W Stanach Zjednoczonych kobiety ciężarne są bardzo częstymi ofiarami, ponieważ pragną dziecka, ale oczekuje się, że dokonają aborcji. Bardzo wielu mężczyzn jest bardzo zdeterminowanych, aby zaciągnąć kobietę będącą w ciąży do kliniki aborcyjnej
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Rebecca Kiessling, prawnik i działaczka pro-life, prezes organizacji „Save the 1”.
Rebecca urodziła się 22 lipca 1969 r. w Michigan. Wychowała się w żydowskiej rodzinie, która adoptowała ją, gdy była niemowlęciem. W wieku 18 lat poznała swoją biologiczną matkę i dowiedziała się, że jest dzieckiem poczętym w wyniku gwałtu, a żyje tylko dlatego, że ówczesne amerykańskie prawo zakazywało aborcji. Jest to jej pierwsza wizyta w Polsce, do której przybyła, aby wygłosić cykl wykładów w Warszawie, Lublinie, Krakowie, Toruniu i Łomiankach.
wPolityce.pl: To Pani pierwsza wizyta w Polsce i można powiedzieć, że przyjęcie nie było najcieplejsze. Pewne środowiska studenckie m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim złożyły petycję, aby odwołać Pani wykład na uczelni. Okazało się, że również władze uczelni w Warszawie czy Toruniu zdecydowały się odwołać Pani wystąpienia.Zdziwiło to Panią, czy może jest to coś z czym się Pani już niejednokrotnie spotkała?
Rebecca Kiessling: Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczona protestami środowisk studenckich. Zaskoczyło mnie coś zupełnie innego, mianowicie to, że uniwersytety zdecydowały się na odwołanie spotkań ze mną. Jest nie do pomyślenia, aby podobna sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych. Zakładałam, że w Polsce także istnieje wolność słowa, a przecież społeczeństwo amerykańskie jest o wiele bardziej liberalne niż polskie, a mimo to, takie sytuacje się nie zdarzają. Z drugiej strony, dzięki tym protestom moja wizyta uzyskała dodatkowy rozgłos. Z chęcią wysłałabym tym osobom bukiet kwiatów z wdzięczności, bo dzięki nim, mam o wiele większy rozgłos i większe możliwości oddziaływania.
Skupmy się na chwilę na Stanach Zjednoczonych. Jednym z pierwszych ruchów nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych - Donalda Trumpa, było obcięcie dofinansowania dla klinik proaborcyjnych. Czego ruchu pro-life w Ameryce oczekują od nowej administracji w Waszyngtonie?
Muszę przyznać, że nie jestem wielką fanką Donalda Trumpa. Powiedział on wiele potwornych i poniżających rzeczy o kobietach. Ponadto Trump podpisał dekret o przywróceniu „Mexico City Policy”, które zakłada finansowanie aborcji dzieci poczętych w wyniku gwałtu. Każdy akt przyjmowany przez Trumpa dotyczący odcięcia funduszy państwowych od ruchów aborcyjnych robi wyjątek i zakłada państwowy sponsoring aborcji dzieci poczętych wyniku gwałtu. Muszę przyznać, że jest to o wiele gorsze, niż opinia, z którą się czasem spotykam, gdy ktoś mówi mi, że moja mama i tak powinna mieć prawo do dokonania aborcji. Dekret podpisany przez Trumpa pozwala na finansowanie aborcji z naszych podatków. To już nie jest wolność indywidualna, to jest ogólnopaństwowe poparcie.
Jednak dekrety podpisane przez prezydenta Trumpa spotkały się protestami…
To było nic w porównaniu z liczbą osób, które uczestniczyły w „Marszu za życiem” kilka dni później. Trumpowi trzeba jednak przyznać, że odegrał istotną rolę, aby „Marsz dla życia” był w tym roku rekordowo liczny i doczekał się zainteresowania ze strony mediów.
Rozmumiem, że ze strony Barcka Obamy, nie mogliście liczyć na pomoc.
Nie. Muszę jednak przypomnieć, że Obama podpisał ustawę o ochronie dzieci poczętych w wyniku gwałtu, która odbierała prawa rodzicielskie gwałcicielom. Autorem tej ustawy jest moja organizacja. Kobiety, które wiedzą, że będą miały gwarancję, że gwałciciel pozostanie bez prawa do opieki nad dzieckiem, będą chętniej decydowały się na urodzenie dziecka. Rozmawiałam już z przedstawicielami polskiego parlamentu właśnie w kwestii wprowadzenia Polsce takiego prawa.
I z jakim odbiorem się Pani spotkała?
To jest dopiero początek naszej współpracy. Musimy przemyśleć obecny status prawny w tej kwestii i dążyć do wprowadzenia tego typu ustawy. Niedawno uczestniczyłam we wprowadzeniu takiego prawa w Brazylii, również na Malcie są prowadzone tego rodzaju prace. Przyznam, że widzę tutaj dużo perspektyw. Słyszałam, że w Polsce zeszłego roku dokonano tylko trzech aborcji z powodu poczęcia dziecka w wyniku gwałtu. To może jest liczba nieistotna, ale o wiele większa jest liczba kobiet, które takie dzieci wychowują i naszym zadaniem jest wspierać je i pomagać im.
Pod koniec zeszłego roku przez Polskę przelała się fala protestów przeciwko wprowadzeniu ustawy o ochronie życia. Wśród argumentów było m.in. to, że kobiet, które zaszły w ciąże w wyniku gwałtu, nie można zmuszać do heroizmu. Jak Pani się odnosi do takich argumentów?
Słyszałam o protestach w Polsce i muszę przyznać, że w głosach, które zaistniały w debacie po obu stronach zabrakło jednego, które ja chcę szczególnie przedstawić. Zabrakło głosu kobiet, które poczęły się wyniku gwałtu, które zostały zgwałcone i urodziły dziecko, które kochają i chcą wychować. Tego głosu zabrakło. Często pojawiają się głosy o karze śmierci dla gwałcicieli, ale to nie gwałcicielowi grozi kara śmierci, ale nienarodzonemu dziecku. To gwałciciel powinien być karany, a nie dziecko, które poczęło się w wyniku gwałtu. Większość kobiet, które zostały zgwałcone nie chce aborcji. W USA statystki pokazują, że kobiety, które zaszły w ciąże w wyniku gwałtu rzadziej decydują się na aborcje, niż w przypadku innych nieplanowanych ciąż. Ponad 50 proc. kobiet decyduje się wychować dziecko poczęte w wyniku gwałtu, od 25 proc. do 35 proc. oddaje je do adopcji, a tylko od 15 do 25 proc. decyduje się na aborcję. Kobiety po tym co je spotkało ze strony gwałciciela, nie chcą jeszcze więcej przemocy. Kolejna dawka przemocy nie jest rozwiązaniem.
Niezwykle ważna wydaje się więc pomoc kobietom, które znalazły się w takiej sytuacji.
Wczoraj rozmawiałam z przedstawicielem polskiego parlamentu, który mówił, że współpracował nad projektem ustawy, która gwarantowałoby pomoc finansową ze strony państwa dla takich kobiet. Spotkał się on z bardzo ostrym sprzeciwem feministek, które zarzuciły mu, że „promuje i wspiera gwałcicieli”. Pokazuje to hipokryzję środowisk feministycznych i świadczy o tym, że są one wyłącznie za jednym wyborem - za aborcją. Feministki czują nienawiść i żal do kobiet, które zdecydowały się urodzić i wychować dziecko poczęte w wyniku gwałtu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W Stanach Zjednoczonych kobiety ciężarne są bardzo częstymi ofiarami, ponieważ pragną dziecka, ale oczekuje się, że dokonają aborcji. Bardzo wielu mężczyzn jest bardzo zdeterminowanych, aby zaciągnąć kobietę będącą w ciąży do kliniki aborcyjnej
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Rebecca Kiessling, prawnik i działaczka pro-life, prezes organizacji „Save the 1”.
Rebecca urodziła się 22 lipca 1969 r. w Michigan. Wychowała się w żydowskiej rodzinie, która adoptowała ją, gdy była niemowlęciem. W wieku 18 lat poznała swoją biologiczną matkę i dowiedziała się, że jest dzieckiem poczętym w wyniku gwałtu, a żyje tylko dlatego, że ówczesne amerykańskie prawo zakazywało aborcji. Jest to jej pierwsza wizyta w Polsce, do której przybyła, aby wygłosić cykl wykładów w Warszawie, Lublinie, Krakowie, Toruniu i Łomiankach.
wPolityce.pl: To Pani pierwsza wizyta w Polsce i można powiedzieć, że przyjęcie nie było najcieplejsze. Pewne środowiska studenckie m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim złożyły petycję, aby odwołać Pani wykład na uczelni. Okazało się, że również władze uczelni w Warszawie czy Toruniu zdecydowały się odwołać Pani wystąpienia.Zdziwiło to Panią, czy może jest to coś z czym się Pani już niejednokrotnie spotkała?
Rebecca Kiessling: Muszę przyznać, że nie jestem zaskoczona protestami środowisk studenckich. Zaskoczyło mnie coś zupełnie innego, mianowicie to, że uniwersytety zdecydowały się na odwołanie spotkań ze mną. Jest nie do pomyślenia, aby podobna sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych. Zakładałam, że w Polsce także istnieje wolność słowa, a przecież społeczeństwo amerykańskie jest o wiele bardziej liberalne niż polskie, a mimo to, takie sytuacje się nie zdarzają. Z drugiej strony, dzięki tym protestom moja wizyta uzyskała dodatkowy rozgłos. Z chęcią wysłałabym tym osobom bukiet kwiatów z wdzięczności, bo dzięki nim, mam o wiele większy rozgłos i większe możliwości oddziaływania.
Skupmy się na chwilę na Stanach Zjednoczonych. Jednym z pierwszych ruchów nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych - Donalda Trumpa, było obcięcie dofinansowania dla klinik proaborcyjnych. Czego ruchu pro-life w Ameryce oczekują od nowej administracji w Waszyngtonie?
Muszę przyznać, że nie jestem wielką fanką Donalda Trumpa. Powiedział on wiele potwornych i poniżających rzeczy o kobietach. Ponadto Trump podpisał dekret o przywróceniu „Mexico City Policy”, które zakłada finansowanie aborcji dzieci poczętych w wyniku gwałtu. Każdy akt przyjmowany przez Trumpa dotyczący odcięcia funduszy państwowych od ruchów aborcyjnych robi wyjątek i zakłada państwowy sponsoring aborcji dzieci poczętych wyniku gwałtu. Muszę przyznać, że jest to o wiele gorsze, niż opinia, z którą się czasem spotykam, gdy ktoś mówi mi, że moja mama i tak powinna mieć prawo do dokonania aborcji. Dekret podpisany przez Trumpa pozwala na finansowanie aborcji z naszych podatków. To już nie jest wolność indywidualna, to jest ogólnopaństwowe poparcie.
Jednak dekrety podpisane przez prezydenta Trumpa spotkały się protestami…
To było nic w porównaniu z liczbą osób, które uczestniczyły w „Marszu za życiem” kilka dni później. Trumpowi trzeba jednak przyznać, że odegrał istotną rolę, aby „Marsz dla życia” był w tym roku rekordowo liczny i doczekał się zainteresowania ze strony mediów.
Rozmumiem, że ze strony Barcka Obamy, nie mogliście liczyć na pomoc.
Nie. Muszę jednak przypomnieć, że Obama podpisał ustawę o ochronie dzieci poczętych w wyniku gwałtu, która odbierała prawa rodzicielskie gwałcicielom. Autorem tej ustawy jest moja organizacja. Kobiety, które wiedzą, że będą miały gwarancję, że gwałciciel pozostanie bez prawa do opieki nad dzieckiem, będą chętniej decydowały się na urodzenie dziecka. Rozmawiałam już z przedstawicielami polskiego parlamentu właśnie w kwestii wprowadzenia Polsce takiego prawa.
I z jakim odbiorem się Pani spotkała?
To jest dopiero początek naszej współpracy. Musimy przemyśleć obecny status prawny w tej kwestii i dążyć do wprowadzenia tego typu ustawy. Niedawno uczestniczyłam we wprowadzeniu takiego prawa w Brazylii, również na Malcie są prowadzone tego rodzaju prace. Przyznam, że widzę tutaj dużo perspektyw. Słyszałam, że w Polsce zeszłego roku dokonano tylko trzech aborcji z powodu poczęcia dziecka w wyniku gwałtu. To może jest liczba nieistotna, ale o wiele większa jest liczba kobiet, które takie dzieci wychowują i naszym zadaniem jest wspierać je i pomagać im.
Pod koniec zeszłego roku przez Polskę przelała się fala protestów przeciwko wprowadzeniu ustawy o ochronie życia. Wśród argumentów było m.in. to, że kobiet, które zaszły w ciąże w wyniku gwałtu, nie można zmuszać do heroizmu. Jak Pani się odnosi do takich argumentów?
Słyszałam o protestach w Polsce i muszę przyznać, że w głosach, które zaistniały w debacie po obu stronach zabrakło jednego, które ja chcę szczególnie przedstawić. Zabrakło głosu kobiet, które poczęły się wyniku gwałtu, które zostały zgwałcone i urodziły dziecko, które kochają i chcą wychować. Tego głosu zabrakło. Często pojawiają się głosy o karze śmierci dla gwałcicieli, ale to nie gwałcicielowi grozi kara śmierci, ale nienarodzonemu dziecku. To gwałciciel powinien być karany, a nie dziecko, które poczęło się w wyniku gwałtu. Większość kobiet, które zostały zgwałcone nie chce aborcji. W USA statystki pokazują, że kobiety, które zaszły w ciąże w wyniku gwałtu rzadziej decydują się na aborcje, niż w przypadku innych nieplanowanych ciąż. Ponad 50 proc. kobiet decyduje się wychować dziecko poczęte w wyniku gwałtu, od 25 proc. do 35 proc. oddaje je do adopcji, a tylko od 15 do 25 proc. decyduje się na aborcję. Kobiety po tym co je spotkało ze strony gwałciciela, nie chcą jeszcze więcej przemocy. Kolejna dawka przemocy nie jest rozwiązaniem.
Niezwykle ważna wydaje się więc pomoc kobietom, które znalazły się w takiej sytuacji.
Wczoraj rozmawiałam z przedstawicielem polskiego parlamentu, który mówił, że współpracował nad projektem ustawy, która gwarantowałoby pomoc finansową ze strony państwa dla takich kobiet. Spotkał się on z bardzo ostrym sprzeciwem feministek, które zarzuciły mu, że „promuje i wspiera gwałcicieli”. Pokazuje to hipokryzję środowisk feministycznych i świadczy o tym, że są one wyłącznie za jednym wyborem - za aborcją. Feministki czują nienawiść i żal do kobiet, które zdecydowały się urodzić i wychować dziecko poczęte w wyniku gwałtu.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/331477-nasz-wywiad-rebecca-kiessling-o-odwolaniu-przez-uj-i-uw-jej-wykladu-zakladalam-ze-w-polsce-istnieje-wolnosc-slowa