Wassermann o analogiach między 10/04 a 17/07: Każdy widzi, że coś tu nie gra. NASZ WYWIAD

Fot. Raport KBWLLP / Twitter
Fot. Raport KBWLLP / Twitter

Możemy zobaczyć, jak powinny zachować się władze kraju, który walczy o swoich obywateli i czuje się suwerenny

— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Małgorzata Wassermann, córka śp. Zbigniewa Wassermanna.

wPolityce.pl: - Duża grupa rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej wysłała list do premiera Holandii, aby okazać wsparcie dla bliskich tych, którzy zginęli w zamachu nad Ukrainą. Państwa inicjatywa pojawiła się bardzo szybko i jest znakomitym dowodem na to, że analogie między tragedią pasażerów TU-154M a zestrzeleniem Boeinga 777 są jasne i nie sposób zamknąć na nie oczu, do czego niektórzy namawiają.

Małgorzata Wassermann: - Analogie nasuwają się od razu. Po pierwsze mamy śmierć tak dużej liczby niewinnych ludzi w takich okolicznościach, a w cieniu znów stoi Władimir Putin i jego Rosja. Druga sprawa to kwestia wyjaśniania przyczyn tej tragedii i zachowania prorosyjskich terrorystów, którzy już zaczęli rozgrabiać i niszczyć miejsce zdarzenia. Ale mamy też wielkie różnice, a zwłaszcza reakcję rządów Holandii i innych państw, których obywateli tam zginęli. I reakcję całego świata. Myśmy na taką stanowczą postawę nie mogli liczyć.

Wygląda na to, że władze państw, które straciły swoich obywateli na pokładzie lotu MH17, dobrze zdawały sobie sprawę z tego, czego można się spodziewać po Rosji i po jej ludziach na Ukrainie. Postanowili bardzo szybko zabezpieczyć dowody i zapewnić godne traktowanie ciał ofiar. Choć, jak wiemy, nie wszystko się udało.

— Żaden kraj – z wyjątkiem Polski – nie mógł mieć złudzeń co do tego, jak będzie się zachowywała Rosja i to nie tylko z uwagi na to, co się dzieje od przeszło pół roku na Ukrainie. Przecież to jest doskonale widoczne dla opinii publicznej, dla każdego człowieka, który ma dostęp do środków masowego przekazu. Państwa dodatkowo mają przecież rządy, wywiady, kontrwywiady i zdają sobie sprawę z tego, jakim krajem jest Rosja, co tam znaczy demokracja, jak tam działa wymiar sprawiedliwości i jak działa komitet lotniczy kierowany przez panią Anodinę, który niejeden raz opiniował wypadek i zawsze jego przyczyna była taka sama. Ze strony polskiego rządu to była naiwność granicząca wręcz z głupotą, kiedy całymi miesiącami słuchaliśmy o tej wspaniałej współpracy i wielkim zaufaniu. Ale jest też drugi aspekt. Nie ma żadnego znaczenia, czy to byłby kraj taki, jak Rosja, czy inny, demokratyczny. Jeżeli się wydarza katastrofa, nie może być mowy o zaufaniu, liczeniu na innych. Każdy, kto zajmuje się takimi sprawami, wie o tym, że pierwsze minuty, pierwsze godziny i dni decydują o zabezpieczeniu materiału. Walczy się o ten materiał, zabezpiecza się go, zabiera, co jest możliwe, a później można rozprawiać o współpracy. Z jakichś przyczyn w naszym przypadku uznano, że to wszystko jest niepotrzebne i wystarczy odczyt z kopii czarnej skrzynki.

Na ile zamach na Boeinga może pozwolić nam dotrzeć do prawdy o tym, co się wydarzyło przed czterema laty w Smoleńsku? Na ile sytuacja międzynarodowa i te analogie mogą pomóc postawić wreszcie sprawę katastrofy smoleńskiej na forum międzynarodowym? Wierzy pani, że to możliwe?

— Oczywiście, że w to wierzę, mam nadzieję, że tak się stanie. Gdybym nie wierzyła, nie podpisałabym listu do premiera Holandii oraz petycji do Parlamentu Europejskiego, która została złożona w ubiegłym tygodniu, a ma na celu doprowadzenie do powołania komisji międzynarodowej ws. 10/04. Przede wszystkim myślę jednak, że to, co widać na pierwszy rzut oka, to wszystkie te kwestie, które w naszym przypadku miały nie mieć żadnego znaczenia, a dziś urastają do rangi poważnych problemów. Włącza się cały świat, zbierają się różne gremia na wielu szczeblach, debatują o komisji międzynarodowej, o oryginałach czarnych skrzynek, o badaniu ciał w bazie wojskowej przez co najmniej trzy miesiące, o zdjęciach satelitarnych, o zabezpieczeniu miejsca zdarzenia itd.

I tego nie da się przed Polakami ukryć. A wnioski nasuwają się same.

— Każdy człowiek na świecie – a przede wszystkim w Polsce – ma możliwość zobaczenia, jak powinny zachować się władze kraju, który walczy o swoich obywateli i czuje się suwerenny. Widzimy też, na jakie wsparcie międzynarodowe można liczyć. Szczytem ironii jest to, że prezydent Komorowski mówi dziś o komisji międzynarodowej, podczas gdy przed czterema laty szybko uznał, że przyczyna tragedii jest „arcyboleśnie prosta”. Ludzie to dostrzegają. Myślę, że nie tylko u nas, rodzin, wzbudziło to bardzo duże emocje i nadzieje na doprowadzenie do powołania komisji międzynarodowej ws. katastrofy smoleńskiej. Każdy człowiek, który przez ostatnie lata zajmował się swoimi własnymi problemami widzi, że coś tu nie gra. Wie, jak powinien zachowywać się rząd. Nie tak jak nasz.

Ale ekipa rządząca zbija te argumenty. Bogdan Klich mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl, że rządy państw, które straciły obywateli nad Ukrainą były pod wpływem presji społecznej, dlatego zareagowały inaczej.. Radosław Sikorski napisał wczoraj na Twitterze podobnie – że brak międzynarodowego śledztwa po 10/04 to efekt tego, że „w Smoleńsku zginęli tylko Polacy”.

— Nie wartościowałabym tego w ten sposób. Każda śmierć jest straszna i każda śmierć jest równa. Nie będę mówiła, że zginął „tylko” prezydent kraju – żeby posługiwać się tą retoryką. Przecież doszło do unicestwienia władz demokratycznego kraju i to chyba powinien być wystarczający impuls do postawienia sprawy na forum międzynarodowym. Byliśmy i jesteśmy członkiem NATO – to tez nie może uciec z pola widzenia. A poza tym, gdyby pan minister Sikorski uważnie posłuchał, co się mówi, to wiedziałby, że w sprawę zamachu nad Ukrainą włączają się nie tylko państwa, których obywatele w nim zginęli, a ich rządy robią wszystko, by tej sprawy nie pozwolić „skręcić”, mówiąc kolokwialnie. Dzięki temu pozyskują do współpracy specjalistów z innych państw i międzynarodowe organizacje. W naszym przypadku nie zauważono takiej potrzeby. Były sygnały z NATO i od kilku krajów, że jest możliwa pomoc, lecz nasz rząd ją odrzucił. Sytuacja jest więc diametralnie różna. Holandia, Wielka Brytania, Malezja walczą o postawienie sprawy na arenie światowej w sposób prawidłowy. Strona Polska wysyłała natomiast sygnały, że sobie tego nie życzy.

Rozmawiał Marek Pyza

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.