My, Polacy, jesteśmy społeczeństwem paradoksalnym. Jedynym, które sprowokowało obalenie komunizmu i rozpad tzw. bloku sowieckiego, ale w pełni demokratyczne wybory przeprowadziło jako ostatnie z tej satelickiej „rodziny”. Jesteśmy tymi, którzy umożliwili aparatczykom byłego reżimu miękkie lądowanie, urządzenie się i okopanie w wolnej Polsce, i którzy pożegnali z honorami zmarłego rozkazodawcę stanu wojennego. Narodem, który po generale-sowieckim konfidencie wybrał sobie za głowę państwa człowieka niegramotnego, szczycącego się, że w życiu nie przeczytał żadnej książki, donosiciela bezpieki, który już w wolnej Polsce chciał pałować kolegów związkowców, a teraz chciałby, aby członkowie demokratycznie wybranego rządu wyskakiwali przez okna. Jesteśmy tymi, którzy na ten najwyższy urząd powołali później byłego ministra komunistycznego rządu, kłamcę-magistra bez dyplomu i pijaczka, chwiejącego się nad grobami przy mównicach w kraju i poza granicami. Społeczeństwem, które tolerowało drwiny z prezydenta-patrioty, a po jego tragicznej śmierci usadowiło w Pałacu Namiestnikowskim buraka, człowieka skaczącego w „bulu i nadzieji” po wyżkach w japońskim parlamencie…
My, Polacy, jesteśmy społeczeństwem paradoksalnym. To zadziwiające, nie tylko z socjologicznego punktu widzenia, że oto wybrańcy narodu, którzy powinni być wzorcami i stać na straży przestrzegania porządku publicznego, sami bezkarnie łamią prawo i robią cyrk z małpimi popisami w gmachu parlamentu, najwyższego organu naszej władzy ustawodawczej. Nie są to otręby polityki. Dla odzyskania utraconych wpływów zabiegają o jej interwencje zagranicy, wyciągają ludzi na ulice i gotowi są urządzić „Majdan w Warszawie”. A wszystko to rzekomo w „obronie demokracji”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
My, Polacy, jesteśmy społeczeństwem paradoksalnym. Jedynym, które sprowokowało obalenie komunizmu i rozpad tzw. bloku sowieckiego, ale w pełni demokratyczne wybory przeprowadziło jako ostatnie z tej satelickiej „rodziny”. Jesteśmy tymi, którzy umożliwili aparatczykom byłego reżimu miękkie lądowanie, urządzenie się i okopanie w wolnej Polsce, i którzy pożegnali z honorami zmarłego rozkazodawcę stanu wojennego. Narodem, który po generale-sowieckim konfidencie wybrał sobie za głowę państwa człowieka niegramotnego, szczycącego się, że w życiu nie przeczytał żadnej książki, donosiciela bezpieki, który już w wolnej Polsce chciał pałować kolegów związkowców, a teraz chciałby, aby członkowie demokratycznie wybranego rządu wyskakiwali przez okna. Jesteśmy tymi, którzy na ten najwyższy urząd powołali później byłego ministra komunistycznego rządu, kłamcę-magistra bez dyplomu i pijaczka, chwiejącego się nad grobami przy mównicach w kraju i poza granicami. Społeczeństwem, które tolerowało drwiny z prezydenta-patrioty, a po jego tragicznej śmierci usadowiło w Pałacu Namiestnikowskim buraka, człowieka skaczącego w „bulu i nadzieji” po wyżkach w japońskim parlamencie…
My, Polacy, jesteśmy społeczeństwem paradoksalnym. To zadziwiające, nie tylko z socjologicznego punktu widzenia, że oto wybrańcy narodu, którzy powinni być wzorcami i stać na straży przestrzegania porządku publicznego, sami bezkarnie łamią prawo i robią cyrk z małpimi popisami w gmachu parlamentu, najwyższego organu naszej władzy ustawodawczej. Nie są to otręby polityki. Dla odzyskania utraconych wpływów zabiegają o jej interwencje zagranicy, wyciągają ludzi na ulice i gotowi są urządzić „Majdan w Warszawie”. A wszystko to rzekomo w „obronie demokracji”.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/324173-lektura-na-weekend-po-miasteczku-kod-u-hula-wiatr-czyzbysmy-po-latach-od-obalenia-komunizmu-wracali-do-normalnosci