Macierewicz: mamy do czynienia z szalbierstwem, a nie ekspertyzą. To są kpiny. NASZ WYWIAD

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

wPolityce.pl: Prokuratura wojskowa pogroziła palcem RMF FM, informując, że stenogramy opisane przez stację są zmanipulowane i wyrwane z kontekstu. Sądzi Pan, że rzeczywiście mamy do czynienia z działaniami poza kontrolą NPW czy raczej z prowokacją władz?

Antoni Macierewicz: Należy zdać sobie sprawę, jakie materiały opublikowała stacja RMF FM. To przecież są skany oryginałów materiałów prokuratorskich. Nie mamy do czynienia z jakimiś notatkami, które zostały ujawnione. Mamy tu skany, którymi dysponowali prokuratorzy. Mecenas Pszczółkowski, który jako jedyny pełnomocnik do tej pory zapoznawał się z tym materiałami, nie mógł mieć przy sobie żadnych urządzeń nagrywających i utrwalających dźwięk i obraz. A zatem on nie mógł być autorem skanów, jakie pokazują media. Te skany zostały przekazane z prokuratury. Tu nie ma wątpliwości. Pan Maksjan, jak rozumiem, chce zrobić śledztwo przeciwko organowi, w którym pracuje. To bardzo ciekawe…

Jak Pan ocenia same materiały? Czy to przełom?

Prokuratura na podstawie ekspertyzy Andrzeja Artymowicza zmieniła swoje stanowisko i ustaliła bezsporną winę pilotów. Usłyszeliśmy 26 marca, że ta analiza zdezawuowała ekspertyzę CLKP i Instytutu Ekspertyz Sądowych, ponieważ jest nieporównanie lepsza. Pamiętajmy jednak, że pan Artymowicz nigdy wcześniej nie robił takich ekspertyz, zaś narzędzia przez niego wykorzystywane są nieadekwatne do zadań. Co więcej, on jest bratem Pawła Artymowicza i brał udział w opracowywaniu polemik, jakimi Paweł Artymowicz zasypywał różne media. Paweł Artymowicz atakuje gen. Błasika od samego początku. Andrzej Artymowicz brał również udział w działaniach wymierzonych w pilotów. Nie jest on człowiekiem bezstronnym. On jest stronniczy, a dodatkowo niekompetentny.

Prokuratura informuje, że dokonano nowej kopii, nowatorską metodą, dzięki czemu udało się znacznie więcej odczytać. To nie brzmi wiarygodnie?

Rzeczywiście słyszymy, że jedynie dzięki narzędziom pana Artymowicza udało się na nowo odczytać oryginał. Jednak zwróćmy wcześniej uwagę, że obecnie dowiedzieliśmy się, że taśma, jaka była założona na magnetofon MARS-BM, to nie jest – jak twierdzi Artymowicz – taśma z tego magnetofonu. Ta taśma nie odpowiada taśmom z czarnych skrzynek. To jest inna taśma, o czym nie mówiła nam ani ekspertyza IES, ani CLKP.

Co to może oznaczać?

Istnieje podejrzenie, że mamy do czynienia z nową taśmą, której wcześniej nie było, że mamy do czynienia ze sfałszowanym materiałem. Są i kolejne argumenty wskazujące, że mamy do czynienia z szalbierstwem, a nie ekspertyzą. Pan Artymowicz przebywał w Rosji po 14 lutego 2014 roku. Tymczasem 13 stycznia, czyli miesiąc wcześniej, na blogu blogera „soundamator” pojawił się odczyt dostępnej kopii z tupolewa wykonany za pomocą darmowego narzędzia. Główne treści prezentowane dziś jako materiały odczytane przez pana Artymowicza zostały przez tego blogera podane na miesiąc przed wizytą Artymowicza w Rosji. To dotyczy również tego kluczowego momentu, czyli wydarzeń mających miejsce na wysokości 100 metrów.

Jakie zbieżności tu występują?

Instytut Ekspertyz Sądowych wskazał, że na tej wysokości słychać komendę „Odchodzimy na drugie”, zaś Artymowicz słyszy tu słowa: „Dochodź wolniej”. Identycznie ten dźwięk interpretuje „soundamator”. Mamy do czynienia albo ze z góry założoną tezą, albo z materiałem, który przez Rosjan został spreparowany. Tak czy inaczej to szalbierstwo. Warto pamiętać, że taka komenda jest zupełnie absurdalna. Samolot bowiem i tak był na granicy prędkości. Poniżej 250 km/h samolot zaczyna spadać. W związku z tym wydawanie komendy przy 280 km/h, by pilot zwolnił, jest absurdalne, jest niemożliwe. Ten odczyt jest sprzeczny z parametrami samolotu. Co więcej, ekspertyza Artymowicza ma twierdzić, że mikrofon w kokpicie zbierał tylko dźwięki z kokpitu i ew. te z pół metra poza nim. W związku z tym głos identyfikowany jako głos gen. Błasika był głosem z kokpitu. Tak biegli stwierdzają powołując się na czułość mikrofonu. Równocześnie jednak ta sama ekspertyza wskazuje, że odczytano dźwięk uderzenia skrzydła w brzozę. A przecież miejsce rzekomego uderzenia skrzydłem w brzozę jest kilkanaście metrów od burty kokpitu. To znaczy, że mikrofon nie zbiera tego, co dzieje się za kokpitem ale zarejestrował to, co działo się na zewnątrz kilkanaście metrów dalej?

O czym to świadczy?

To, z czym mamy do czynienia, to są kpiny. Mamy do czynienia z kpinami. Jesteśmy traktowani jak dzieci. Szczególnie, że przecież ekspertyza z wykorzystaniem Tupolewa 154M o nr bocznym 102 wskazuje, że mikrofony mają znacznie większą czułość, że zbierają dźwięki również z wewnątrz samolotu. Dlaczego prokuratura mając taką ekspertyzę z wykorzystaniem samolotu, podważającą ekspertyzę Artymowicza, przyjęła ten materiał jako podstawę do stawiania zarzutu pilotom i wykluczenia innych winnych tej tragedii? Jak to jest możliwe? Dlaczego zmarnowano inny materiał? Dlaczego nie porównano tych nowych odczytów ze stenogramami z wieży z JAK-a? Porównanie tych dźwięków mogłoby nas upewnić, że mamy do czynienia z tym samym zapisem. Prokuratura nie dopełniła obowiązków weryfikacji tego, co pan Artymowicz przedstawiał. Przyjęła ten materiał jako fundamentalny, wiarygodny i dyskwalifikujący CLKP i IES. To jest szalbierstwo, za które odpowiedzialność spada na prokuraturę.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.