Licealistka z Gorzowa zapytała Donalda Tuska dlaczego udaje on patriotę, skoro jest zdrajcą Polski. Choć podejrzewałem, że słowa dziewczyny z Gorzowa wzbudzą komentarze i staną się jednodniowym hitem YouTube, to do głowy mi nie przyszło, że staną się one podstawą publicznej debaty. Cóż, jak widać są jeszcze rzeczy w medialnej rzeczywistości może mnie zaskoczyć, choć sam w mediach pracuje i pogodziłem się z ich tabloidyzacją. Gdy usłyszałem o słowach uczennicy, która zepsuła pijarową zabawę platformersom, szczerze się uśmiałem. Zawsze cieszę się, gdy widzę jak władza musi zmierzyć się ze złością ludu, bowiem reakcje napompowanych pijarem polityków są bezcenne. To wtedy najczęściej widać klasę polityka, jego inteligencję i poczucie humoru. Reakcja na słowa Marysi Sokołowskiej pokazały, że ekipa rządząca jest daleka od luzu , jakim karmią nas w telewizje jej medialni przedstawiciele.
Niemniej jednak zdumiony jestem przykładaniem aż takiej uwagi mediów do opinii młodej dziewczyny, której można jedynie z ludową satysfakcją przyklasnąć, że miała cojones by w twarz naubliżać samemu premierowi. Co jednak wynika z jej słów? Kompletnie nic. Co wnoszą do debaty publicznej na istotne polityczne kwestie? Kompletnie nic. Co czytelnicy i dziennikarze o konserwatywnych poglądach by zrobili, gdyby premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu jakiś małolat powiedział, że jest zdrajcą Polski na usługach obcego państwa, powiedzmy o nazwie Watykan? To oczywiście pytanie nie wymagające odpowiedzi.
Jest faktem, że dziewczyna, która wypełnia idealnie przepowiednie Andiego Warhola i ma właśnie swoje 15 minut sławy doświadcza haniebnych ataków ze strony przez PO na czele z jego prorządowymi dziennikarzami i celebrytami. Jej słowa, jak przystało na mediokracje, wywołały nieproporcjonalny oddźwięk w kręgach rządowych, i pokazały ile znaczy dla „piewców liberalizmu” znaczy wolność do wypowiadania nawet najradykalniejszych opinii. Może to jest jedyna lekcja z reakcji na wypowiedź Marysi Sokołowskiej, o której po wakacjach nikt nie będzie pamiętał, tak jak nie pamięta się już o słynnym paprykarzu.
Niemniej jednak zimno i obiektywnie spoglądając całe zamieszanie można wyciągnąć jeden wniosek- mamy problem z publiczną debatą, skoro prywatne opinii nieznanej szerzej licealistki wzbudzają taką dyskusję. I dotyczy to obu stron dyskursu publicznego. Mam wrażenie, że już zaczął się sezon ogórkowy, a przecież jesteśmy a apogeum dyskusji o kampanii wyborczej do PE czy haniebnego pogrzebu państwowego komunistycznego siepacza. Okazuje się jednak, że wypowiedź licealistki urasta do nie mniej ważnych wydarzeń. Nie zamierzam kontynuować już swojego wywodu, bowiem uprzedził mnie Łukasz Warzecha. Mój redakcyjny kolega słusznie zauważył na tym portalu, że:
Sprowadzanie debaty o polskiej polityce do tego, czy Tuska można nazywać zdrajcą czy nie oraz co można myśleć o autorce takiej opnii, będącej osobą całkowicie prywatną - jest, by tak rzec, ciut niepoważne. Czy jeśli pani Henia ze sklepu w sąsiedztwie też powie o Tusku, że jest zdrajcą, zrobimy jej podobną reklamę?
Odsyłam do całego tekstu publicysty, pod którym podpisuje się obiema rękoma.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/198601-na-marginesie-tekstu-warzechy-jeszcze-raz-o-wypowiedzi-licealistki-z-gorzowa