Nie wiem, czy Platforma i sama pani premier zdają sobie z tego sprawę, ale wczorajszą podróżą do Sopotu, którą Ewa Kopacz odbyła koleją, rozbudzono w społeczeństwie nadzieje nie z tej ziemi.
Już widać na horyzoncie tłumy ludzi od Pawła Kukiza, jak rzucają wodza w kąt na pożarcie lwom i całymi rodzinami przechodzą pod skrzydła partii rządzącej. Elektorat PiS zastygł w wyczekiwaniu, co powie prezes, ale widać gołym okiem, że i tam „kolejowa Ewa” przekonała największych sceptyków. Lewica ma ważniejsze sprawy na głowie, PSL woli traktory, ale za Ewę też da się pokrajać. I tylko te biedne, skołowane już bez reszty niedobitki wyborczych watah Platformy Obywatelskiej zupełnie nie wiedzą, co o tym wszystkim myśleć.
Bądźmy poważni – sukces jest niepodważalny. Pani premier po pierwsze udało się wsiąść do pociągu, i to do tego, którym chciała pojechać (więc i na peron prawdopodobnie trafiła bezbłędnie). Po drugie – jak mówi – nie wszyscy byli mili, ale jakoś przeżyła. W końcu Pendolino to nie jest nocny do Świnoujścia. Po trzecie – zupełnie przypadkiem, trochę szczęśliwie (ale szczęście, jak wiadomo, sprzyja lepszym) nawiązała kontakty dyplomatyczne z Kanadą, konkretnie rodziną turystów mówiącą, o dziwo, w języku angielskim, nie polskim, ale dostrzegającą piękno polskich parków i terenów zielonych, co panią premier (po przekładzie Miśka Kamińskiego) skłoniło do poskarżenia się przybyszom z Zachodu na własnych rodaków, którzy „nie uważają, że Polska jest piękna”. Czytaj: że piękna jest premier Kopacz, bo przecież „ten kraj” to ona.
Nic dziwnego, że przy tylu obowiązkach nie dała się rodakom (na których się skarży) poznać z dobrej strony. A wybory – tup tup. A poparcie – kap kap. Nie trzeba być spin-doktorem z fizjonomią doktora Wieprzowiny z „Muppet Show”, by zrozumieć, co następuje: pani premier musi na-tych-miast ocieplić swój wizerunek.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Nie wiem, czy Platforma i sama pani premier zdają sobie z tego sprawę, ale wczorajszą podróżą do Sopotu, którą Ewa Kopacz odbyła koleją, rozbudzono w społeczeństwie nadzieje nie z tej ziemi.
Już widać na horyzoncie tłumy ludzi od Pawła Kukiza, jak rzucają wodza w kąt na pożarcie lwom i całymi rodzinami przechodzą pod skrzydła partii rządzącej. Elektorat PiS zastygł w wyczekiwaniu, co powie prezes, ale widać gołym okiem, że i tam „kolejowa Ewa” przekonała największych sceptyków. Lewica ma ważniejsze sprawy na głowie, PSL woli traktory, ale za Ewę też da się pokrajać. I tylko te biedne, skołowane już bez reszty niedobitki wyborczych watah Platformy Obywatelskiej zupełnie nie wiedzą, co o tym wszystkim myśleć.
Bądźmy poważni – sukces jest niepodważalny. Pani premier po pierwsze udało się wsiąść do pociągu, i to do tego, którym chciała pojechać (więc i na peron prawdopodobnie trafiła bezbłędnie). Po drugie – jak mówi – nie wszyscy byli mili, ale jakoś przeżyła. W końcu Pendolino to nie jest nocny do Świnoujścia. Po trzecie – zupełnie przypadkiem, trochę szczęśliwie (ale szczęście, jak wiadomo, sprzyja lepszym) nawiązała kontakty dyplomatyczne z Kanadą, konkretnie rodziną turystów mówiącą, o dziwo, w języku angielskim, nie polskim, ale dostrzegającą piękno polskich parków i terenów zielonych, co panią premier (po przekładzie Miśka Kamińskiego) skłoniło do poskarżenia się przybyszom z Zachodu na własnych rodaków, którzy „nie uważają, że Polska jest piękna”. Czytaj: że piękna jest premier Kopacz, bo przecież „ten kraj” to ona.
Nic dziwnego, że przy tylu obowiązkach nie dała się rodakom (na których się skarży) poznać z dobrej strony. A wybory – tup tup. A poparcie – kap kap. Nie trzeba być spin-doktorem z fizjonomią doktora Wieprzowiny z „Muppet Show”, by zrozumieć, co następuje: pani premier musi na-tych-miast ocieplić swój wizerunek.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/257554-ewa-kopacz-20-to-model-nieudany-nikt-go-nie-kupi-bo-jest-za-smieszny