Podróż Parulskiego do Moskwy, czyli podróż w czasie do trzech żenujących dni ze smoleńskiego śledztwa

Fot. YouTube
Fot. YouTube

19 sierpnia 2010 r. Zastępca rosyjskiego prokuratora generalnego Aleksandr Zwiagincew wśród błyskających fleszy przekazuje Parulskiemu 11 tomów akt. To właśnie wtedy rozpromieniony polski generał wręcza Rosjanom ryngraf z emblematem Naczelnej Prokuratury Wojskowej przy okazji wymieniając pocałunki, które – jak trafnie określa Grzegorz Januszko – przypominają powitania Breżniewa z Honeckerem.

Kilka godzin wcześniej Zwiagincew mówi w rosyjskim radiu o opisie filmu, który ma znajdować się w aktach:

W tym czasie znajdował się tam świadek z telefonem i on zdołał włączyć kamerę, kiedy samolot padał, zbliżył się do ziemi i kiedy się zapalił.

Kojarzą Państwo taki film? Nikt nie kojarzy…

Już w czasie ceremonii przekazania papierów Zwiagincew mówi:

Te dokumenty nie przewidują tak natychmiastowego współdziałania. Taka współpraca odbywa się wyłącznie na dobrowolnej podstawie, którą wyraża Rosja.

Parulski wpisuje się w narrację o dobrej woli bratniego narodu i tłumaczy brak protokołów z sekcji zwłok:

Nieoficjalnie wiem, że brakuje jeszcze paru dowodów z badań w kabinie pilotów. Są to badania genetyczne, wyjątkowo precyzyjne, które pozwolą na ustalenie jaka osoba, w jakim miejscu znajdowała się.

To żenujące. Jest 19 sierpnia, minęły cztery miesiące, odbyły się wszystkie pogrzeby, dokumentacja dawno powinna być w Polsce (genetyka nie ma z protokołami sekcyjnymi nic wspólnego), a tak naprawdę nasi prokuratorzy powinni sami wykonać te badania po sekcjach zwłok. Szef wojskowych śledczych całuje się jednak z Rosjanami i cieszy, jakie to precyzyjne analizy oni prowadzą.

A może nie ma co się dziwić? Tego samego dnia prezydent Bronisław Komorowski udziela wywiadu „Rzeczpospolitej”. Tryska w nim radością, że Moskwa… szybko przekazuje nam materiały:

Wbrew często spotykanej opinii uważam, że strona rosyjska wykazuje daleko idące zrozumienie polskich potrzeb. Pamiętajmy, że to śledztwo nie jest w Rosji priorytetem.

Tyle były prezydent. Nie mógł wówczas powiedzieć nic głupszego i bardziej szkodliwego. Czyli zachował się zgodnie ze swoją normą. A przecież już wtedy – cztery miesiące po katastrofie – wiedzieliśmy, że śledztwo oddaliśmy, nie mamy nad najważniejszymi dowodami żadnej kontroli, a Rosjanie pogrywają sobie z nami jak chcą. Właśnie w tych dniach wojskowi prokuratorzy zachwycali się, że strona rosyjska przedstawiła realistyczną propozycję… okrycia wraku brezentem i opłotowania go blachą falistą.

To tylko drobne elementy tylko z trzech dni wokół smoleńskiego śledztwa. W międzyczasie większość polskich mediów prowadziła akcję zohydzania tematu katastrofy i minimalizowania wszystkich uchybień w jej badaniu. Właśnie o tej propagandzie opowiadać będzie film „Smoleńsk” Antoniego Krauzego. Piszemy o nim po obejrzeniu niegotowej jeszcze wersji (jest w fazie postprodukcji) z Marcinem Wikło w dostępnym wciąż w kioskach aktualnym wydaniu tygodnika „wSieci”.

Te trzy dni to dobry pryzmat do pokazania, jak to śledztwo było i jest prowadzone. Czy w taki sposób można było dojść do prawdy? Nie. Tę robotę należy wykonać raz jeszcze. Niemal od początku.

« poprzednia strona
12

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.