Michał Tusk, mający w 2012 r. 30 lat, nie musiał sobie zdawać sprawy z tego, co dla funkcjonariuszy, urzędników czy pracowników organów państwa oznaczało jego pojawienie się w spółce należącej do Amber Gold. Choć powinien, bo przecież od kilku lat był dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, a dziennikarz ma setki okazji, żeby się przekonać, jak się tworzy i funkcjonuje bańka ochronna wokół kogoś z takim nazwiskiem jak jego. Ale załóżmy, że był na tyle naiwny, że sprawy sobie nie zdawał. W wypadku Donald Tuska, premiera od 4,5 roku, a polityka od lat ponad dwudziestu, takiego założenia nie można przyjąć, choćby nawet ktoś się bardzo starał. Ktoś taki jak Donald Tusk musiał doskonale wiedzieć, że w służbach, urzędach, agendach i organach państwa siłą rzeczy powstała bańka ochronna wokół jego syna, choćby sam premier intencjonalnie nie miał z tym nic wspólnego. Tak się po prostu dzieje, a Donald Tusk był zbyt doświadczony, żeby tego nie wiedzieć. Z zeznań Michała Tuska jasno wynika, że rozmawiał z ojcem o Amber Gold i OLT Express, o swojej pracy. Po takich rozmowach i mając takie doświadczenie polityczne oraz znajomość państwa i Pomorza jak Donald Tusk, ówczesny premier musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji współpracy swego syna z OLT Express, a więc i z Amber Gold. Konsekwencji w postaci bańki ochronnej, powstającej niejako samorzutnie.
Gdy się obserwuje prace sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold jak na dłoni widać, że sędziowie, prokuratorzy, pracownicy Urzędu Lotnictwa Cywilnego czy funkcjonariusze skarbówki wielokrotnie postępowali tak, jakby balon ochronny był rozpięty i nad OLT Express, i nad Amber Gold. Jeśli premier Donald Tusk nie wiedział, że obecność jego syna w OLT Express oznaczała mur stopujący służby państwa, to nie miał kwalifikacji, żeby sprawować swój urząd. Tyle że doświadczenie i wiele działań Donalda Tuska jako szefa rządu praktycznie wykluczają, by z istnienia takiego muru nie zdawał on sobie sprawy. Nie ma żadnych dowodów na to, że Donald Tusk polecił ten mur zburzyć. A to oznacza, że jeszcze przez kilka miesięcy schowana za takim murem Amber Gold wciąż mogła oszukiwać tysiące Polaków i właściwie kraść ich pieniądze. Można przyjąć, że Michał Tusk był po prostu niefrasobliwy i naiwny, choć potrzeba do tego sporo dobrej woli. Donald Tusk jako premier nie miał prawa być niefrasobliwy i naiwny. A gdyby nawet był, to i tak nie zdejmuje to z niego odpowiedzialności.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Michał Tusk, mający w 2012 r. 30 lat, nie musiał sobie zdawać sprawy z tego, co dla funkcjonariuszy, urzędników czy pracowników organów państwa oznaczało jego pojawienie się w spółce należącej do Amber Gold. Choć powinien, bo przecież od kilku lat był dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, a dziennikarz ma setki okazji, żeby się przekonać, jak się tworzy i funkcjonuje bańka ochronna wokół kogoś z takim nazwiskiem jak jego. Ale załóżmy, że był na tyle naiwny, że sprawy sobie nie zdawał. W wypadku Donald Tuska, premiera od 4,5 roku, a polityka od lat ponad dwudziestu, takiego założenia nie można przyjąć, choćby nawet ktoś się bardzo starał. Ktoś taki jak Donald Tusk musiał doskonale wiedzieć, że w służbach, urzędach, agendach i organach państwa siłą rzeczy powstała bańka ochronna wokół jego syna, choćby sam premier intencjonalnie nie miał z tym nic wspólnego. Tak się po prostu dzieje, a Donald Tusk był zbyt doświadczony, żeby tego nie wiedzieć. Z zeznań Michała Tuska jasno wynika, że rozmawiał z ojcem o Amber Gold i OLT Express, o swojej pracy. Po takich rozmowach i mając takie doświadczenie polityczne oraz znajomość państwa i Pomorza jak Donald Tusk, ówczesny premier musiał zdawać sobie sprawę z konsekwencji współpracy swego syna z OLT Express, a więc i z Amber Gold. Konsekwencji w postaci bańki ochronnej, powstającej niejako samorzutnie.
Gdy się obserwuje prace sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold jak na dłoni widać, że sędziowie, prokuratorzy, pracownicy Urzędu Lotnictwa Cywilnego czy funkcjonariusze skarbówki wielokrotnie postępowali tak, jakby balon ochronny był rozpięty i nad OLT Express, i nad Amber Gold. Jeśli premier Donald Tusk nie wiedział, że obecność jego syna w OLT Express oznaczała mur stopujący służby państwa, to nie miał kwalifikacji, żeby sprawować swój urząd. Tyle że doświadczenie i wiele działań Donalda Tuska jako szefa rządu praktycznie wykluczają, by z istnienia takiego muru nie zdawał on sobie sprawy. Nie ma żadnych dowodów na to, że Donald Tusk polecił ten mur zburzyć. A to oznacza, że jeszcze przez kilka miesięcy schowana za takim murem Amber Gold wciąż mogła oszukiwać tysiące Polaków i właściwie kraść ich pieniądze. Można przyjąć, że Michał Tusk był po prostu niefrasobliwy i naiwny, choć potrzeba do tego sporo dobrej woli. Donald Tusk jako premier nie miał prawa być niefrasobliwy i naiwny. A gdyby nawet był, to i tak nie zdejmuje to z niego odpowiedzialności.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/345666-dosc-robienia-wody-z-mozgu-tusk-junior-w-olt-express-oznaczal-mur-chroniacy-przed-sluzbami-panstwa?strona=2