Legia odpadła nie przez Tuska ani mafię z UEFA. Odpadliśmy, bo jesteśmy frajerami

Oprawa na Legii z zeszłego roku. Fot. Legionisci.com
Oprawa na Legii z zeszłego roku. Fot. Legionisci.com

Czekałem na ten moment niemal dwadzieścia lat - mecze Legii w Lidze Mistrzów kojarzę jedynie przez mgłę. I poczekam jeszcze (przynajmniej) kolejny rok, bo ktoś w Warszawie spartolił swoją robotę, fundując wielu z nas morze łez, festiwal rozgoryczenia i pewnie kilka dni kaca. Nie chcę pisać o emocjach - zrozumie je tylko ten, kto czeka na wymarzony prezent od dwóch dekad, wydając złotówki liczone pewnie już w tysiącach, przejeżdżając (i przelatując) za ukochanym klubem liczone w tysiącach kilometry i przeżywając w tzw. międzyczasie dziesiątki rozczarowań i huśtawki nastrojów. Jest w tym coś nienormalnego, ale cóż - cytując jedno z piękniejszych haseł kibicowskich - „To trzeba przeżyć, żeby to zrozumieć, żeby w to uwierzyć”.

Najbardziej boli to, że Legia odpadła nie z powodu braku umiejętności (jak zazwyczaj bywało), nie dlatego, że uwzięła się na nas UEFA (o czym za chwilę), ale dlatego, że zwyczajnie nie dorośliśmy organizacyjnie. Miałem w ogóle nie pisać o tej sprawie, tłumiąc w sobie emocje, ale tekst Macieja Pawlickiego jest tak kuriozalny, że domaga się repliki.

Kuriozalny, bo w sprawie walkowera nie wskórałby nic ani premier Tusk, ani Kaczyński, ani nawet marszałek Piłsudski. UEFA to struktury niemal mafijne, rządzące się swoimi prawami, układ kolesiów, to swoiste państwo w państwie (państwach) - ale prawo w tej sprawie było po ich stronie. To prawo kompletnie niewspółmierne do „winy” klubu, oderwane od rzeczywistości, łamiące poczucie dobrego smaku, uderzające w ducha gry - ale prawo, którego przestrzegają wszyscy uczestnicy tej zabawy i biznesu. I najlepszy klub z kraju Orbana, i Legia z tuskolandu, i - nie uwierzysz! - Spartak z krainy Putina. Dura lex, sed lex.

Jasne, można się zastanawiać - co by było, gdyby to Barcelona albo Celtic zostali „złapani” na takim przemówieniu jak Legia. Może byłby walkower - pewnie nie. Uznaniowość UEFA jest powszechna. Niestety, trzeba to mieć z tyłu głowy i być trochę jak żona Cezara. Legii tego zabrakło.

Pawlicki przytacza przykład Debrecenu - sugerując, że UEFA darowała wówczas węgierskiemu klubowi karę tylko dlatego, że rządzi tam Fidesz z Viktorem Orbanem na czele. Absurd. Darowała, ponieważ po pierwsze - obowiązywały wówczas nieco inne przepisy (w tzw. międzyczasie prawo się zmieniło), po drugie - co ważniejsze - przypadek Bartosza Bereszyńskiego (nieszczęsnego piłkarza) dotyczy zupełnie innych punktów regulaminu (zawieszenie - niezgłoszenie), po trzecie wreszcie - Legia znaczy na tyle niewiele i na tyle mocno dała się w ostatnich latach we znaki, wielokrotnie łamiąc regulaminy (głównie z powodu zachowania kibiców, w tym niżej podpisanego), że nie było co liczyć na łaskę. Czasem przyczyny nie są spiskowe, ale bardzo przyziemne. Tak było i tym razem. Mało tego, w UEFA szukano ponoć punktu zaczepienia, by karę dla Legii złagodzić. Nie udało się, bo punkt jest nieubłagany - to mnie cholernie boli, ale nie dziwi. Nikt za Legię karku nie podłoży - zwłaszcza, że w perspektywie czekał trybunał odwoławczy w Lozannie, gdzie wygrałby Celtic.

Żeby się wypowiadać w danym temacie - trzeba mieć minimum wiedzy, minimum wyczucia, minimum znajomości tematu. Po decyzji UEFA jestem chyba najbardziej rozzłoszczonym dziennikarzem w naszym kraju, ale jesteśmy - jako klub - sami sobie winni. Aż dziw, że trzeba to tłumaczyć.

Jeśli już szukać na siłę analogii do III RP, to jest to bylejakość, za którą ciężko dziś płacą kibice, działacze, piłkarze i cała Legia. Ktoś tam wśród kierownictwa nie sprawdził, ktoś inny nie dopilnował, jeszcze ktoś inny wzruszył ramionami. Bo „jakoś to będzie”, bo „może się uda” - skutki tego sposobu myślenia widać dziś w Legii. I widać było nie raz w ostatnich dwudziestu pięciu latach w naszym państwie. Trzeba pociągnąć winnych do odpowiedzialności, wyciągnąć wnioski na przyszłość, być jeszcze bardziej profesjonalnym. Zrobić dokładnie to, czego nie potrafi robić III RP.

Ale to wszystkie analogie. Legia nie odpadła z powodu tego, że nic nie znaczymy jako państwo w Europie, nie dlatego, że rządzi tu (jeszcze) Tusk, a nie Kaczyński, a nawet nie dlatego, że uwzięła się na nas mafia z UEFA. Odpadliśmy, bo jesteśmy ciężkimi frajerami i nie dopilnowaliśmy prawnego niuansu. W B-klasie sprawdzaliśmy po trzy razy nasze protokoły. W Lidze Mistrzów nie sprawdzono nawet raz - to ciężkie frajerstwo, za które płacimy dziś wszyscy związani z Legią.

Bicie w Tuska z każdej możliwej pozycji, przy każdej możliwej okazji i na każdej płaszczyźnie działalności państwa jest może efektowne, ale nie ma w tym zbyt wiele prawdy. Premier jest beznadziejny z tysiąca sześciuset innych powodów, nie trzeba szukać ich tam, gdzie nie ma nic do gadania. Rozumiem - piłkarskie emocje i wysoka temperatura za oknem robią swoje. Ale błagam - więcej lodu na gorące głowy. Nie popadajmy w paranoję.

PS. Za rok się uda.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.