"Wesoły kierowca" na cenzurowanym. Może witać i żegnać pasażerów, ale broń Boże nie wspominać o metrze!

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Czuję się trochę jakbym miał założony kaganiec, ale daję radę

— wyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Robert Chilmończyk, znany warszawiakom jako „wesoły kierowca”.

Chilmończyk urozmaica podróż swoim pasażerom prowadząc z nimi zabawne dialogi. Nie wszystkim jednak spodobały się jego komentarze. Zarząd Transportu Miejskiego uznał, że kierowca przekroczył granice dobrego smaku i przywołał go do porządku. Chodzi m.in. o żarty z warszawskiego metra.

Zaraz będzie metro, ten wspaniały XIX-wieczny wynalazek, który do Polski też dotarł w XXI wieku i się bardzo szybko rozwija. Otworzyli tutaj drugą nitkę, ale zaraz ją pewno zamkną, jak to u nas bywa w zwyczaju

— dowcipkował Chilmończyk.

Czytaj więcej: „Wesoły kierowca” chciał bawić pasażerów. Przez swoje żarty może mieć jednak kłopoty

Co usłyszał od pracodawcy?

Powiedzieli mi, żebym nie poruszał kwestii metra, nie mówił, że jestem pod wpływem alkoholu , a w autobusie nie działają hamulce. Niektórzy pasażerowie mogą tak jak ZTM nie znać się na żartach i na moje słowa zareagować strachem. Zwrócili mi uwagę, abym zajął się autobusem i mówił tylko „dzień dobry” oraz „do widzenia”, co uważam za zbyt monotonne

— relacjonuje Chilmończyk.

Dlatego teraz czuję się trochę jakbym miał założony kaganiec, ale daję radę. Mam jeszcze inne teksty, choć tak naprawdę moje komentarze zależą od tego co akurat dzieje się w autobusie. Jak tylko jest mikrofon robię swoje

— dodaje.

Jak tłumaczy zakaz żartów z warszawskiego metra?

Miasto jest uczulone na tematy związane z metrem. W trakcie kursu, do którego pan nawiązał, powiedziałem, że właśnie otworzyli nową linię, ale pewnie zaraz ją zamkną, jak to u nas w zwyczaju bywa. Przecież wszyscy wiemy jak się w Polsce buduje. Stale zdarzają się jakieś wpadki, np. lotnisko w Modlinie czy autostrady. Mój komentarz był w formie żartu, a nie krytyki

— tłumaczy kierowca.

Mam świadomość, że moje działania są fajne i popiera je 80 proc. ludzi. (…) Gdyby urzędnicy miejscy podchodzili do swojej pracy z sercem i uśmiechem, wszystko wyglądałoby inaczej. To samo dotyczy lekarzy, pielęgniarek, nauczycieli oraz przedstawicieli innych zawodów. Wszyscy powinni się zmienić. Nie chodzi nawet o poczucie humoru, ale ludzką życzliwość. Uważam, że w swoją pracę należy włożyć serce, bez względu na to czy jest ona mniej lub bardziej ciekawa

— wyjaśnia.

Nie przejmuje się tym, że koledzy z pracy się z niego śmieją i porównują go do małpy.

Ich zdaniem kierowca powinien skupiać się tylko na prowadzeniu autobusu. Często mówią „jak ja mogę gadać do tych pasażerów, przecież to są buraki”. Większość moich kolegów po fachu nie rozumie, że to my jesteśmy dla podróżnych, a nie oni dla nas

— podkreśla Chilmończyk.

Niektórzy posadzają go, że za swoją działalność otrzymuje dodatkowe pieniądze, co tłumaczy ludzką zawiścią.

Łatwo jest krytykować innych, trudniej coś zrobić samemu. Typowo polskie zachowanie

— irytuje się.

Za premię i nagrodę uznaje zadowolenie pasażerów.

Jest też grupka dzieciaków, którzy jeżdżą ze mną tam i z powrotem. Oni są z rozbitych rodzin, nie mają ojców. Zamiast siedzieć przed komputerem czy włóczyć się po mieście podróżują ze mną autobusem i nazywają mnie tato. To bardzo miłe, często spędzam z nimi więcej godzin niż ze swoimi dziećmi

— przyznaje.

Twierdzi, że dostaje wiele propozycji pracy z innych regionów Polski, ale jest związany z Warszawą i nie zamierza się przeprowadzać.

Stojącym w korkach kierowcom pokazuje lizaki z napisami „wrzuć na luz” czy „uśmiechnij się”.

Uśmiech nikomu nie zaszkodzi i bardzo łączy nasze społeczeństwo. Dzięki temu jest łatwiej na drodze

— wyjaśnia.

Jak mówi, do swojego autobusu nigdy nie zaprosiłby polityków.

Nie zajmuję się polityką i staram się jej unikać. Nie zabrałbym ze sobą żadnego polityka. Zresztą oni nie jeżdżą komunikacją miejską tylko limuzynami za pieniądze podatników

— podsumowuje Robert Chilmończyk.

bzm/wp.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych