To jest tak oczywiste, że aż wstyd wskazywać konsekwencje. Ale może warto to zrobić, skoro zainteresowani na potęgę robią Polakom wodę z mózgu. Oto mamy marzec 2012 r., gdy syn premiera Michał Tusk podejmuje współpracę z należącą do Amber Gold firmą lotniczą OLT Express (wystartowała 1 kwietnia 2012 r. i w tym miesiącu zaczęła się formalna współpraca). Zaledwie pięć miesięcy minęło od wyborów parlamentarnych, a dopiero za 3,5 roku będą kolejne. Nic nie zagraża rządom PO ani ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi. Nic nie zagraża też rządom PO na Pomorzu, a od wyborów samorządowych, w których PO pobiła w tym regionie krajowy rekord (43,76 proc. głosów do sejmiku wojewódzkiego, zresztą podobnie jak cztery lata wcześniej, gdy zyskała 43,94 proc. głosów), minęło tylko 15 miesięcy. I w Polsce, i na Pomorzu wszystko jest poukładane pod dyktando Platformy Obywatelskiej: od pięciu lat pewnie rządzi ona w całym kraju, a od sześciu lat w regionie. Chyba nawet małe dzieci wiedzą, co znaczy nazwisko Tusk – zarówno w Polsce, jak i w regionie pomorskim.
Przeciętni Polacy nie muszą wiedzieć, że Michał Tusk, syn premiera, pracuje dla spółki lotniczej należącej do Amber Gold, ale każdy urzędnik, funkcjonariusz organów ścigania, pracownik wymiaru sprawiedliwości, kontroler skarbowy, celnik czy strażnik graniczny doskonale wie, co to znaczy. W praktyce znaczy to, że syn premiera znajduje się w ochronnej bańce, choćby poszczególni pracownicy, urzędnicy czy funkcjonariusze nie traktowali Michała Tuska jak świętej krowy. Dla ogromnej większości nie tylko sam syn premiera jest nietykalny, ale także wszystko to, z czym jest związany i kojarzony. Za tym nie musi stać żadne polecenie. Funkcjonariusze, urzędnicy czy pracownicy przyjmują takie milczące założenie dla świętego spokoju albo wiedząc, że i tak nie byliby w stanie nic zrobić. Działają przecież przyzwyczajenia, są podobne doświadczenia z przeszłości, a więc i przekonanie, że tam, gdzie pojawia się ktoś taki jak syn premiera, wokół niego tworzy się ochronny balon. Tym bardziej na Pomorzu, gdzie – jak to Ryszard Petru ujął w innym kontekście – „wszyscy wszystko wiedzą”. Nawet nie trzeba w tym celu poleceń, sugestii, porozumień. To się dzieje automatycznie.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Centralne Biuro Antykorupcyjne nie wykazywały za rządów PO (z wyjątkiem lat 2008-2009 w wypadku CBA, gdzie jeszcze funkcjonował Mariusz Kamiński) przesadnej chęci zajmowania się ludźmi ważnymi dla partii Donalda Tuska. Mogły nawet pisać ogólne raporty i formułować ostrzeżenia dotyczące Amber Gold czy jej spółki zależnej OLT Express, ale także w tych służbach niejako z automatu działa mechanizm, że nie pchają się tam, gdzie chodzi o premiera i jego rodzinę, a przynajmniej dotyczy to poszczególnych funkcjonariuszy. Albo pchają się tak, żeby o szefa rządu i jego rodzinę nie zahaczyć. I znowu w takim wypadku nie trzeba nikomu wydawać poleceń – to rodzaj sytuacyjnej mądrości, przezorności czy skutek wcześniejszych doświadczeń. Można twierdzić, że tak nie powinno się dziać, a nawet powoływać się na to, że nikt ważny czy bezpośrednio zainteresowany tego nie wymagał, a jednak skutek był taki, że istniał ochronny balon.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To jest tak oczywiste, że aż wstyd wskazywać konsekwencje. Ale może warto to zrobić, skoro zainteresowani na potęgę robią Polakom wodę z mózgu. Oto mamy marzec 2012 r., gdy syn premiera Michał Tusk podejmuje współpracę z należącą do Amber Gold firmą lotniczą OLT Express (wystartowała 1 kwietnia 2012 r. i w tym miesiącu zaczęła się formalna współpraca). Zaledwie pięć miesięcy minęło od wyborów parlamentarnych, a dopiero za 3,5 roku będą kolejne. Nic nie zagraża rządom PO ani ówczesnemu premierowi Donaldowi Tuskowi. Nic nie zagraża też rządom PO na Pomorzu, a od wyborów samorządowych, w których PO pobiła w tym regionie krajowy rekord (43,76 proc. głosów do sejmiku wojewódzkiego, zresztą podobnie jak cztery lata wcześniej, gdy zyskała 43,94 proc. głosów), minęło tylko 15 miesięcy. I w Polsce, i na Pomorzu wszystko jest poukładane pod dyktando Platformy Obywatelskiej: od pięciu lat pewnie rządzi ona w całym kraju, a od sześciu lat w regionie. Chyba nawet małe dzieci wiedzą, co znaczy nazwisko Tusk – zarówno w Polsce, jak i w regionie pomorskim.
Przeciętni Polacy nie muszą wiedzieć, że Michał Tusk, syn premiera, pracuje dla spółki lotniczej należącej do Amber Gold, ale każdy urzędnik, funkcjonariusz organów ścigania, pracownik wymiaru sprawiedliwości, kontroler skarbowy, celnik czy strażnik graniczny doskonale wie, co to znaczy. W praktyce znaczy to, że syn premiera znajduje się w ochronnej bańce, choćby poszczególni pracownicy, urzędnicy czy funkcjonariusze nie traktowali Michała Tuska jak świętej krowy. Dla ogromnej większości nie tylko sam syn premiera jest nietykalny, ale także wszystko to, z czym jest związany i kojarzony. Za tym nie musi stać żadne polecenie. Funkcjonariusze, urzędnicy czy pracownicy przyjmują takie milczące założenie dla świętego spokoju albo wiedząc, że i tak nie byliby w stanie nic zrobić. Działają przecież przyzwyczajenia, są podobne doświadczenia z przeszłości, a więc i przekonanie, że tam, gdzie pojawia się ktoś taki jak syn premiera, wokół niego tworzy się ochronny balon. Tym bardziej na Pomorzu, gdzie – jak to Ryszard Petru ujął w innym kontekście – „wszyscy wszystko wiedzą”. Nawet nie trzeba w tym celu poleceń, sugestii, porozumień. To się dzieje automatycznie.
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego czy Centralne Biuro Antykorupcyjne nie wykazywały za rządów PO (z wyjątkiem lat 2008-2009 w wypadku CBA, gdzie jeszcze funkcjonował Mariusz Kamiński) przesadnej chęci zajmowania się ludźmi ważnymi dla partii Donalda Tuska. Mogły nawet pisać ogólne raporty i formułować ostrzeżenia dotyczące Amber Gold czy jej spółki zależnej OLT Express, ale także w tych służbach niejako z automatu działa mechanizm, że nie pchają się tam, gdzie chodzi o premiera i jego rodzinę, a przynajmniej dotyczy to poszczególnych funkcjonariuszy. Albo pchają się tak, żeby o szefa rządu i jego rodzinę nie zahaczyć. I znowu w takim wypadku nie trzeba nikomu wydawać poleceń – to rodzaj sytuacyjnej mądrości, przezorności czy skutek wcześniejszych doświadczeń. Można twierdzić, że tak nie powinno się dziać, a nawet powoływać się na to, że nikt ważny czy bezpośrednio zainteresowany tego nie wymagał, a jednak skutek był taki, że istniał ochronny balon.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345666-dosc-robienia-wody-z-mozgu-tusk-junior-w-olt-express-oznaczal-mur-chroniacy-przed-sluzbami-panstwa