Stracił pracę po tekście "Wyborczej". Dr Krzystyniak: "To tragifarsa, że zwalnia się kogoś na podstawie jednego artykułu". Śląski historyk podpadł Niemcom, RAŚ, PO i organowi Michnika. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
facebook.com
facebook.com

W tym samym dniu, w którym ukazał się artykuł, marszałek mówi do mnie: „pan nie może być pełnomocnikiem”

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Andrzej Krzystyniak, (jeszcze) pełnomocnik marszałka województwa śląskiego ds. kontaktów ze środowiskami kombatanckimi.

CZYTAJ TAKŻE: Koalicja gazety Michnika, RAŚ i PO zwolni z pracy zasłużonego historyka?! Czyszczenie regionu z polskości nabrało tempa?

wPolityce.pl: Zaraz po powrocie ze zwolnienia lekarskiego czeka na pana wypowiedzenie. Czy uważa się pan za pokonanego przez RAŚ?

Dr Andrzej Krzystyniak: Czy pokonanego? Powiem tak: tu nie chodzi o moją osobę. Tu chodzi o ważniejsze sprawy. Pewnie mogłem uniknąć zwolnienia, gdybym przyjął inne obowiązki, jakiegoś inspektora, itd. Nie zrobiłem tego. Bo tu nie chodzi o zwykłe obowiązki służbowe, tylko o pewne rzeczy, które już zostały wymazane z zadań urzędu, których już nikt nie będzie realizował. Tu się tak naprawdę nie walczy ze mną, ale z polskością Śląska. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To jest dziwaczna sytuacja, to tragifarsa, że zwalania się kogoś na podstawie jednego artykułu, artykułu w „Gazecie Wyborczej”. W tym samym dniu, w którym ukazał się artykuł, marszałek mówi do mnie: „pan nie może być pełnomocnikiem”.

Czyli donosik „Wyborczej” przeważył szalę?

Tak to można rozumieć. Nikt teraz nie będzie realizował zadań ustawowych, które ja realizowałem. Podam jeden przykład. Rok temu Rada Miasta Warszawy podjęła uchwałę o budowie w stolicy pomnika Korfantego. Była w to zaangażowana kancelaria ówczesnego prezydenta Komorowskiego. Sprawa została ucięta po wyborach - ze Śląska nikt już nie kiwnął palcem, żeby cokolwiek zrobić w tym kierunku. Ten pomnik nie powstanie w tych okolicznościach, bo już nikt się o niego nie upomni, jeśli kancelaria prezydenta i władze Warszawy nic nie zrobią, to Śląsk nie kiwnie palcem. Nikt z regionu nie odważy się poruszyć tej sprawy.

Jest jednak światełko w tunelu dla Śląska, bo oto ludzie powiedzieli „nie” koalicji tamtejszych Niemców i opcji niemieckiej z RAŚ, którą mniejszość niemiecka zaprosiła na swoje listy wyborcze do Sejmu. Nie dostał się ani żaden Niemiec, ani ślązakowiec-autonomista!

CZYTAJ WIĘCEJ: Niemcom z Górnego Śląska nie udał się cwany plan wprowadzenia do Sejmu na swych listach działaczy RAŚ. Cała lista przepadła!

Tak, jest to kompromitująca klęska. Na tych listach był też były dyrektor Muzeum Śląskiego Leszek Jodliński, któremu widać zamarzyła się kariera polityczna, ale dość szybko na marzeniach się skończyło. Ciekawe, że  w sprawie tej klęski zapadła cisza. Nikt tego jakoś w mediach nie komentuje i nie zastanawia się nad przyczynami porażki i co dalej z takimi osobami jak m.in. prof. Kadłubek, czy Jodliński, którzy byli na liście. Mnie posądzano, że zajmuję się polityką, a tu proszę; próba ewidentnego wejścia w politykę przez mniejszość niemiecką. To jasna deklaracja politycznych intencji. Teraz zakończona klęską.

Rozmawiał Sławomir Sieradzki

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych