UWAGI DO OPRACOWANIA PROF.M.CZACHORA „WĄTEK ZAMACHU OD POCZĄTKU BYŁ LEKCEWAŻONY PRZEZ KOMISJE RZĄDOWE”
CZYTAJ TAKŻE: Prof. Czachor: Co dalej z badaniami katastrofy smoleńskiej? „Wątek zamachu od początku był lekceważony przez komisje rządowe”
1 Rola brzozy. Trudno przyjąć, aby prof.Czachor nie miał na tyle wiedzy o brzozie Bodina, aby nie zdawać sobie sprawy, że oba fragmenty pnia pasują do siebie praktycznie bez żadnych ubytków, zaś dodatkowo pień jest nadłamany przy ziemi, analogicznie do statycznie złamanego wspornika. To raczej wskazywałoby na niszczenie od uderzenia pod mniejszą prędkością, niż wynikałoby to z prędkości samolotu, lub wręcz na „zatrzymanie się” uderzającego obiektu na brzozie. Natomiast rwanie przy kontakcie z drzewem dolnego poszycia skrzydła (widoczne na jednej z symulacji prof.Biniendy) powinno się dla pnia skończyć analogicznie, jak dla drzewa, które częściowo przebiło poszycie kadłuba samolotu Tu-204, rozbitego w Domodiedowie (rys.1). Taka sytuacja jednak nie miała miejsca.
Rys.1. Uszkodzone poszycie kadłuba Tu-204. Widać wbite w perforację fragmenty drewna. Po przebiciu dalsza część poszycia była wgniatana przez „sprężynujący” kikut drzewa, ale na tyle słabo, że przebicie nie nastąpiło. Analogiczny schemat zniszczenia od zderzenia z integralną konstrukcją skrzydła w Smoleńsku powinien zakończyć się ubytkami w pniu brzozy Bodina. Takich ubytków jednak nie stwierdzono. Fot.Internet.
W pracy profesora brakuje mi informacji, iż symulacja, którą przeprowadził dr Szuladziński, uderzając samodzielnie zaprojektowanym skrzydłem w stalowy słup dała wynik podobny do tego, który otrzymał prof. Binienda. Podobnie, prof.Czachor zarzucając Biniendzie zastosowanie zbyt dużej grubości dźwigarów nie wspomniał, że w skrzydle Biniendy nie było podłużnic. Cała sytuacja z dotychczasowym modelowaniem starcia skrzydło-brzoza zaczyna przypominać naukową dysputę o ilości diabłów mieszczących na łebku od szpilki, ponieważ te same argumenty z obu stron są używane od lat, zaś polscy specjaliści od MES konsekwentnie milczą w sprawie dopuszczalności zastąpienia przy symulacji inżynierskiej jednych elementów konstrukcji innymi, o większej grubości. Może po prostu należałoby ich oficjalnie zapytać?
Dotychczas przeprowadzone analizy zdają się potwierdzać, że w najgorszym wypadku statycznym (obliczonym przez dr.inż.Błaszczyka i pokazanym na 1.Konferencji Smoleńskiej) pierwszy dźwigar skrzydła zostałby przecięty, podobnie jak część poszycia przedniego kesonu. Następnie sama brzoza zostałaby ścięta. Tymczasem już ok. pół sekundy lotu za brzozą, na szpalerze drzew przed ulicą Gubienki widać, że skrzydło nie cięło ich już całą długością, ale prawdopodobnie było złożone do góry. Powstaje więc pytanie, na ile możliwe jest, że hipotetyczne przecięcie pierwszego dźwigara i przedniej części poszycia spowodowało tak szybkie nadłamanie skrzydła.
1 Odłamki przed brzozą. Wskazany przez Czachora na rys.9 fragment rzeczywiście jest jednym z odłamków samolotu, i to innym niż ten, który został przez biegłych prokuratury z CLKP znaleziony na głębokości ok. 5 cm za pomocą wykrywacza metalu. Co ciekawe, takich odłamków jest więcej, i to porozrzucanych w różne strony, także na boki, poza zasięg skrzydeł samolotu. Aby to zauważyć, wystarczy przeczytać Komunikat NPW:
Z kolei identyfikacja fragmentów samolotu, odnalezionych wokół brzozy przy tzw. „działce Bodina” (po zderzeniu i odcinaniu skrzydła przez ww. brzozę) potwierdziła fakt wystąpienia rozprysku w różnych kierunkach tych fragmentów, z oddziaływaniem strumienia gazów zza silników, na odległość dochodzącą do kilkudziesięciu metrów.
Jak widać, wojskowi prokuratorzy przed pójściem na emeryturę nie mają zamiaru ginąć za oderwanie zapomnianych przez KBWLLP kolejnych fragmentów maszyny na drzewkach o średnicach pni do 10 cm, które widać na Rys.2, i zaczynają o ich istnienie obwiniać wielokierunkowy rozprysk po uderzeniu w brzozę. To dość znacząca modyfikacja oficjalnej narracji i warto o niej pamiętać w przyszłości.
Rys.2. Drzewka, które miały spowodować oderwanie fragmentów samolotu przed brzozą. Jeden z fragmentów znaleziono w tym rejonie pod pięciocentymetrową warstwą ziemi. Fot.Internet.
2 Wywinięty kadłub. Z dużą dozą pewności mogę stwierdzić, że interpretacja profesora, jakoby „prawa ściana” widoczna na Rys.14 w jego opracowaniu i na slajdzie prof.Biniendy była „inną częścią kadłuba”, jest błędna. Widać to chociażby na Rys.3, 4 i 5 poniżej.
Rys.3. Widoczne charakterystyczne podwinięcie części poszycia do góry. Fot. Internet.
Rys.4. Zbliżenie górnego fragmentu podgięcia wskazujące, że mamy do czynienia z jednym elementem kadłuba. Fot. Internet.
Rys.5. Ten sam fragment kadłuba widoczny z drugiej strony. Widoczne to samo podgięcie do góry. Fot. Internet.
Nie ma wątpliwości, że ciągle mamy do czynienia z jednym fragmentem kadłuba, „rozłożonym” na zewnątrz na liniach podziałów technologicznych, i dodatkowo nie noszącym żadnych widocznych śladów rozdarcia się o drzewa, które widać choćby na Rys.21 w materiale profesora, a które to drzewa różne osoby konsekwentnie obwiniają o wywinięcie burt na zewnątrz. Widoczne na zdjęciach dodatkowe załamanie dużego fragmentu poszycia do góry może pochodzić np. od uderzenia w ziemię, w wyniku czego całość została poprzecznie zgięta, zaś przy samym gruncie częściowo pękła na obwodzie.
W tej sytuacji lekkie podwinięcie w dół samej krawędzi, widoczne na Rys. 19 w opracowaniu Czachora, jest dość oczywiste dla kierunku posuwania się całego fragmentu kadłuba już na wrakowisku. Natomiast faktem pozostaje niepokojące podobieństwo całego fragmentu kadłuba do rozerwanego wybuchem granatu kadłuba samolotu Basler BT67, pokazanego na ostatniej Konferencji Smoleńskiej przez Jacka Jabczyńskiego.
Wprawdzie nie wykonano profesjonalnej symulacji kolizji fragmentu kadłuba z drzewami, ale należy zauważyć, że nawet Zespół dr inż. Laska zaczyna półoficjalnie wycofywać się z narracji o braku wybuchu na wrakowisku. W anonimowym materiale linkowanym na Twitterze przez członka ZL, Michała Setlaka, możemy bowiem przeczytać m.in. : Zderzenie z gruntem spowodowało rozerwanie zbiorników paliwa, które uległo rozpyleniu i detonacyjnemu zapłonowi w kontakcie z gorącymi częściami silników, czego efektem była kula ognia, typowa dla wielu katastrof lotniczych
Nota bene, po rozerwaniu zbiorników wskutek zderzenia Tu-154M nr 101 z gruntem doszło do eksplozji rozpylonego paliwa, co jest typowe dla tego rodzaju kolizji.
3 Eksplozja w skrzydle. Zgadzam się z wnioskami profesora co do hipotezy o użyciu ładunków kumulacyjnych wewnątrz kesonu. Gdyby jednak użyto niewielkich ładunków na zewnątrz kesonu (np. w slotach), to musiałoby to prowadzić do utraty kontroli nad samolotem bez wybuchu par paliwa w zewnętrznym zbiorniku. Wydaje się, że ta kwestia bez badań mechanoskopijnych wraku, szczególnie w sytuacji, gdy część slotów jest popękana, ale nie nosi śladów ściskania, musi pozostać otwarta.
4 Stan badań. Ostatnio niektórzy eksperci ZP i prelegenci Konferencji Smoleńskiej zaprezentowali hipotezy, których wspólną cechą jest znaczące podniesienie trajektorii w stosunku do wcześniejszych hipotez. Także grono sprzyjających im naukowców znacznie wzrosło. Daje się zauważyć dążenie do wyciągania ostatecznych wniosków jedynie na podstawie analiz numerycznych, bez kompletu dowodów rzeczowych, jakimi byłyby: gruntownie przebadany wrak oraz jego rejestratory i nośniki danych. W dotychczasowych niezależnych pracach doświadczenie profesjonalistów lotniczych zostało wykorzystane w dalece niewystarczającym stopniu.
Jest zatem smutnym paradoksem, że niektórym niezależnym badaczom można dziś dedykować zawsze aktualny cytat z Uwag RP do projektu Raportu MAK:
Nie można traktować hipotez jako pewników, a w ich udowadnianiu powoływać się na hipotetyczne dowody.
Czy jednak można liczyć na to, że nie zwycięży triumfalizm i że powyższe słowa zostaną wzięte pod uwagę teraz, po ponad 5 i pół roku po katastrofie, także przy pracach nowo powołanej KBWLLP.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/272127-zgadzam-sie-z-wnioskami-profesora-czachora-co-do-hipotezy-o-uzyciu-ladunkow-kumulacyjnych-wewnatrz-kesonu