"Śmierć nie istnieje". FRAGMENT książki doświadczonego kardiochirurga, który był świadkiem cudownych uzdrowień. WIDEO

fot. YouTube
fot. YouTube

Doświadczony lekarz, który uratował ponad 40 000 serc, wielokrotnie był świadkiem niewytłumaczalnych uzdrowień, a nawet spektakularnych wskrzeszeń. Brzmi niewiarygodnie?

W swojej książce „Śmierć nie istnieje” opisał ponad 20 historii, które potwierdziły jego wiarę w Boga. Dostarcza nam dowody na istnienie życia po życiu i że śmierci wcale nie powinniśmy się obawiać. A wszystko to w oparciu o swoją lekarską praktykę – ponad 30-letni staż i prywatne przeżycia m.in. śmierć syna.

Ufamy, że to, co w ziemskich oczach wygląda jak koniec, jest w istocie czymś znacznie lepszym. I na tym zasadzają się chrześcijańska wiara i nadzieja.

Osobista podróż autora może stać się dla każdego poradnikiem – jak żyć. Doktor tłumaczy, jak się modlić o uzdrowienie i prezentuje obraz nieba, który doświadczył.

Autorem książki jest dr Chauncey Crandall, praktykujący kardiolog i szef Programu Przeszczepu Serc w Palm Beach Cardiovascular Clinic. W wieku 48 lat, trafił na OIOM z zablokowaną tętnicą wieńcową. Wdrożył opracowany przez siebie program obniżający ciśnienie krwi oraz poziom cholesterolu w organizmie. Po 90 dniach kuracji przebiegającej w 8 prostych krokach, powrócił do zdrowia unikając ingerencji chirurgicznej.

Poniżej publikujemy fragment książki:

20 października 2006 roku, Bóg po raz kolejny przekazał mi swoją lekcję. Zadzwoniłem z pracy do żony i powiedziałem:

Nie uwierzysz, co stało się dzisiaj rano…

Ależ oczywiście, że mogła uwierzyć – i uwierzyła! To ja miałem z tym problem.

Pewien mechanik w średnim wieku, niejaki Jeff Markin, przyjechał na ostry dyżur do centrum medycznego Palm Beach Gardens, skarżąc się na nudności i bóle w klatce piersiowej. Miał też kłopoty z oddychaniem. Kiedy wypełniał kartę przyjęć, zaczął nagle bardzo szybko i płytko oddychać – po czym nieoczekiwanie upadł ciężko na podłogę, martwy.

W mgnieniu oka otoczył go zespół ratowników i zaczął reanimację. Byłem na oddziale chirurgicznym i przygotowywałem kilkoro pacjentów do operacji, gdy przez interkom ogłoszono „kod niebieski”. Kilka minut później interkom odezwał się ponownie:

Doktor Crandall zgłosi się natychmiast do przychodni pogotowia. Doktor Crandall na pogotowie.

Kiedy się tam udałem, oczom moim ukazał się obraz katastrofy. Totalnego chaosu. Strefy walki. W niewielkim gabinecie przyjęć należącym do pogotowia tłoczyli się dosłownie wszyscy członkowie personelu medycznego, próbując przeciwdziałać skutkom potężnego ataku serca. Już od pół godziny próbowali przywrócić akcję serca – podłączając kroplówki, przeprowadzając intubację, aby Jeff mógł oddychać, wstrzykując do serca rozmaite substancje na pobudzenie jego akcji, używając defibrylatora – prowadząc wszystkie działania niezbędne dla podtrzymania życia i zapewnienia dopływu tlenu do mózgu.

Sześć, siedem razy wstrząsali nim z pomocą defibrylatora. A mimo to nadal nie oddychał i jego serce nie biło. Był coraz bardziej siny: jego kończyny – palce u stóp i rąk, paznokcie, a także usta – zaczęły ciemnieć, obumierając. Po upływie trzech kwadransów, kiedy nadal nic się nie zmieniało na lepsze i nie było żadnej reakcji, lekarz dyżurny spojrzał na mnie – specjalisty od serca i dyżurnego kardiologa tego dnia – sugerując, aby zakończyć próby. To standardowa procedura w takich przypadkach.

Dajmy sygnał – powiedziałem, poddając się. – Nic więcej nie możemy już zrobić.

Ciąg dalszy na następnej stronie ===>

123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych