Ewa Błasik: "Nieustannie domagam się prawdy. W jakimś stopniu podporządkowałam temu swoje życie"

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Ewa Błasik w 5. rocznicę katastrofy smoleńskiej przyznaje, że siły czerpie z modlitwy i nie przestaje walczyć o dobre imię swojego męża gen. Andrzeja Błasika.

Oni już nie żyją. Nie mogą się bronić

— mówi o kapitanie Protasiuku i całej załodze samolotu.

W wyniku długiej oszczerczej kampanii został zniesławiony i ciężko obrażony mój mąż

—mówi Ewa Błasik w wywiadzie dla tygodnika „Gość Niedzielny”.

Mój mąż zawsze godnie reprezentował swój kraj. A podróż do Katynia traktował w jego sercu miała szczególne miejsce, leciał tam z zamiarem modlitwy i oddania należnej czci i hołdu bestialsko zabitym jego poprzednikom. Mój Andrzej na pokładzie tupolewa z całą pewnością był wsparciem, a nie obciążeniem dla załogi. Zawsze stawał w obronie swoich pilotów wymagał od nich przestrzegania procedur bezpieczeństwa

—zaznacza wdowa po gen. Błasiku.

Opowiada też o tym, jak po kolejnych konferencjach prokuratury wojskowej wracają bolesne wspomnienia z 2010 roku. Rodziny wciąż atakowane są kolejnymi niekonsekwentnymi informacjami o śledztwie.

W okresie komunizmu niepisaną zasadą w armii było to, że w sytuacji katastrofy lotniczej oskarża się nieżyjącą załogę. Aby żyjących, często winnych, nie pociągać do odpowiedzialności. Znam ten mechanizm, byłam w środowisku lotniczym 25 lat. Obecnie sytuacja się powtarza.

—podkreśla.

Ewa Błasik mówi też, że jako żona pilota liczyła się z możliwością, że z któregoś z lotów mąż może nie wrócić.

Jednak nigdy bym nie uwierzyła, że człowiek, który dla Polski oddał najpiękniejsze lata swojego życia, zostanie przez swój kraj obrażany i ośmieszany po śmierci

— wyznaje Błasik.

Nieustannie domagam się prawdy. W jakimś stopniu podporządkowałam temu swoje życie. (…) Mówię głośno o sprawach najwyższej rangi.

Wdowa po gen Błasiku przyznaje, że siły do życia i walki o prawdę czerpie z modlitwy.

Modliłam się od początku tej tragedii. Modlitwa dodaje mi sił do walki o prawdę i uspokaja. Duchowo bardzo wzmocniła mnie też podróż do Ziemi Świętej po katastrofie. Chodząc ścieżkami Chrystusa, modliłam się za polskich dziennikarzy, żeby w zgodzie z sumieniem i bez strachu przekazywali prawdę rodakom. Prosiłam też o wstawiennictwo Jana Pawła II, który do końca dźwigał swój krzyż. Dobrze wiem, że ludzie są czasem zdalni do okrutnych rzeczy. Ale Bóg jest większy. Wiem też, że całego świata nie zmienię, jednak trzeba robić swoje. Mimo, że czasem po ludzku opadają ręce

—powiedziała Ewa Błasik.

Czytaj też:

Zespół parlamentarny ws. 10/04. Ewa Błasik: „W momencie realnego zagrożenia naszej ojczyzny powraca się do skompromitowanej rosyjskiej propagandy!” NASZA RELACJA

ann/”Gość Niedzielny”

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych