Jak leczyć ludzi z hoplofobii. Zadaniem każdego, kto strzela, lubi i posiada broń, jest tłumaczenie, jak jest naprawdę

Fot. freeimages.com
Fot. freeimages.com

Bdurą jest też powtarzane czasem stwierdzenie, że w Polsce nie ma tradycji posiadania broni. W I Rzeczypospolitej broń była naturalnym atrybutem wolnego obywatela. Restrykcje wprowadzili zaborcy, bo rozbrojenie podbijanego narodu jest zawsze częścią okupacji. Jak łatwo się domyślić, najostrzejsze ograniczenia nałożyli zaborcy rosyjscy.

II RP pozwolenia na broń wydawali starostowie, nie policja. Pozwolenie, po zasięgnięciu przez starostę opinii Policji Państwowej, otrzymywał każdy niekarany obywatel, który nie był alkoholikiem lub narkomanem.

Polacy mieli piękną tradycję posiadania broni, którą zniszczyli dopiero komuniści, oczywiście odbierając ludziom broń. Dzisiejsza histeria wokół tej kwestii posiadania broni, w zestawieniu z tradycją polskich wolności obywatelskich, jest po prostu haniebna.

Po co właściwie ludziom broń i czy ona zmniejszy przestępczość? Ten argument dotyka najbardziej fundamentalnej kwestii i pokazuje, jak spaczone jest myślenie niektórych o prawach obywatela. Otóż dostęp do broni dla Polaków spełniających obiektywne kryteria nie musi być tak naprawdę uzasadniany osiągnięciem żadnego pragmatycznego celu. To odwrócenie proporcji. Obywatele mają po prostu prawo do posiadania broni – nie po coś, ale dlatego, że są wolnymi ludźmi. Jeżeli przy tym osiągnie się inne cele (popularyzacja sportów strzeleckich, wzmocnienie obronności kraju, pewna liczba przestępstw, którym uda się zapobiec dzięki uzbrojonym obywatelom), to jest to korzyść dodatkowa.

Z hoplofobii można wyleczyć, tłumacząc spokojnie, jak jest naprawdę, o ile tylko dotknięty tą dolegliwością ma wystarczająco otwartą głowę. Ale najlepiej zadziałać poprzez osobiste doświadczenie i namówić hoplofoba na wizytę na strzelnicy.

Podczas kongresu ROMB usłyszałem następującą historię. Strzelec sportowy pojechał w delegację. Zabrał ze sobą broń, żeby po załatwieniu spraw służbowych wybrać się na strzelnicę. Gdy wrócił, znajomy zastał go przy czyszczeniu pistoletu. Był przerażony, niemal spanikowany. Nie chciał nawet wziąć broni do ręki. Zrobił to dopiero, gdy ta została rozłożona – odważył się potrzymać sam szkielet. Tydzień później strzelec namówił go jednak na rodzinną wizytę na strzelnicy. To całkowicie zmieniło sytuację i bez reszty wyleczyło znajomego z hoplofobii.

I tę kurację polecam każdemu.

« poprzednia strona
123

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych