Rzeczypospolitej". Posłanka PiS w liście do niemieckich polityków w odpowiedzi na ich zarzuty

facebook.com
facebook.com

Posłanka Dorota Arciszewska-Mielewczyk odpowiedziała politykom niemieckim z landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii. W bardzo ostrym tonie – bo ci, nieprzyzwyczajeni do innej oceny, niż pozytywna relacji polsko-niemieckich - oskarżyli posłankę PiS o psucie tychże relacji m.in. w kontekście jej krytyki serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Zasugerowali, że nie życzą sobie posłanki Arciszewskiej-Mielewczyk na spotkaniach niemiecko-polskiej grupy parlamentarnej.

CZYTAJ WIĘCEJ: Arciszewska-Mielewczyk: Niemcom lepiej się rozmawia z osobami takimi jak Bartoszewski. Ale ja nie jestem przedstawicielką Bundestagu! NASZ WYWIAD

Publikujemy polską wersję listu posłanki:

Szanowni Panowie,

Zapoznałam się z treścią listu, który wystosowaliście do Kongresu Organizacji Polskich w Niemczech w dniu 04.11.2014 r. Jestem treścią Panów listu głęboko poruszona ale i zarazem zasmucona.

W kwestii formalnej pragnę Panów zapewnić, że z nikim wcześniej (przed spotkaniem) nie „dzieliłam się rolami”. Zawsze staram się być przygotowana do tego rodzaju spotkań i nie potrzebuję wsparcia, nawet od osób mi życzliwych. Z tym większym zadowoleniem przyjmuje do wiadomości, iż zauważyliście Panowie, że nie tylko ja reprezentowałam poglądy, które Was „irytują”. Jestem również przekonana, że w żaden sposób nie naruszyłam zasady gościnności, którą my Słowianie doskonale czujemy, rozumiemy jej prawdziwą istotę. Z tej zasady skorzystała np. Erika Steinbach, która w 2011 r. odwiedziła w Polsce i mogła mówić… to co jej ślina na język przyniosła.

Szanowni Panowie,

Relacje polsko-niemieckie na płaszczyźnie gospodarczej oraz w relacjach międzyludzkich oceniam dobrze. Dobrze, to nie oznacza bardzo dobrze. Natomiast mamy do czynienia z kilkoma problemami natury politycznej, które są obecnie w letargu, nie są podnoszone w rozmowach bilateralnych. O tych kwestiach mówiłam podczas spotkania, więc nie będę ich ponownie przytaczała w niniejszym liście. Jak widać – z treści Panów listu - w ocenie tych problemów głęboko się różnimy.

Widać wyraźnie, że jesteście Panowie szczerze zaskoczeni, że ktoś (w tym wypadku moja skromna osoba) publicznie podnosi kwestie, o których - jak sadzę - Panowie wiecie, ale nie chcecie o nich słyszeć, nie chcecie o nich publicznie rozmawiać. Rozumiem Wasz punkt widzenia, bo jesteście politykami niemieckimi i reprezentujecie interes państwa niemieckiego.

Proszę więc przyjąć do wiadomości informację, że jestem politykiem polskim i reprezentuje interes Rzeczypospolitej. W tym kontekście proszę się po mnie nie spodziewać żadnych kompromisów w sprawach zasadniczych! Tak wiem, po naszej stronie macie wielu polityków (i z pewnością z takimi mieliście do tej pory do czynienia), którzy wyznają „zasadę strusia” – jak struś schowa głowę w piasek, to go nie widać.

Taka postawa jest mi absolutnie obca, odrzucam ją, bo bezpośrednio godzi w interes Polski, a pośrednio uderza również w państwo niemieckie – nasze wzajemne relacje. Jeżeli zamieciecie kurz pod dywan, to wcale nie oznacza, że on zniknie, jego z czasem będzie coraz więcej przybywało. Więc albo będziemy o problemach rozmawiać, albo będziemy je przemilczać. Pragnę do Panów zaapelować, abyście obejrzeli nagranie ze spotkania z dokładnym tłumaczeniem, bo być może tłumaczenie jest tutaj problemem samym w sobie.

Pragnę Panów zapewnić, że gdy Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory parlamentarne sprawy, o których mówiłam na spotkaniu muszą stanąć na agendzie - albo je rozwiążemy wcześniej, albo wybuchną później ze zdwojoną siłą. Chcę mieć Niemców za przyjaciół i nie godzę się na debatę, gdzie jedna ze stron jest z definicji wielkim niemową.

Zapraszam Panów do Polski. Porozmawiajmy. Nikt w Polsce głosu Panom nie będzie odbierał. Jesteśmy narodem, który miłuje wolność, w tym również wolność słowa, zwłaszcza że polityk mówi na własny koszt.

Tym bardziej zaskoczyła mnie zawoalowana groźba, że Panów wskazówki powinny być w przyszłości przestrzegane. Jestem tym zaszokowana, bo stawicie swoiste ultimatum, albo rozmawiamy na tematy, o których Panowie chcecie z nami rozmawiać, albo nie rozmawiamy wcale. Tylko co to ma wspólnego z debatą, która jest fundamentem demokracji?

Nie wykluczam, że lubicie i chcecie rozmawiać z polskimi politykami o konsystencji puddingu, ale to oznacza, że Rzeczpospolita jest przedmiotem, a nie podmiotem w tej dyskusji. Ja na to się nie zgadzam!

Wielokrotnie dziękowałam Gospodarzom za zorganizowanie spotkania, na którym wolni obywatele rozmawiają o sprawach, które ich dotykają, bolą. Jeżeli chcemy dojść do źródeł problemów musimy płynąć pod prąd. Jeżeli chcecie Panowie płynąć z prądem, to macie całą paletę polskich polityków, z którymi w każdym momencie możecie rozmawiać o niczym.

opr. Slaw

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.