Mają rację ci, którzy zwracają uwagę, że zdradę widać z oddali. Że zazwyczaj trzeba lat, a może i dekad, by było jasne, co zdradą było, a co nie.
Więcej, zdradę zazwyczaj widać wyłącznie z oddali. I targowiczanie, i ludzie pokroju Rzewuskiego, i generałowie wierni księciu Konstantemu - wszyscy oni zostali uznani za zaprzańców narodowych po wielu latach i po wielu dziejowych zakrętach.
Co więcej, wszyscy oni mieli „swoje racje”. Nawet komuniści w ciągu 44 lat służby Moskwie budowali wokół swoich wyborów zgrabne racje. Ludzki umysł potrafi uzasadnić niemal każdy historyczny wybór.
Na tym tle uderza sprawa Smoleńska: choć minęły ledwie 4 lata, choć wiemy tak niewiele, choć władza chowa w szafach notatki i dokumenty, choć codziennie atakuje nas „prowypadkowa” propaganda, choć w sumie patrzymy przez dziurkę od klucza na zaciemniony pokój, to już widzimy kontury zdumiewająco jasno.
Pamiętając o złożoności zjawiska oceny historycznej, powinniśmy mieć dużo bardziej mglisty obraz. A tymczasem dostrzegamy sprawy zasadnicze: gra z Rosją przeciwko własnemu prezydentowi, wbrew całemu polskiemu doświadczeniu, wbrew naszemu narodowemu BHP, które Tusk-historyk musi mieć w małym palcu. Później - porzucenie urzędującego prezydenta w smoleńskim błocie, oddanie sprawy nie tylko przyczyn, ale i Jego dobrego imienia w ręce Rosjan. Wreszcie - współudział w wielkim kłamstwie, którego celem byli dzielni i wierni do końca polscy oficerowie (gen. Błasik).
Zwróćmy uwagę: każdą z tych decyzji Tusk podejmował w sytuacji, gdy publicznie padały ostrzeżenia, gdy stawkę tak właśnie definiowano: jako pytanie o wierność Ojczyźnie.
Prawdą jest więc, że zdradę rzadko widać na bieżąco. Tym razem jednak widać wyraźnie. Dlatego właśnie Tusk tak bardzo trzyma się władzy - wie, że musi wypalić obóz smoleński żelazem, jeśli marzy o ucieczce na inne karty historii. A może więcej - musi zdążyć przerobić Polaków tak, by już pojęcie zdrady zapomnieli…
Marysia Sokołowska, tak brutalnie zaatakowana i z lewa, i z prawego centrum, powiedziała więc rzecz de facto oczywistą.
To charakterystyczny rys wydarzeń wokół tragedii smoleńskiej: „prości” ludzie, w tym i starsi, i jak widzimy, bardzo młodzi, widzą sprawy jaśniej i czytelniej niż wielu przedstawicieli konserwatywnego establishmentu. Tak jak gdyby ci drudzy byli „overeducated”, „nadwykształceni”, a przez to uwięzieni w narzuconych przez mainstream kliszach poprawności.
W sprawie jest coś jeszcze. Prof. Anna Pawełczyńska, wybitna socjolog kultury, przedstawicielka pokolenia Kolumbów, mówiła mi i bratu - podczas wywiadu dla „wSieci” - że o wiele lepiej rozmawia jej się z dzisiejszymi licealistami niż ze starszymi pokoleniami. Jak twierdzi, młodzież znów zaczyna żądać tej integralności i czystości intencji, którą miało w sobie, w skrajnie trudnych czasach, jej pokolenie. Czy w geście Marysi Sokołowskiej nie odnajdujemy tego właśnie pragnienia, by rzeczy miały odpowiednie słowo?
Zdumiewa agresja ze strony kolegów publicystów wobec tej dziewczyny. Nawet jeżeli uważają, że przesadziła, że Tusk nie zdradził Polski, to przede wszystkim powinni się cieszyć, że młoda, wspaniała dziewczyna martwi się o Polskę, że przeżywa nasze dziedzictwo, że pyta. To jest przecież nasza podstawowa dziś troska: by kolejne pokolenie ciągnęło nasz wózek, bo przecież my nie stajemy się coraz młodsi. Zamiast tej podstawowej radości, mamy dziwne szpile i obsesję zagrożenia pajdokracją. A przecież to absurd - dzieciakami było wielu powstańców listopadowych, styczniowych, warszawskich, endeków, wielu legionistów, wielu Wyklętych, wielu solidarnościowców wreszcie. Taki już los narodów porzuconych przez „elity” - muszą się odradzać raz od dołu, dwa z młodości. Agresja wobec Marysi Sokołowskiej jest więc sygnałem czegoś naprawdę niedobrego, swego rodzaju przesunięcia celów. Celem nie jest już zmiana Polski, ale utrwalenie obecnej struktury „obozu” z jego hierarchią.
A już zupełnie kuriozalny charakter ma zaproponowane przez Rafała Ziemkiewicza przeciwstawienie licealistki Marysi pani Joannie Szczepkowskiej, ostatnio, po 25 latach współpracy (fakt, że dzielnie) stawiającej opór totalności „Wyborczej”. Wybór absurdalny, ale gdyby zmusić do wyboru, to tak, my z Marysią.
Ps. przywołana prof. Pawełczyńska tak mówiła o słynnym zdjęciu ujawnionym we „wSieci”:
To zdjęcie mówi nam o sojuszu, o którym nie wiemy, i o uzgodnieniach, których nie znamy. Mówi też o kulisach, które muszą być ukrywane, ponieważ ujawnione nie miałyby charakteru politycznego, ale wchodziłyby w zakres rozmowy o zdradzie stanu
Pokolenia skrajne widzą więc sprawę identycznie.
—————————————————————————————
Czytaj także w najnowszym wydaniu tygodnika „wSieci”: manifest Marysi Sokołowskiej „Powiem Wam, dlaczego premier jest zdrajcą” Tygodnik dostępny jest w formatach EPUB, MOBI i PDF, które dopasowują się do urządzeń takich jak telefony, tablety i czytniki e-booków. Szczegóły na /p/http://www.wsieci.pl/aktualne-wydanie-sieci.html
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/smolensk/199922-rzeczywiscie-zdrade-rzadko-widac-na-biezaco-tym-razem-jednak-widac-wyraznie-niepokojaco-wyraznie