Rzekomy "zamachowiec" na prezydenta tłumaczy: "Chciałem tylko porozmawiać, nie miałem złych intencji"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. TVN24/wPolityce
fot. TVN24/wPolityce

To miała być rozmowa, nie miałem złych intencji - tłumaczy Remigiusz Dominiak, domniemany „zamachowiec” z ostatniego dnia kampanii, który usłyszał zarzut usiłowania czynnej napaści na prezydenta. Do zdarzenia doszło, gdy Bronisław Komorowski zmierzał na wiec wyborczy na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego w Toruniu.

Incydent ten był przez cały dzień przedstawiany w mediach jako próba zamachu, a były to ostatnie godziny przed ciszą wyborczą - interpretowany jako próba zamachu.

Dziś 34-latek, który zgodził się na upublicznienie swojego wizerunku i danych personalnych, w rozmowie z TVN24 przekonuje, że nie miał złych zamiarów.

Myślałem, że to wygląda normalnie, że to dobiegnięcie nie jest niczym złym, tym bardziej, że u góry miałem ulotkę. (…) Padły moje słowa: panie prezydencie. Miała się potoczyć rozmowa (…), ale tak się nie stało

— mówi mężczyna tłumacząc, że chciał tylko porozmawiać z Bronisławem Komorowskim o ruchu antyaborcyjnym. (W reklamówce którą miał przy sobie znaleziono ulotki dotyczące tego właśnie tematu).

Dominiak wyjaśnia też, że to, iż gwałtownie ruszył w kierunku prezydenta, wynikało z nerwowości całej sytuacji.

Zostaliśmy poinformowani, że prezydent wjedzie tylnym wejściem, banery przesunięto, (…), a jeszcze się nie zdążyłem się zaaklimatyzować do nowego miejsca, wybrałem takie miejsce, w którym stał funkcjonariusz. Nie miałem złych intencji, miała to być rozmowa

— tłumaczy Dominiak.

Jego adwokat Mariusz Trela, przekonuje, że było wiadomo, że prezydent, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze wizyty wyborcze, nie jest osobą, która jest „otwarta na dialog uliczny”.

Mój klient działał troszeczkę taki podkręcony, że będzie chciał zrobić coś takiego, żeby móc dotrzeć do prezydenta. Włożył w to cały swój młodzieńczy, sportowy wigor

— powiedział adwokat.

Dominiakowi przedstawiono też zarzut stosowania przemocy w celu zmuszenia funkcjonariuszy policji do zaniechania czynności służbowych podejmowanych bezpośrednio po jego zatrzymaniu.

Zarzuty postawione 34-latkowi, który jest mieszkańcem Torunia, są zagrożone karą pozbawienia wolności do 5 lat. Wobec podejrzanego zastosowano poręczenia majątkowe i dozór policji.

Oczywiście, jeśli zarzuty się nie potwierdzą, to spotka się to z dalszymi działaniami prokuratora. Obecnie śledztwo pozostaje w toku

— tłumaczy Artur Krause z Prokuratury Okręgowej w Toruniu.

CZYTAJ TEŻ: ND” odsłania kulisy „zamachu” na Komorowskiego przed ciszą wyborczą. „Jestem marynarzem. Chciałem przekazać prezydentowi ulotkę…”

ansa/TVN 24

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych