Prokuratura: w Smoleńsku nie doszło do wybuchu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego detektory mówią co innego...

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Ekspertyza przeprowadzona przez biegłych na potrzeby śledztwa smoleńskiego wyklucza obecność materiałów wybuchowych na pokładzie tupolewa, który uległ katastrofie smoleńskiej –- stwierdził prokurator płk Ireneusz Szeląg, który przedstawił wyniki śledztwa smoleńskiego.

Nie umiał jednak wyjaśnić w sposób przekonujący, dlaczego zatem detektory używane w Smoleńsku wskazały wielokrotnie ślady materiałów wybuchowych na miejscu tragedii.

Biegli po przebadaniu 700 próbek nie znaleźli śladów po wybuchu na pokładzie samolotu Tu-154

— poinformowano na konferencji Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Płk. Szeląg wyjaśniał, że biegli z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji dokonali analizy fizyko-chemicznej oraz wydali opinię uzupełniającą badając zarówno próbki pobrane z pokładu samolotu, pnia brzozy oraz wbitych weń fragmentów metalu, jak i z ciał ofiar oraz miejsca katastrofy smoleńskiej.

Biegli mieli nieskrępowany dostęp do miejsca katastrofy jak i miejsca przechowywania wraku samolotu

— mówił płk Szeląg.

Wskazał, że próbki z ciał pobrano w czasie ekshumacji, korzystano też z przedmiotów znalezionych na miejscu katastrofy zgromadzonych w Centrum, Szkolenia Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Maz.

Szeląg dodał, że z racji wagi omawianej analizy zostanie ona ujawniona i opublikowana na stronach internetowych Naczelnej Prokuratury Wojskowej.

Prokurator wskazał, że „zarówno na ciałach, jak i częściach samolotu oraz pozostałych przedmiotach, nie ujawniono śladów materiałów wybuchowych, ani substancji powstałych w wyniku degradacji tych materiałów”.

Na podstawie oględzin uszkodzeń mechanicznych wraku (i kadłuba i innych części) biegli doszli też do wniosku, że nie ma na nich śladów po tzw. wybuchu punktowym, zaś na podstawie oględzin miejsca upadku samolotu stwierdzono, że nie noszą one cech jak po wybuchu przestrzennym

— ogłosił płk Szeląg.

Dodawał, że ułożenie szczątków wraku a także obrażenia ofiar nie dają podstaw do stawiania tezy o tym, że doszło do wybuchu. Płk Szeląg wskazał, że obrażenia ofiar są typowe dla wypadku komunikacyjnego.

Jednak pytany, dlaczego detektory miały się pomylić w badaniach w czasie pracy biegłych w Smoleńsku, Szeląg nie umiał odpowiedzieć. Wskazywał jedynie, że biegli uznali, że detektory są omylne, ponieważ mogą podobnie interpretować różne substancje, których cząsteczki mają podobną ruchliwość jonów.

Wielość pozytywnych alarmów detektorów miała swój skutek w sposobie budowy urządzeń. One badają ruchliwość jonów. Trzeba było czekać na badania laboratoryjne, ponieważ tylko one są miarodajne. (…) Biegli w opinii nie określili, jakie substancje dawały sygnał analogiczny do materiałów wybuchowych. Określili jednak dlaczego się tak stało. Wskazali, że taka jest cecha tych urządzeń, że taka jest specyfika tych urządzeń. Z naszego punktu widzenia nie jest ważne, jakie substancje zmyliły detektory

— wyjaśniał Szeląg.

Nie chciał jednak wyjaśnić, w jaki sposób pobierane były w Smoleńsku próbki z foteli tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku.

Te wiadomości są przedstawione w materiałach, jakie państwo otrzymają. Nie ma potrzeby omawiania tego obecnie

— mówił Szeląg.

Czyli znów pasta do butów, szynka i mundury zmyliły polskich biegłych?

Szeląg informował również o innych analizach, jakie dotarły ostatnio do śledczych.

Wskazał, że biegli uznali, że przedmiot, który ściął brzozę leciał pod małym kątem względem podłoża i był płaski. Prokurator wskazał, że biegli stwierdzili, że zniszczenie „mogło nastąpić” w czasie zderzenia ze skrzydłem samolotu oraz, że kilka części wyjętych z brzozy „mogło należeć do tupolewa”.

Relacjonując analizę biegłych mówił, że uszkodzenia drzewa „mogły być spowodowane przez skrzydło samolotu Tu-154M”. Zaznaczył, że trzy fragmenty metali w pniu brzozy „najprawdopodobniej pochodzą z elementów konstrukcyjnych skrzydła samolotu”, zaś „co do kolejnych siedmiu fragmentów metali biegli nie mogą wykluczyć, że one mogą pochodzić z tego samolotu”.

Biegli stwierdzili w opinii, że przedmiot, który spowodował rozdzielenie pnia brzozy miał podłużny, w przybliżeniu płaski kształt i przemieszczał się pod niewielkim kątem w stosunku do poziomu

— zaznaczył.

W trakcie działania przedmiotu na pień nastąpiło jego owijanie się wokół pnia, a następnie jego rozdzielenie

— dodał.

Szeląg zaznaczył, że trwają analizy dotyczące dalszych badań, które umożliwią bardziej szczegółową identyfikację znalezionych w drzewie szczątek.

Obecna na konferencji Ewa Kochanowska pytała z kolei, czy możliwe jest ostateczne stwierdzenie, czy szczątki wyjęte z brzozy pochodzą z rządowego tupolewa, który rozbił się w Smoleńsku.

Przytoczyłem te kwestie, przy użyciu słów „prawdopodobnie” czy „niewykluczone”, ponieważ takich haseł używali biegli. Być może materiał nie pozwalał na większe uszczegółowienie wyników. Tego typu ostrożność biegłych jest typowa. Wskazałem, że analizowane są możliwości prowadzenia dalszych badań związanych z możliwościami bardziej szczegółowej identyfikacji fragmentów

— mówił Szeląg.

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Szeląg informował również o analizie, z której wynika, że piloci, załoga, funkcjonariusze BOR, a także gen. pilot Andrzej Błasik byli trzeźwi w chwili katastrofy. Poinformowano, że „pasażerowie byli poddani działaniu tlenku węgla”. Jednak z ekspertyzy wynikać ma, że jego ilość nie zagrażała zdrowiu.

Pułkownik wskazywał również, że prowadzono badania balistyczne broni oraz wykonano opinię sądowo-medyczny ekshumowanych ciał.

Nie wykazano zmian, które mogą być inne niż typowe dla katastrof lotniczych

–- informował Szeląg.

Prezentował również informacje dotyczące tego, jakich materiałów polska prokuratura nie otrzymała jeszcze z Rosji.

Na pytanie o to, czy prokuratura na obecnym etapie wyklucza udział osób trzech w sprawie smoleńskiej, prokurator Szeląg odpowiedział:

Z punktu widzenia prokuratorów nie możliwa jest odpowiedź czy wykluczamy czy nie. Śledztwo trwa. Jeśli chodzi o rozstrzygnięcie merytoryczne, nie możliwe jest odpowiedź na to pytanie. Konkluzje będą przedstawiane pod koniec śledztwa. Dziś wykonaliśmy wszystkie z zaplanowanych czynności w tym zakresie.

Zarzekał się również, że polscy biegli mieli nieskrępowany dostęp do wraku, więc teoretycznie możliwe jest zakończenie śledztwa bez sprowadzenia wraku do Polski. Zaznaczał jednak, że prokuratura prowadzi starania, by wrak trafił do Polski.

Wrak, to co znajdowało się na pokładzie, musi wrócić na terytorium Polski. Nie da się powiedzieć, czy zakończymy śledztwo bez wraku. (…) Możliwe jest zakończenie śledztwa bez sprowadzenia wraku. Na razie jednak nie jest odpowiedni czas na myślenie o tej sprawie

— wskazywał Szeląg.

Fot. PAP/Paweł Supernak
Fot. PAP/Paweł Supernak

Marek Pyza, naczelny portalu wPolityce.pl, w swoim pytaniu zwrócił uwagę na analizę dotyczącą stężenia tlenku węgla. Spytał, co oznaczać ma użyte przez prok. Szeląga stwierdzenie, że ilość tlenku węgla nie była duża. W odpowiedzi prokuratorzy wskazali, że wyniki badań we wszystkich przypadkach oscylowały wokół poziomu 1,10, a w jednym 19 procent.

Biegli wskazywali, że u palaczy możliwy jest wynik do 15 proc.

— wskazywali śledczy.

Informowano również,ze „biegli uznali, że rozkawałkowanie zwłok jest czynnikiem podwyższającym wyniki”.

Na dodatkowe pytanie Marka Pyzy, czy wszyscy badani byli palaczami, śledczy nie byli w stanie odpowiedzieć.

To przecież kluczowe dla analizy tych wyników

— zaznaczał Pyza.

W odpowiedzi usłyszał jedynie, że „19-procentowy wynik miała tylko jedna osoba”.

Na to zareagował Stanisław Zagrodzki, obecny na konferencji kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej, która zginęła w Smoleńsku.

A przepraszam, 17,2 procent to było? Jestem rodziną, znam chociaż szczątek… To jest chamstwo, co prokuratura wyprawia. To, że rodziny się dowiadują z konferencji nieprawdziwych informacji. To, że mecenas przychodzi za 10 dwunasta, dostaje papiery i „idź se pan poczytaj”. A rodziny stoją w kolejce. Mimo iż jestem dziennikarzem, słucham tego z zażenowaniem, dlatego, że nieprawdą jest, że tylko jedna ofiara miała 19 procent, bo również była ofiara, która miała 17 procent, inna ofiara. Był cały cykl tego, a to, co Pan przytoczył — opinię biegłych — odesłałbym opinię biegłych, do opracowania lubelskiego zakładu medycyny sądowej, który tę sprawę rozstrzygał

— mówił Zagrodzki.

ZOBACZ CAŁĄ WYPOWIEDŹ STANISŁAWA ZAGRODZKIEGO

Ireneusz Szeląg odnosząc się do jego słów wskazał jedynie, że jedynie powtarzał słowa biegłych.

KL

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.