Zapytany na Facebooku o pewien niuans związany z działaniami prokuratorów wojskowych przed pięcioma laty, sięgnąłem do archiwów.
Jednego z wirtualnych znajomych zaintrygowała sprawa przekazania ryngrafu przez ówczesnego Naczelnego Prokuratora Wojskowego, od tygodnia już generała Krzysztofa Parulskiego, swoim rosyjskim towarzyszom. Pamiętałem, że takie wydarzenie miało miejsce, bo sam je parokrotnie pokazywałem widzom w „Wiadomościach”. Odszukałem pierwotny materiał (w wersji tekstowej), bo tak się składa, że po podziękowaniu za współpracę przez TVP, skopiowałem wszystkie swoje teksty, które przygotowywałem po 10 kwietnia 2010 r. I, jak to w przypadku Smoleńska bywa, dookoła natrafiłem na mnóstwo interesujących wypowiedzi, z których część chciałbym przytoczyć. Niektóre poginęły już z internetu, pozmieniały wersje, warto więc wrócić do ich oryginalnego kształtu.
17 sierpnia 2010 r. Parulski udał się do Moskwy, by odebrać dokumenty od rosyjskiego Komitetu Śledczego. W dniu wylotu dywagacje: z czym wróci? Tego nie wiedział nikt. Spekulujemy: może chodzi o protokół z przesłuchania autora filmu nakręconego tuż po katastrofie? Przypominamy wypowiedź prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta sprzed dwóch tygodni:
Ten wniosek został już przez białoruską prokuraturę zrealizowany. Tamtejsi prokuratorzy przesłuchali już autora amatorskiego filmu z miejsca katastrofy, który po tragedii 10 kwietnia został zamieszczony w Internecie.
Niestety Seremet – nie pierwszy i nie ostatni raz – plecie bzdury. A wyjaśnia to płk Jerzy Artymiak (dziś szef wojskowej prokuratury) mówiąc, o co strona polska poprosiła białoruską prokuraturę:
O przesłuchanie w charakterze świadka ustalonego z imienia i nazwiska obywatela tegoż państwa, który 10 kwietnia przebywając rejonie lotniska Siewiernyj w Smoleńsku wykonał zdjęcia.
Chodziło o Siergieja Serebro, który uwiecznił wymianę żarówek na smoleńskim lotnisku po katastrofie. Mniejsza z nim. Okazuje się bowiem, że o przesłuchanie autora filmu polska prokuratura poprosiła w maju. Jest 17 sierpnia. Śledczy nie wiedzą nawet, czy do tego doszło…
18 sierpnia 2010 r. Wielki dzień. Parulski nadzoruje wykonanie kolejnej kopii nagrania z czarnej skrzynki. Po co ta procedura? Generał wyjaśnia beztrosko:
Od czasu do czasu powstaje taki problem. To jest kwestia natury technicznej. I wtedy ja, jako ten, że tak powiem „strażnik pieczęci” - bo tak zostałem określony - faktycznie dbam o to, by przy mnie ten sejf otwarto i zamknięto.
Strażnik pieczęci! Pamiętają Państwo tę pieczęć i tego strażnika? Gdyby nie chodziło o potworną tragedię, można by się tylko uśmiechnąć.
To nie była pierwsza „kwestia natury technicznej”. Wszak dwa miesiące wcześniej Jerzy Miller wracał z Moskwy tłumacząc:
Jeszcze raz otwieraliśmy sejf, jeszcze raz kopiowaliśmy, żeby tę końcóweczkę jeszcze raz sobie dokładnie przekopiować.
Wcześniej przekopiowano niedokładnie? Najwyraźniej, bo przecież brakowało kilkunastu sekund nagrania…
18 sierpnia jest też dniem, w którym Edmund Klich miał odebrać jakieś dokumenty. Wszak 9 dni wcześniej Donald Tusk po rozmowie z Władimirem Putinem mówił:
Otrzymaliśmy informacje, że dokumentacja ze wszystkimi dokumentami których oczekiwali polscy urzędnicy została w trybie natychmiastowym przygotowana i jest do odebrania w Moskwie przez Edmunda Klicha.
„Ze wszystkimi dokumentami, których oczekiwali polscy urzędnicy.” „Została przygotowana w trybie natychmiastowym.” „Jest do odebrania przez Klicha”…
Klich powiedział krótko:
No, nie dostałem dokumentów.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE —>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zapytany na Facebooku o pewien niuans związany z działaniami prokuratorów wojskowych przed pięcioma laty, sięgnąłem do archiwów.
Jednego z wirtualnych znajomych zaintrygowała sprawa przekazania ryngrafu przez ówczesnego Naczelnego Prokuratora Wojskowego, od tygodnia już generała Krzysztofa Parulskiego, swoim rosyjskim towarzyszom. Pamiętałem, że takie wydarzenie miało miejsce, bo sam je parokrotnie pokazywałem widzom w „Wiadomościach”. Odszukałem pierwotny materiał (w wersji tekstowej), bo tak się składa, że po podziękowaniu za współpracę przez TVP, skopiowałem wszystkie swoje teksty, które przygotowywałem po 10 kwietnia 2010 r. I, jak to w przypadku Smoleńska bywa, dookoła natrafiłem na mnóstwo interesujących wypowiedzi, z których część chciałbym przytoczyć. Niektóre poginęły już z internetu, pozmieniały wersje, warto więc wrócić do ich oryginalnego kształtu.
17 sierpnia 2010 r. Parulski udał się do Moskwy, by odebrać dokumenty od rosyjskiego Komitetu Śledczego. W dniu wylotu dywagacje: z czym wróci? Tego nie wiedział nikt. Spekulujemy: może chodzi o protokół z przesłuchania autora filmu nakręconego tuż po katastrofie? Przypominamy wypowiedź prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta sprzed dwóch tygodni:
Ten wniosek został już przez białoruską prokuraturę zrealizowany. Tamtejsi prokuratorzy przesłuchali już autora amatorskiego filmu z miejsca katastrofy, który po tragedii 10 kwietnia został zamieszczony w Internecie.
Niestety Seremet – nie pierwszy i nie ostatni raz – plecie bzdury. A wyjaśnia to płk Jerzy Artymiak (dziś szef wojskowej prokuratury) mówiąc, o co strona polska poprosiła białoruską prokuraturę:
O przesłuchanie w charakterze świadka ustalonego z imienia i nazwiska obywatela tegoż państwa, który 10 kwietnia przebywając rejonie lotniska Siewiernyj w Smoleńsku wykonał zdjęcia.
Chodziło o Siergieja Serebro, który uwiecznił wymianę żarówek na smoleńskim lotnisku po katastrofie. Mniejsza z nim. Okazuje się bowiem, że o przesłuchanie autora filmu polska prokuratura poprosiła w maju. Jest 17 sierpnia. Śledczy nie wiedzą nawet, czy do tego doszło…
18 sierpnia 2010 r. Wielki dzień. Parulski nadzoruje wykonanie kolejnej kopii nagrania z czarnej skrzynki. Po co ta procedura? Generał wyjaśnia beztrosko:
Od czasu do czasu powstaje taki problem. To jest kwestia natury technicznej. I wtedy ja, jako ten, że tak powiem „strażnik pieczęci” - bo tak zostałem określony - faktycznie dbam o to, by przy mnie ten sejf otwarto i zamknięto.
Strażnik pieczęci! Pamiętają Państwo tę pieczęć i tego strażnika? Gdyby nie chodziło o potworną tragedię, można by się tylko uśmiechnąć.
To nie była pierwsza „kwestia natury technicznej”. Wszak dwa miesiące wcześniej Jerzy Miller wracał z Moskwy tłumacząc:
Jeszcze raz otwieraliśmy sejf, jeszcze raz kopiowaliśmy, żeby tę końcóweczkę jeszcze raz sobie dokładnie przekopiować.
Wcześniej przekopiowano niedokładnie? Najwyraźniej, bo przecież brakowało kilkunastu sekund nagrania…
18 sierpnia jest też dniem, w którym Edmund Klich miał odebrać jakieś dokumenty. Wszak 9 dni wcześniej Donald Tusk po rozmowie z Władimirem Putinem mówił:
Otrzymaliśmy informacje, że dokumentacja ze wszystkimi dokumentami których oczekiwali polscy urzędnicy została w trybie natychmiastowym przygotowana i jest do odebrania w Moskwie przez Edmunda Klicha.
„Ze wszystkimi dokumentami, których oczekiwali polscy urzędnicy.” „Została przygotowana w trybie natychmiastowym.” „Jest do odebrania przez Klicha”…
Klich powiedział krótko:
No, nie dostałem dokumentów.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE —>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/271074-podroz-parulskiego-do-moskwy-czyli-podroz-w-czasie-do-trzech-zenujacych-dni-ze-smolenskiego-sledztwa