Moim zdaniem podział na rozmaite prędkości będzie pociągał za sobą zróżnicowanie skali wpływu na proces decyzyjny, co zresztą już się odbywało w tym podziale na kraje strefy euro i te spoza niej. Dążenie do teatralizacji, czyli nadania cech jedynie pozornych wpływów i pozornej demokracji w państwach usuwanych z tego rdzenia, naturalnie wywoła kontrakcję
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, członek Narodowej Rady Rozwoju.
wPolityce.pl: Na szczycie w Wersalu kanclerz Merkel zapowiedziała, że „Europa różnych prędkości jest koniecznością, w przeciwnym razie dojdzie do zastoju”. Jak Pan to komentuje?
prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Myślę, że jest to błąd ze strony Niemiec. Niemcy i pozostałe państwa spróbują zbudować taką konstrukcję, ale ona nadal będzie niestabilna. Jest to tylko inne nazwanie procesu rozkładu Unii. Problem polega przede wszystkim na tym, że Unia przez wciąż pogłębianą integrację przyjmuje coraz to nowe zadania i ogłasza coraz to nowe ambicje w takich czy innych obszarach, gdzie współpraca ma być pogłębiona i przynieść wspaniałe efekty. Natomiast sukces tego typu projektów zależy od zdolności, a w istocie od braku zdolności mobilizowania zasobów społecznych niezbędnych do wydawania waluty na rzecz osiągnięcia owych ambitnych celów. Ażeby być w stanie prowadzić taką politykę, trzeba mieć na nią mandat wyborczy od obywateli.
To główne wyzwanie, które stoi przed Unią?
Tak. Trzeba jednak pamiętać, że w gronie, o którym mówimy, mamy Włochy, Hiszpanię i niezbyt dobrze stojącą ekonomicznie Francję. A zatem ciężary stabilizowania całej tej konstrukcji znów spadną na barki podatników niemieckich, którzy będą musieli na to wyrazić zgodę wyborczą. Także ciężary ewentualnego dyscyplinowania będą musiały znaleźć akceptację wyborców włoskich, hiszpańskich i francuskich. Generalnie nie jest to droga wyjścia, nie widzę tutaj zasobów, które by były w stanie podtrzymać konstrukcję w tych ambitnych projektach. Armia unijna bez udziału armii brytyjskiej jest dosyć iluzoryczna. Przecież Niemcy, Włochy czy Hiszpania nie są militarnymi mocarstwami. Podobnie jest w odniesieniu do zdolności finansowania chociażby strefy euro.
To znaczy?
Można to robić w węższym gronie, ale zapytajmy się Skandynawów, co oni na to. Zobaczymy jak na to zareagują inne zdrowe państwa, bo tu nie chodzi o takie, które wymagają pomocy jak Grecja, ale te, które są w strefie euro i których obywatele muszą wyrazić zgodę na akceptację kolejnych ciężarów na rzecz stabilizowania całej konstrukcji. Dodajmy: konstrukcji, która ma charakter coraz bardziej hegemonii pod przewodem hegemonii niemieckiej. Za hegemonię niemiecką mogą płacić wyborcy niemieccy, więc dlaczego mają to czynić np. wyborcy fińscy? W tym rozumieniu cała ta konstrukcja nie wróży powodzenia. Będę się upierał, że Polska i Grupa Wyszehradzka mają rację. Być może stara Unia potrzebuje kolejnych doświadczeń, żeby to zrozumieć. To przykre, bo to będzie rodziło koszty i napięcia, a to nie jest droga do uzdrowienia sytuacji.
To znaczy, że Niemcy nie wyciągnęły żadnych wniosków z Brexitu i Unii faktycznie grozi rozpad?
Tak. Moim zdaniem podział na rozmaite prędkości będzie pociągał za sobą zróżnicowanie skali wpływu na proces decyzyjny, co zresztą już się odbywało w tym podziale na kraje strefy euro i te spoza niej. Dążenie do teatralizacji, czyli nadania cech jedynie pozornych wpływów i pozornej demokracji w państwach usuwanych z tego rdzenia, naturalnie wywoła kontrakcję. Jeśli jakieś rządy nie będą reagowały na to dostatecznie skutecznie, to zostaną przez swoich wyborców wymienione. Uruchamia się w ten sposób mechanizm rozkładu Unii. Można mieć nadzieję, że te procesy jakoś się zatrzyma, że jakoś będzie się kontrolowało społeczeństwo, ale to jest tylko iluzja.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Moim zdaniem podział na rozmaite prędkości będzie pociągał za sobą zróżnicowanie skali wpływu na proces decyzyjny, co zresztą już się odbywało w tym podziale na kraje strefy euro i te spoza niej. Dążenie do teatralizacji, czyli nadania cech jedynie pozornych wpływów i pozornej demokracji w państwach usuwanych z tego rdzenia, naturalnie wywoła kontrakcję
—mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, politolog, członek Narodowej Rady Rozwoju.
wPolityce.pl: Na szczycie w Wersalu kanclerz Merkel zapowiedziała, że „Europa różnych prędkości jest koniecznością, w przeciwnym razie dojdzie do zastoju”. Jak Pan to komentuje?
prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Myślę, że jest to błąd ze strony Niemiec. Niemcy i pozostałe państwa spróbują zbudować taką konstrukcję, ale ona nadal będzie niestabilna. Jest to tylko inne nazwanie procesu rozkładu Unii. Problem polega przede wszystkim na tym, że Unia przez wciąż pogłębianą integrację przyjmuje coraz to nowe zadania i ogłasza coraz to nowe ambicje w takich czy innych obszarach, gdzie współpraca ma być pogłębiona i przynieść wspaniałe efekty. Natomiast sukces tego typu projektów zależy od zdolności, a w istocie od braku zdolności mobilizowania zasobów społecznych niezbędnych do wydawania waluty na rzecz osiągnięcia owych ambitnych celów. Ażeby być w stanie prowadzić taką politykę, trzeba mieć na nią mandat wyborczy od obywateli.
To główne wyzwanie, które stoi przed Unią?
Tak. Trzeba jednak pamiętać, że w gronie, o którym mówimy, mamy Włochy, Hiszpanię i niezbyt dobrze stojącą ekonomicznie Francję. A zatem ciężary stabilizowania całej tej konstrukcji znów spadną na barki podatników niemieckich, którzy będą musieli na to wyrazić zgodę wyborczą. Także ciężary ewentualnego dyscyplinowania będą musiały znaleźć akceptację wyborców włoskich, hiszpańskich i francuskich. Generalnie nie jest to droga wyjścia, nie widzę tutaj zasobów, które by były w stanie podtrzymać konstrukcję w tych ambitnych projektach. Armia unijna bez udziału armii brytyjskiej jest dosyć iluzoryczna. Przecież Niemcy, Włochy czy Hiszpania nie są militarnymi mocarstwami. Podobnie jest w odniesieniu do zdolności finansowania chociażby strefy euro.
To znaczy?
Można to robić w węższym gronie, ale zapytajmy się Skandynawów, co oni na to. Zobaczymy jak na to zareagują inne zdrowe państwa, bo tu nie chodzi o takie, które wymagają pomocy jak Grecja, ale te, które są w strefie euro i których obywatele muszą wyrazić zgodę na akceptację kolejnych ciężarów na rzecz stabilizowania całej konstrukcji. Dodajmy: konstrukcji, która ma charakter coraz bardziej hegemonii pod przewodem hegemonii niemieckiej. Za hegemonię niemiecką mogą płacić wyborcy niemieccy, więc dlaczego mają to czynić np. wyborcy fińscy? W tym rozumieniu cała ta konstrukcja nie wróży powodzenia. Będę się upierał, że Polska i Grupa Wyszehradzka mają rację. Być może stara Unia potrzebuje kolejnych doświadczeń, żeby to zrozumieć. To przykre, bo to będzie rodziło koszty i napięcia, a to nie jest droga do uzdrowienia sytuacji.
To znaczy, że Niemcy nie wyciągnęły żadnych wniosków z Brexitu i Unii faktycznie grozi rozpad?
Tak. Moim zdaniem podział na rozmaite prędkości będzie pociągał za sobą zróżnicowanie skali wpływu na proces decyzyjny, co zresztą już się odbywało w tym podziale na kraje strefy euro i te spoza niej. Dążenie do teatralizacji, czyli nadania cech jedynie pozornych wpływów i pozornej demokracji w państwach usuwanych z tego rdzenia, naturalnie wywoła kontrakcję. Jeśli jakieś rządy nie będą reagowały na to dostatecznie skutecznie, to zostaną przez swoich wyborców wymienione. Uruchamia się w ten sposób mechanizm rozkładu Unii. Można mieć nadzieję, że te procesy jakoś się zatrzyma, że jakoś będzie się kontrolowało społeczeństwo, ale to jest tylko iluzja.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/330482-nasz-wywiad-prof-zurawski-vel-grajewski-o-ue-roznych-predkosci-cala-ta-konstrukcja-nie-wrozy-powodzenia-polska-i-v4-maja-racje?strona=1