Krótko trwała radość naszego byłego premiera na uchodźstwie. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk ma powody do zmartwień, ale… tylko teoretycznie.
Z tym uchodźstwem to nie złośliwość z mojej strony, wszak wszyscy pamiętają, jeśli chcą, jego kłamliwe zapewnienia, że nie zamierza wyjeżdżać z kraju, bo „ma tu wiele do zrobienia”. W rzeczywistości pan premier po cichu dogadywał z wpływową protektorką kanclerz Angelą Merkel sprawę swego wyjazdu. Gdy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, wystawił do wiatru rząd, własną partię z nazwy obywatelską, obywateli, w ogóle kraj i czmychnął do Brukseli. Tu znów dygresja: czmychnął jest adekwatnym określeniem, oznacza bowiem nagłą, pospieszną ucieczkę, podjętą chyłkiem, po kryjomu.
Więc nasz były premier na uchodźstwie nie krył radości, że nie musi wracać do kraju, z którego tak chciał wyjechać i do którego tak nie chciał wracać. Nowy-stary szef Rady Europejskiej Donald Tusk bardzo ceni sobie europejską solidarność, co też wyraził był spontanicznie tuż po ogłoszeniu rezultatu „głosowania” sprzed kilku dni:
Dziękuję za ten znak solidarności. Jak wiecie, solidarność była zawsze ważna w moim życiu, prywatnym i politycznym. Naprawdę wiem, ile ona znaczy.
Czy ktoś zaprzeczy, że pan przewodniczący „wie, ile ona znaczy”, ta solidarność…? W końcu był współautorem solidarnej „nocnej zmiany” z czerwca 1992 roku, która zaowocowała w naszym kraju ćwierćwieczem postkomunizmu. Notabene, wtedy też liczył głosy i też było ileś-tam do jednego. Z tą tylko różnicą, że w przypadku ekspremiera Jana Olszewskiego o prolongatę na stanowisku nie chodziło, wręcz przeciwnie.
Niestety, radość starego-nowego przewodniczącego Tuska nie trwała. Właściwie jego ponowne „wybranie” jest jak łyżka miodu w beczce dziegciu. Oto nagle ci najbardziej solidarni z naszym byłym premierem, znaczy Niemcy, zaczęli o nim pisać w ichnich gazetach, że w sumie marny z niego szef Rady Europejskiej, i zastanawiać się, czy warto było… O co chodzi?
W tym szaleństwie jest metoda: niech Herr Tusk (bo pisane było po niemiecku), wie kto komu zrobił łaskę wbrew polskiemu rządowi, i niech pamięta… W kraju, prócz rządzących nie chce go nawet przewodniczący jego własnej partii Grzegorz Schetyna, który niby aż tak ceni Tuska, że woli, aby ten siedział w Brukseli aż do wyborów prezydenckich, że niby ma szanse. Do tego czasu będzie miał tam co robić, trzeba przecież usadzić tych PiS-owców, którym nie podoba się twarde jądro Europy i krążące wokół satelity z różną prędkością. Merkel wie, co robi.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Krótko trwała radość naszego byłego premiera na uchodźstwie. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk ma powody do zmartwień, ale… tylko teoretycznie.
Z tym uchodźstwem to nie złośliwość z mojej strony, wszak wszyscy pamiętają, jeśli chcą, jego kłamliwe zapewnienia, że nie zamierza wyjeżdżać z kraju, bo „ma tu wiele do zrobienia”. W rzeczywistości pan premier po cichu dogadywał z wpływową protektorką kanclerz Angelą Merkel sprawę swego wyjazdu. Gdy wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, wystawił do wiatru rząd, własną partię z nazwy obywatelską, obywateli, w ogóle kraj i czmychnął do Brukseli. Tu znów dygresja: czmychnął jest adekwatnym określeniem, oznacza bowiem nagłą, pospieszną ucieczkę, podjętą chyłkiem, po kryjomu.
Więc nasz były premier na uchodźstwie nie krył radości, że nie musi wracać do kraju, z którego tak chciał wyjechać i do którego tak nie chciał wracać. Nowy-stary szef Rady Europejskiej Donald Tusk bardzo ceni sobie europejską solidarność, co też wyraził był spontanicznie tuż po ogłoszeniu rezultatu „głosowania” sprzed kilku dni:
Dziękuję za ten znak solidarności. Jak wiecie, solidarność była zawsze ważna w moim życiu, prywatnym i politycznym. Naprawdę wiem, ile ona znaczy.
Czy ktoś zaprzeczy, że pan przewodniczący „wie, ile ona znaczy”, ta solidarność…? W końcu był współautorem solidarnej „nocnej zmiany” z czerwca 1992 roku, która zaowocowała w naszym kraju ćwierćwieczem postkomunizmu. Notabene, wtedy też liczył głosy i też było ileś-tam do jednego. Z tą tylko różnicą, że w przypadku ekspremiera Jana Olszewskiego o prolongatę na stanowisku nie chodziło, wręcz przeciwnie.
Niestety, radość starego-nowego przewodniczącego Tuska nie trwała. Właściwie jego ponowne „wybranie” jest jak łyżka miodu w beczce dziegciu. Oto nagle ci najbardziej solidarni z naszym byłym premierem, znaczy Niemcy, zaczęli o nim pisać w ichnich gazetach, że w sumie marny z niego szef Rady Europejskiej, i zastanawiać się, czy warto było… O co chodzi?
W tym szaleństwie jest metoda: niech Herr Tusk (bo pisane było po niemiecku), wie kto komu zrobił łaskę wbrew polskiemu rządowi, i niech pamięta… W kraju, prócz rządzących nie chce go nawet przewodniczący jego własnej partii Grzegorz Schetyna, który niby aż tak ceni Tuska, że woli, aby ten siedział w Brukseli aż do wyborów prezydenckich, że niby ma szanse. Do tego czasu będzie miał tam co robić, trzeba przecież usadzić tych PiS-owców, którym nie podoba się twarde jądro Europy i krążące wokół satelity z różną prędkością. Merkel wie, co robi.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/331460-co-z-tym-tuskiem-nie-ma-lekko-tu-go-nie-lubia-tu-nie-chca-na-dodatek-dowiedzial-sie-od-swych-protektorow-ze-jest-miernota