Większości komentatorów umknęło kto przeprowadził wywiadzik z Kazimierzem „Kazem” Marcinkiewiczem w weekendowej „Gazecie Wyborczej”, ale nam nic nie umyka.
Tak, to sam Adam Michnik, we współpracy z Dominiką Wielowieyską. To warte odnotowania wydarzenie. Dla „Kaza” oznacza docenienie zasług w atakowaniu środowisk, których głosy i ciężka praca dały mu ważne stanowisko państwowe. Dla Michnika - rodzaj upadku intelektualnego. Oczywiście w naszej ocenie. Dla czytelników zaś dowód jak mało mają do powiedzenia Polakom obaj panowie, nawet przy pomocy pani Dominiki.
Długo szukaliśmy tam jednej myśli, jednej diagnozy, która by jakoś obejmowała przesłanie rozmowy. I znaleźliśmy tylko takie banały:
Najgorsze jest to, że partie opozycyjne nie pracują tak, jak mogłyby pracować. Potrzebny jest dobry zespół, który by narzucał tematy i demaskował błędy władzy. Trzeba zatrudnić profesjonalistów i znaleźć sposób na przełożenie brutalnego politycznego języka PiS na życie ludzi, aby zbudować prosty przekaż trafiający dla obywateli.
Zirytowana Wielowieyska dopytuje:
Przykład?
Marcinkiewicz:
Można było wziąć filmowców, informatyków i Bóg wie jeszcze kogo, dokładnie przefiltrować nagrania z sejmowych kamer, policzyć ilu było posłów w Sali Kolumnowej, i wykazać, że nie było kworum przy głosowaniu nad budżetem.
Genialne, prawda? Cóż za głębia politycznej myśli! No i drobnostka: Marcinkiewicz najwyraźniej nie wie, albo udaje, że nie wie, że przecież tak właśnie wszystko policzono, zresztą przez obie strony, i wyszło odwrotnie: kworum było, na sali byli też posłowie opozycji.
W rozmowie najbardziej irytują jednak dobrze znane zarozumialstwo i infantylizm „Kaza”. Niezgodnie z prawdą kreuje się na równorzędnego partnera Jarosława Kaczyńskiego, wyolbrzymia osiągnięcia, przedstawia jako człowiek doskonale znający obecne realia PiS (z rozmowy wynika coś odwrotnego - nic nie wie, opisuje stan spraw sprzed dekady), a nawet znający myśli i obawy liderów obozu rządowego. Co ciekawe, człowiek, który błyskawicznie roztrwonił i spieniężył wszystko co miał, pozwala sobie na pogardliwe opinie o ludziach, którzy potrafią unieść ciężar odpowiedzialności za państwo i im - mówiąc kolokwialnie - nie odbija. Uderza też postrzeganie całego świata przez pryzmat wyłącznie walki o wpływy, te - jak mówi „Kaz” - „kąski” w obszarze państwa. Owszem polityka bywa grą o interesy, ale nie tylko i nie zawsze.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Większości komentatorów umknęło kto przeprowadził wywiadzik z Kazimierzem „Kazem” Marcinkiewiczem w weekendowej „Gazecie Wyborczej”, ale nam nic nie umyka.
Tak, to sam Adam Michnik, we współpracy z Dominiką Wielowieyską. To warte odnotowania wydarzenie. Dla „Kaza” oznacza docenienie zasług w atakowaniu środowisk, których głosy i ciężka praca dały mu ważne stanowisko państwowe. Dla Michnika - rodzaj upadku intelektualnego. Oczywiście w naszej ocenie. Dla czytelników zaś dowód jak mało mają do powiedzenia Polakom obaj panowie, nawet przy pomocy pani Dominiki.
Długo szukaliśmy tam jednej myśli, jednej diagnozy, która by jakoś obejmowała przesłanie rozmowy. I znaleźliśmy tylko takie banały:
Najgorsze jest to, że partie opozycyjne nie pracują tak, jak mogłyby pracować. Potrzebny jest dobry zespół, który by narzucał tematy i demaskował błędy władzy. Trzeba zatrudnić profesjonalistów i znaleźć sposób na przełożenie brutalnego politycznego języka PiS na życie ludzi, aby zbudować prosty przekaż trafiający dla obywateli.
Zirytowana Wielowieyska dopytuje:
Przykład?
Marcinkiewicz:
Można było wziąć filmowców, informatyków i Bóg wie jeszcze kogo, dokładnie przefiltrować nagrania z sejmowych kamer, policzyć ilu było posłów w Sali Kolumnowej, i wykazać, że nie było kworum przy głosowaniu nad budżetem.
Genialne, prawda? Cóż za głębia politycznej myśli! No i drobnostka: Marcinkiewicz najwyraźniej nie wie, albo udaje, że nie wie, że przecież tak właśnie wszystko policzono, zresztą przez obie strony, i wyszło odwrotnie: kworum było, na sali byli też posłowie opozycji.
W rozmowie najbardziej irytują jednak dobrze znane zarozumialstwo i infantylizm „Kaza”. Niezgodnie z prawdą kreuje się na równorzędnego partnera Jarosława Kaczyńskiego, wyolbrzymia osiągnięcia, przedstawia jako człowiek doskonale znający obecne realia PiS (z rozmowy wynika coś odwrotnego - nic nie wie, opisuje stan spraw sprzed dekady), a nawet znający myśli i obawy liderów obozu rządowego. Co ciekawe, człowiek, który błyskawicznie roztrwonił i spieniężył wszystko co miał, pozwala sobie na pogardliwe opinie o ludziach, którzy potrafią unieść ciężar odpowiedzialności za państwo i im - mówiąc kolokwialnie - nie odbija. Uderza też postrzeganie całego świata przez pryzmat wyłącznie walki o wpływy, te - jak mówi „Kaz” - „kąski” w obszarze państwa. Owszem polityka bywa grą o interesy, ale nie tylko i nie zawsze.
CIĄG DALSZY CZYTAJ NA KOLEJNEJ STRONIE:
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/329195-kaz-marcinkiewicz-wreszcie-sie-dochrapal-rozmawial-z-nim-sam-michnik-ale-wypadlo-to-blado