Polacy kończą igrzyska z 11. medalami. Największe wrażenie na kibicach zrobił triumf Anity Włodarczyk. PODSUMOWANIE

Fot. YouTube
Fot. YouTube

ŁUCZNICTWO

Karina Lipiarska-Pałka skupiła na sobie uwagę polskich kibiców, gdyż wystartowała pierwsza z biało-czerwonych, jeszcze przed uroczystym otwarciem igrzysk. W eliminacjach - 40., w 1/32 finału przegrała po dogrywce z Turczynką Yasemin Anagoz 5:6 i uplasowała się na 33. pozycji.

PIĘCIOBÓJ NOWOCZESNY

Oktawia Nowacka zdobyła pierwszy w historii medal olimpijski dla Polski w kobiecym pięcioboju. Sięgnęła po brąz, a gdyby nie problemy zdrowotne przed igrzyskami mogła być silniejsza i odeprzeć atak Australijki Chloe Esposito oraz Francuzki Elodie Clouvel w ostatniej konkurencji - biegu ze strzelaniem. Zaczęła od rewelacyjnej szermierki, którą wygrała, popłynęła na miarę swoich możliwości, a i z jazdy konnej była bardzo zadowolona. Przed decydującą rozgrywką była liderką, lecz pod koniec biegu wyraźnie zaczęło jej brakować sił. Dzielnie dobrnęła jednak do mety i stanęła na podium.

25-letnia Nowacka nawiązała do sukcesów w latach 80. i 90. kiedy Polki nie miały sobie równych w świecie. Wtedy jednak tej dyscypliny nie było w programie igrzysk. Debiutowała w Sydney w 2000 roku, gdy wielkie poprzedniczki Nowackiej - Dorota Idzi, Iwona Kowalewska, Barbara Kotowska czy Anna Sulima - najlepsze lata miały już za sobą.

Oprócz Nowackiej w Rio de Janeiro startowali Anna Maliszewska, która była 19. i Szymon Staśkiewicz - 27.

PIŁKACZNA

Występom drużyny trenera Tałanta Dujszebajewa towarzyszyła huśtawka nastrojów. Po niezbyt udanej fazie grupowej, w której Polacy wygrali tylko dwa mecze i awansowali do ćwierćfinału z czwartego miejsca, mało kto liczył na to, że mecz o półfinał z Chorwacją będzie miał szczęśliwe zakończenie. Tymczasem zagrali znakomicie i pokonali ekipę z Bałkanów 30:27. Na szczególne wyróżnienie zasłużyli Piotr Wyszomirski, który w bramce grał jak natchniony oraz zdobywca 12 goli w tym meczu Karol Bielecki.

Biało-czerwoni nie byliby sobą, gdyby nie stworzyli kolejnego horroru, co ich wyróżnia niemal na każdym turnieju. W półfinale grając przeciwko Danii jednym z głównych bohaterów był skrzydłowy Michał Daszek, który trzy sekundy przed końcem regulaminowego czasu oddał rzut życia, z biodra z dystansu wyrównał na 25:25, doprowadzając do dogrywki. Tym razem jednak nie było happy endu. Polacy przegrali 28:29 i pozostała im walka o brązowy medal z Niemcami.

W ostatnim występie zabrakło sił. Zarówno w sferze fizycznej, jak i psychicznej znacznie mocniejsi byli rywale. Oni też popełniali błędy, ale gra Polaków układała się tylko do 15. minuty. Potem dominowali Niemcy i zwyciężyli 31:25. Dokładnie 40 lat temu w Montrealu biało-czerwoni sięgnęli po jedyny w historii medal olimpijski - brązowy. Polacy bardzo chcieli powtórzyć ten sukces, ale nie dali rady.

YWANIE

Do Brazylii udała się rekordowa, 20-osobowa kadra, ale nikt nie zdołał nawet awansować do finału. Poprzednio taka sytuacja miała miejsce 40 lat temu w Montrealu. Oczekiwania były znacznie większe, bo w ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Kazaniu biało-czerwoni wywalczyli trzy medale, a dobrze rokowały też męskie sztafety.

Największe rozczarowanie to odpadnięcie już w eliminacjach dwukrotnego wicemistrza świata Radosława Kawęckiego na 200 m stylem grzbietowym oraz Jana Świtkowskiego na 200 m  motylkowym. By awansować zabrakło im - odpowiednio - trzech i jednej setnej części sekundy. Na półfinale 100 m stylem motylkowym rywalizację zakończył Konrad Czerniak. Katastrofalnie spisali się weterani - Mateusz Sawrymowicz był 33. na 1500 m kraulem, a Paweł Korzeniowski tę samą lokatę zajął na 100 m stylem motylkowym. Przyczyny? W wypowiedziach zawodników tuż po starcie dominowało stwierdzenie „nie wiem, co się stało”.

Polski Związek Pływacki zapewniał, że dołożył wszelkich starań, aby zawodnicy byli jak najlepiej przygotowani. Bezpośrednio przed igrzyskami mieli zgrupowania w Grecji i Brazylii. Wpadki organizacyjnej jednak również nie zabrakło. Z powodu niedopatrzenia trenerów na 100 m stylem dowolnym, choć wypełnił minimum, nie mógł wystartować Czerniak, bo… nie został zgłoszony.

Jedynym zawodnikiem, który może wrócić z Rio z podniesionym czołem jest Kacper Majchrzak. Na 200 m stylem dowolnym ustanowił rekord Polski, co ostatecznie dało mu 10. miejsce.

PODNOSZENIE CIĘŻARÓW

Z pięciorga zawodników, którzy pojechali do Rio jedynym sklasyfikowanym był Arkadiusz Michalski - zajął siódmą pozycję w klat. 105 kg. Dwuboju nie ukończyli Patrycja Piechowiak (69 kg) oraz Bartłomiej Bonk (105 kg). Ale ich nieudany występ to nic wobec wydarzeń spoza pomostu. Niechlubnymi bohaterami polskiej ekipy zostali bracia Tomasz i Adrian Zielińscy, którzy wpadli na stosowaniu dopingu.

Tomasza zbadano tuż po przylocie do Brazylii i wyniki obu próbek wykazały obecność w jego organizmie nandrolonu. Zawodnik nie przyznał się do winy, choć ta była bezsporna, gdyż dopuszczalna norma została przekroczona prawie pięciokrotnie. Mówił o pomyłce, spisku, zapewniał, że był czysty, odwoływał się do wielu lat startów, także w narodowych barwach. W jego obronie stanął Adrian, mistrz olimpijski z Londynu, który w Brazylii już w wyższej kategorii był jednym z głównych kandydatów do podium. Do rywalizacji jednak nie przystąpił, bo wyniki badań przeprowadzonych jeszcze w kraju półtora miesiąca przed olimpijskim startem nie pozostawiły złudzeń - on też stosował niedozwolone wspomaganie.

Nie mam nic sobie do zarzucenia, nie mam żadnych wyrzutów sumienia, ponieważ nie wiem, jakim cudem ta substancja znalazła się w moim organizmie. Jest to niemożliwe, żebym stosował doping” - podkreślił starszy i bardziej utytułowany z Zielińskich.

Obaj zostali skreśleni z olimpijskiej kadry, musieli opuścić wioskę i w niesławie wrócili do kraju. Zapowiedzieli kroki prawne i walkę o ochronę dobrego imienia.

SIATKÓWKA

Gdy w 2014 roku polscy siatkarze zostali mistrzami świata, zaczęto przypominać historię sprzed 40 lat. Wtedy dwa lata po triumfie w mundialu, biało-czerwoni zdobyli olimpijskie złoto. Obecna drużyna nie poszła jednak śladami wielkich poprzedników. Skład od MŚ, które przyniosły wielki sukces Polakom, zmienił się znacznie, a w okresie dzielącym oba wielkie turnieje największym sukcesem podopiecznych trenera Stephane’a Antigi był… awans do igrzysk, wywalczony „rzutem na taśmę”, w ostatnich z zawodów kwalifikacyjnych.

Podobnie jak w Pekinie i Londynie apetyty kibiców rozbudziła faza grupowa igrzysk, w której jedynej porażki biało-czerwoni doznali po tie-breaku z Rosją. Później jednak nastąpiło mało przyjemne zderzenie z rzeczywistością. Tym razem w ćwierćfinale za silna okazała się drużyna USA, a wynik 3:0 nie pozostawił złudzeń, kto tego dnia był lepszy.

Amerykanie nam udowodnili, że na razie nie zasłużyliśmy na to, by być w półfinale takiej wielkiej imprezy” - przyznał atakujący kadry Bartosz Kurek.

SIATKÓWKA PLAŻOWA

Rozczarowanie. Męskie duety - Piotr Kantor i Bartosz Łosiak oraz Grzegorz Fijałek i Mariusz Prudel - w miarę regularnie w ostatnich miesiącach, choć często na zmianę, plasowały się w czołówkach turniejów cyklu World Tour. W klasyfikacji tego sezonu pierwsza z par jest ósma, a druga - ćwierćfinaliści igrzysk w Londynie - 16. W Rio dla żadnej z nich nie znalazło się miejsce w czołowej „16”. I marne to pocieszenie, że Kantor-Łosiak ulegli w barażu późniejszym srebrnym medalistom Włochom Paolo Nicolai i Daniele Lupo. Pewnym usprawiedliwieniem może być fakt, że Kantor krótko przed zawodami doznał złamania palca i nie trenował cztery tygodnie.

Po świetnym początku apetyty na lepszy wynik niż tylko miejsce w „16” rozbudziły też Monika Brzostek i Kinga Kołosińska. O ćwierćfinał przegrały z Australijkami po zaciętym pojedynku. „Zanotowałyśmy ogromny postęp w ostatnich latach, więc mamy nadzieję, że uda nam się to także w przeciągu kolejnych czterech lat i z Tokio wrócimy z lepszym rezultatem” - oznajmiła Kołosińska.

STRZELECTWO

Przed czterema laty w Londynie było srebro Sylwii Bogackiej i dodatkowo dwa miejsca w czołowej ósemce. Tym razem w żadnym z finałów biało-czerwonych nie było, a najlepszym wynikiem było 12. pozycja Aleksandry Jarmolińskiej w skeecie.

SZERMIERKA

Największe nadzieje wiązano z występem szablistek, zarówno indywidualnym, jak i zespołowym. Należąca od ponad dekady do światowej czołówki Aleksandra Socha potwierdziła, że igrzyska jej nie służą i przegrała już pierwszą walkę. „Nie jestem chyba dzieckiem igrzysk. Za nerwowo trochę i za szybko chciałam wygrać, ale trudno nie chcieć” - płakała liderka ekipy w strefie mieszanej, gdzie zawodnicy spotykają się z dziennikarzami.

W drużynówce zwycięstwo w ćwierćfinale z ekipą USA, z urodzoną we Wrocławiu Dagmarą Wozniak i Edwardem Korfantym w roli trenera, otwierało drogę do podium. Na niepowodzeniu w dużym stopniu zaważył słaby początek. Socha, jak zwykle w drużynie, dwoiła się i troiła, doprowadzając do remisu 43:43, ale dwa ostatnie trafienia zadała dwukrotna mistrzyni olimpijska Mariel Zagunis. To drugi z rzędu olimpijski występ szermierzy bez medalu, których mają w sumie dorobku 22.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.