Gdy studenci ze wszystkich kontynentów, cywilizacji i krajów świata spotykają się na dobrych uczelniach Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, istnieje tam niezawodny sposób rozpoznawania Polaków: siadają – poza rzadkimi wyjątkami – w ostatnim rzędzie, często w najciemniejszym kącie na maksymalny dystans od prowadzącego zajęcia, od wszystkich ekranów i pomocy naukowych.
Amerykanie, Chińczycy, Szwedzi i inni z kultur konfucjańskiej i nordyckiej wybierają środek pierwszych rzędów. Podobnie – Izraelczycy i czasem Hindusi, stopniowo przezwyciężający kastową i kolonialną nieśmiałość. Polacy jeszcze tkwią, jak mamut w wiecznej zmarzlinie, w nieśmiałości i odwróconych znakach epoki zaborów i komunizmu. Szkoła i uczelnia to wróg. Nie daje nic cennego, a zabiera wolność i tożsamość. Trzeba przetrwać niewolę. Odrzucać obcy wpływ. Patriotycznie manifestować lekceważenie.
Takie geny kultury edukacyjnej – szkolnej i akademickiej – niszczą szansę rozwoju Polaków i Polski. Nie są polskie, lecz prusko-carsko-sowieckie. Żywe trupy historii. Żywych trupów nie naprawia się. Żywe trupy się dezintegruje. Niżej kilka konkretnych, ale z tłumu dużo większego.
Na wyższych uczelniach bardziej radykalne od siadania w ostatnich rzędach jest manifestacyjne nieprzychodzenie. „Wykłady są nieobowiązkowe, lista niesprawdzana. Do egzaminu można wykuć z kserowanych notatek kolegów i cegły w jedną noc. Zapamiętaj, zdaj, zapomnij.” Gdy jeszcze studiowałem w Polsce, miałem tak przemykających się znajomych wśród studentów między innymi inżynierii i prawa. Żaden nie zaczął pracy w zawodzie. Dzięki temu jest mniej katastrof i niesprawiedliwości.
Czy to prawda, ze w pracy dyplomowej można umieścić własne przemyślenia?
— zapytał mnie student, gdy zacząłem wykładać w Polsce już teoretycznie wolnej i zachodniej, przyjętej do NATO i Unii Europejskiej.
Nawet trzeba
— odpowiedziałem.
A czy ktoś zabronił?.
Pani w szkole.
Powinienem był wziąć adres tej rzeźni myśli. Ale takich adresów jest ponad dwadzieścia tysięcy.
Polskie szkoły dostały od władz państwa zadanie doprowadzania za wszelką cenę jak największej liczby uczniów – włącznie z mającymi najniższe ambicje i motywacje – aż do matury. Stąd słabe i dalej słabnące wyniki matur mimo głęboko zaniżonych kryteriów. Szkoły tylko wyjątkowo zajmują się rozwijaniem wiedzy i umiejętności uczniów o ambicjach i motywacji najwyższych. Brak takiego systemu w skali Polski, regionów i miast – podczas gdy na przykład amerykański działa szeroko i skutecznie. Jedno z polskich zaniechań: przez „25 lat wolności, 15 lat w NATO, 10 lat w UE” nie rozszerzono na licea w żadnych innych miastach i województwach programu eksperymentalnych uniwersyteckich klas matematycznych – matex – z XIV Liceum Ogólnokształcącego Stanisława Staszica w Warszawie. Aby dostać się do klasy matex – w której uczyli naukowcy – musiałem w wieku 14 lat przejść konkursowy egzamin wstępny. Takie wyzwania pozytywnie wpływają na całe życie. Staszic daje wstęp na czołowe uniwersytety świata. To dobry polski wzór.
Ale widać również wzory niedobre, kuszące mirażem powrotu do raju utraconego. Nauka jest uniwersalna, jednak w Polsce zdarzają się zapowiedzi zniesienia przyjętego w XXI wieku systemu trzech stopni edukacji wyższej: studia licencjackie, magisterskie, doktoranckie. To system nie tylko europejski – chociaż przez Polaków kojarzony najczęściej z Procesem Bolońskim pod patronatem Rady Europy z pomocą Unii Europejskiej – lecz światowy, obowiązujący współcześnie we wszystkich krajach mających najlepsze uczelnie, naukę i technologię: od USA, Kanady i Wielkiej Brytanii, przez Francję, Niemcy i Szwecję, po Koreę Południową, Japonię i Australię.
Sprzeczne z tym empirycznie sprawdzonym standardem globalnym jest niedowartościowanie doktoratu – to międzynarodowy skandal, że polskim doktorantom ustawa odmawia statusu studentów – oraz wezwanie do przywrócenia „jednolitych studiów magisterskich”, które nadmiernie ułatwiają studiowanie i ograniczają jego kreatywną interdyscyplinarność. Na dodatek Polacy po „jednolitych studiach magisterskich” byliby przez świat uważani – jak w XX wieku – za absolwentów tylko studiów pierwszego stopnia, ze wszystkimi katastrofalnymi skutkami dla osobistych planów edukacyjnych i profesjonalnych.
Teraz coś specjalnie dla absolwentów szkół i uczelni zagranicznych: gdy po sześciu latach studiów i badań na Georgetown University i Johns Hopkins University wróciłem do Polski, zapytał mnie urzędnik Polskiej Akademii Nauk:
Skąd my mamy wiedzieć, że te pana uczelnie istnieją?.
Odpowiedziałem brutalnie:
To wasz problem.
Musieli zniżyć się i sprawdzić w bardzo obcym języku. Tamten edukacyjny zombie jeszcze chodzi po Warszawie, ale częściowo zdezintegrowany i trochę mniej groźny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/203768-na-swiecie-polakow-poznaje-sie-po-tym-ze-siadaja-w-ostatnim-rzedzie-wyniesli-to-z-polskich-szkol-od-podstawowych-do-wyzszych-kultura-edukacyjna-ma-geny-prusko-carsko-sowieckie