Chodzi o uzyskanie kluczowych odpowiedzi na pytania dlaczego w taki sposób podeszli do sprawy, kto o tym decydował, czy ktoś z funkcjonariuszy miał np. odrębne zdanie i wyczuwał pismo nosem, a inni go blokowali? To są pytania, na które chciałbym dzisiaj uzyskać odpowiedź. Myślę, że kwestia świadków będzie doprecyzowana w kontekście mojej wypowiedzi, kiedy przejdziemy do kolejnego etapu, czyli właśnie przesłuchań tych wszystkich funkcjonariuszy, którzy pełnili wówczas funkcję w ramach instytucj związanych z policją, służbami specjalnymi, itd.
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Witold Zembaczyński, poseł Nowoczesnej, członek komisji śledczej ds. Amber Gold.
wPolityce.pl: Jakie światło na sprawę Amber Gold rzucają opublikowane przez tygodnik „wSieci” stenogramy z podsłuchu Marcina P.?
Witold Zembaczyński: Negatywne światło, które jest w tej chwili emitowane, rzeczywiście najbardziej sięga służb specjalnych, konkretnie ABW. Dlaczego były zahibernowane względem działania Marcina P. przez tak długi czas, czemu względem niego miał miejsce taki paraliż decyzyjny na etapie działań operacyjnych? To jest dla mnie najistotniejsze pod kątem działań komisji, bo zajmujemy się badaniem instytucji państwa.
Szokuje, że służby zapewniły Marcinowi P. aż dwa miesiące bezkarności mimo że już wiedziały o przestępczym charakterze spółki Amber Gold.
Tak. Do tego dochodzi zwykła żonglerka kartami sim, która wystarczyła, żeby żeby zubożyć zasób wiedzy służb. Są przecież proste techniki, na które powinni być przygotowani. Dziś mamy tylko szczątkowe informacje związane z połączeniami i działaniami, które Marcin P. wykonywał.
Dlaczego Pana zdaniem nie został założony mu podsłuch operacyjny? Przecież to jest normalne postępowanie służb w takich przypadkach?
No właśnie, to są pytania, na które dziś komisja nie ma kategorycznych odpowiedzi. Natomiast myślę, że to też nam otwiera nową listę świadków, ludzi bezpośrednio związanych z tym środowiskiem. Nie wiem czy te przesłuchania będą mogły się odbywać w trybie jawnym, chociaż ja jestem zwolennikiem maksymalnej jawności w kwestii tej afery. Na pewno to też stwarza nowe horyzonty, jeżeli chodzi o kwestie raportu kopcowego. Jak widać nie można skupiać całej winy na prokuraturze, bo kiedy ona już okazała się nieskuteczna, to powinien być kolejny wentyl bezpieczeństwa. Tego jednak zabrakło w postaci zainteresowania ze strony służb specjalnych.
Co sądzi Pan o samej korespondencji Marcina P.?
Jest odzwierciedleniem jego szerokich kontaktów, które pozyskał prowadząc Amber Gold. Skutecznie potrafił kamuflować swoje działania, które stanowiły nieuczciwe praktyki poprzez różne zachowania filantropijne i kontakty również z najważniejszymi, wpływowymi osobami w świecie mediów.
Marcin P., mówi wprost o tym, że Michał Tusk był tym parasolem ochronnym, kartą przetargową, by nikt go nie ruszył. To dla Pana zaskoczenie?
Nie odnajduję tutaj żadnej winy po stronie Michała Tuska. Natomiast nadzwyczaj szokujące jest dla mnie to, że w państwie prawa ktoś może posługiwać się synem premiera, a służby specjalne w ogóle o tym fakcie nie wiedzą. Jeden z publicystów zarzucił mi w rozmowie, czy wyobrażam sobie taki kraj, w którym rodziny polityków będą inwigilowane. Ale tu nie chodzi o inwigilację, lecz np. o zabezpieczenie kontrwywiadowcze o podstawowe źródła informacji dla kogo pracuje syn premiera. Nie chodziło o podsłuch Michała Tuska, czy rodziny samego pana premiera, tylko o działanie związane z zabezpieczeniem, sprawdzeniem jego pracodawcy, tego ewidentnie zabrakło. Wszystkie pozostałe okoliczności wskazują na to, że Michał Tusk był używany jako kamuflaż dla działalności Marcina P..
Był zwyczajnie rozgrywany?
Na sto procent. Z materiału, który został upubliczniony oraz z tego, który został upubliczniony a jeszcze nie jest odtajniony i z tego, który jest dalej w aktach wynika wszystko wskazuje na to, że to był jednak pomysł grupy przestępczej, by posługiwać się rodziną polityka. Ale nie widzę tam sprawczości samych polityków jeśli chodzi np. o kwestie rozkręcenia tej piramidy, itd.
Mamy więc do czynienia ze słupami, za którymi stoją dotąd nieznani jeszcze sprawcy?
Zdecydowanie tak. Wszystko zależy od tego, co Marcin P. będzie chciał jutro powiedzieć i czy w ogóle będzie chciał mówić. Zastanawia mnie też ile wiary można dawać jego zeznaniem, bo jednak to jest osoba skłonna do oszustw. Wartość tych zeznań trzeba będzie poddać wnikliwej ocenie.
Może próbować składać jakieś oświadczenia?
Może to pójść w tę stronę, wszystko zależy od tego, jak on w tej chwili odnajduje swoją sytuację procesową. Niemniej nie można tu zapomnieć o tym, że im bardziej udowadniamy winę instytucji państwa, tym bardziej Marcin P. może czuć się komfortowo, ja przynajmniej widzę taką zależność.
Dalszy ciąg na anstępnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Chodzi o uzyskanie kluczowych odpowiedzi na pytania dlaczego w taki sposób podeszli do sprawy, kto o tym decydował, czy ktoś z funkcjonariuszy miał np. odrębne zdanie i wyczuwał pismo nosem, a inni go blokowali? To są pytania, na które chciałbym dzisiaj uzyskać odpowiedź. Myślę, że kwestia świadków będzie doprecyzowana w kontekście mojej wypowiedzi, kiedy przejdziemy do kolejnego etapu, czyli właśnie przesłuchań tych wszystkich funkcjonariuszy, którzy pełnili wówczas funkcję w ramach instytucj związanych z policją, służbami specjalnymi, itd.
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Witold Zembaczyński, poseł Nowoczesnej, członek komisji śledczej ds. Amber Gold.
wPolityce.pl: Jakie światło na sprawę Amber Gold rzucają opublikowane przez tygodnik „wSieci” stenogramy z podsłuchu Marcina P.?
Witold Zembaczyński: Negatywne światło, które jest w tej chwili emitowane, rzeczywiście najbardziej sięga służb specjalnych, konkretnie ABW. Dlaczego były zahibernowane względem działania Marcina P. przez tak długi czas, czemu względem niego miał miejsce taki paraliż decyzyjny na etapie działań operacyjnych? To jest dla mnie najistotniejsze pod kątem działań komisji, bo zajmujemy się badaniem instytucji państwa.
Szokuje, że służby zapewniły Marcinowi P. aż dwa miesiące bezkarności mimo że już wiedziały o przestępczym charakterze spółki Amber Gold.
Tak. Do tego dochodzi zwykła żonglerka kartami sim, która wystarczyła, żeby żeby zubożyć zasób wiedzy służb. Są przecież proste techniki, na które powinni być przygotowani. Dziś mamy tylko szczątkowe informacje związane z połączeniami i działaniami, które Marcin P. wykonywał.
Dlaczego Pana zdaniem nie został założony mu podsłuch operacyjny? Przecież to jest normalne postępowanie służb w takich przypadkach?
No właśnie, to są pytania, na które dziś komisja nie ma kategorycznych odpowiedzi. Natomiast myślę, że to też nam otwiera nową listę świadków, ludzi bezpośrednio związanych z tym środowiskiem. Nie wiem czy te przesłuchania będą mogły się odbywać w trybie jawnym, chociaż ja jestem zwolennikiem maksymalnej jawności w kwestii tej afery. Na pewno to też stwarza nowe horyzonty, jeżeli chodzi o kwestie raportu kopcowego. Jak widać nie można skupiać całej winy na prokuraturze, bo kiedy ona już okazała się nieskuteczna, to powinien być kolejny wentyl bezpieczeństwa. Tego jednak zabrakło w postaci zainteresowania ze strony służb specjalnych.
Co sądzi Pan o samej korespondencji Marcina P.?
Jest odzwierciedleniem jego szerokich kontaktów, które pozyskał prowadząc Amber Gold. Skutecznie potrafił kamuflować swoje działania, które stanowiły nieuczciwe praktyki poprzez różne zachowania filantropijne i kontakty również z najważniejszymi, wpływowymi osobami w świecie mediów.
Marcin P., mówi wprost o tym, że Michał Tusk był tym parasolem ochronnym, kartą przetargową, by nikt go nie ruszył. To dla Pana zaskoczenie?
Nie odnajduję tutaj żadnej winy po stronie Michała Tuska. Natomiast nadzwyczaj szokujące jest dla mnie to, że w państwie prawa ktoś może posługiwać się synem premiera, a służby specjalne w ogóle o tym fakcie nie wiedzą. Jeden z publicystów zarzucił mi w rozmowie, czy wyobrażam sobie taki kraj, w którym rodziny polityków będą inwigilowane. Ale tu nie chodzi o inwigilację, lecz np. o zabezpieczenie kontrwywiadowcze o podstawowe źródła informacji dla kogo pracuje syn premiera. Nie chodziło o podsłuch Michała Tuska, czy rodziny samego pana premiera, tylko o działanie związane z zabezpieczeniem, sprawdzeniem jego pracodawcy, tego ewidentnie zabrakło. Wszystkie pozostałe okoliczności wskazują na to, że Michał Tusk był używany jako kamuflaż dla działalności Marcina P..
Był zwyczajnie rozgrywany?
Na sto procent. Z materiału, który został upubliczniony oraz z tego, który został upubliczniony a jeszcze nie jest odtajniony i z tego, który jest dalej w aktach wynika wszystko wskazuje na to, że to był jednak pomysł grupy przestępczej, by posługiwać się rodziną polityka. Ale nie widzę tam sprawczości samych polityków jeśli chodzi np. o kwestie rozkręcenia tej piramidy, itd.
Mamy więc do czynienia ze słupami, za którymi stoją dotąd nieznani jeszcze sprawcy?
Zdecydowanie tak. Wszystko zależy od tego, co Marcin P. będzie chciał jutro powiedzieć i czy w ogóle będzie chciał mówić. Zastanawia mnie też ile wiary można dawać jego zeznaniem, bo jednak to jest osoba skłonna do oszustw. Wartość tych zeznań trzeba będzie poddać wnikliwej ocenie.
Może próbować składać jakieś oświadczenia?
Może to pójść w tę stronę, wszystko zależy od tego, jak on w tej chwili odnajduje swoją sytuację procesową. Niemniej nie można tu zapomnieć o tym, że im bardziej udowadniamy winę instytucji państwa, tym bardziej Marcin P. może czuć się komfortowo, ja przynajmniej widzę taką zależność.
Dalszy ciąg na anstępnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/346089-nasz-wywiad-zembaczynski-po-publikacji-wsieci-trzeba-odpowiedziec-na-pytanie-dlaczego-sluzby-byly-zahibernowane-wobec-dzialan-marcina-p