Grzegorz Schetyna koniecznie chce udowodnić, że jest ważny. Tak ważny, że od biedy może rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim, a w szerszym towarzystwie - wcale. Chyba że na własnych warunkach. Bo inaczej zburzyłby wizerunek ważniaka. 10 stycznia tuż po południu Grzegorz Schetyna ogłosił, że zamierza się umocnić w swoim ważniactwie i nie chce uczestniczyć w żadnych spotkaniach zmierzających do rozwiązania kryzysu. Mało tego, Schetyna chce swoim ważniactwem zarazić szefów innych opozycyjnych ugrupowań i zaprosił ich do celebrowania własnego ważniactwa, czyli chce ich namówić do cofnięcia się. W tle jest jednak taki komunikat, że ważniak jest tylko jeden, czyli Schetyna właśnie. I jest to ważniak nad ważniakami.
Problemem jest to, że za wszelką cenę broniąc statusu ważniaka bardzo łatwo można się stać bufonem, kompletnie impregnowanym na rzeczywistość. W dodatku ważniactwo Schetyny przekłada się na to, że jeszcze większymi ważniakami od niego próbują być tacy ludzie jak Sławomir Neumann, Andrzej Halicki, Adam Szejnfeld czy Marcin Kierwiński. W efekcie mamy festiwal nieznośnej bufonady, która staje się niestrawna nawet dla oddanych zwolenników PO. Wszystko to jest przedstawiane tak, jakby PO była ostatnim szańcem demokracji, co pobudzonych pobudza jeszcze bardziej. Wprawdzie zachwyceni są tym najgorliwsi obrońcy koryta, głównie w mediach, bo tracili już nadzieję, że ktoś będzie trwał na ich barykadzie, ale akurat oni od dawna gonią w piętkę, więc taki sojusz może Platformie wyjść wyłącznie na złe. Jak to bowiem sojusz niezrównoważonych z jeszcze bardziej niezrównoważonymi.
Ustawka była taka: Grzegorz Schetyna nie wychyla się jeśli nie musi, a miarodajne komunikaty w imieniu Platformy Obywatelskiej wypowiada jego zaufany, szef klubu Sławomir Neumann. Były wiceminister zdrowia ma jednak to do siebie, że właściwie nie potrafi inaczej jak z grubej rury. I w momencie, kiedy wszyscy poza PO szukali kompromisu, Sławomir Neumann tylko podgrzewał i nakręcał negatywne emocje. Szef klubu PO miał być dla przewodniczącego partii piorunochronem, a okazał się tym, który wywołuje burze. To pokazuje, w stanie jakiego chaosu znajduje się Platforma Obywatelska. Donald Tusk, przewodniczący PO prawie do końca 2014 r., nigdy by sobie nie pozwolił, by partię bezkarnie ośmieszali tacy ludzie jak Agnieszka Pomaska, Joanna Mucha, Sławomir Nitras, Paweł Olszewski, Michał Szczerba czy Arkadiusz Myrcha. Schetyna wydaje się wobec nich kompletnie bezradny. Wprawdzie strategia totalnego oporu wobec rządzącego PiS mogłaby być uznana obecnie za jakiś pomysł na uprawianie polityki, ale pod warunkiem, że byłoby to zaplanowane, a nie wynikało z tego, że nikt nad niczym nie panuje. A skoro tak, to do głosu dochodzą ludzie nie potrafiący się kontrolować nawet na poziomie elementarnych odruchów. Takich kamikadze też oczywiście można by sprytnie wykorzystać, tylko trzeba by wiedzieć, jaki jest cel tego wszystkiego. Obecnie takiego celu nie widać, chyba że byłoby nim przyzwolenie na totalną anarchię. Tyle że ta totalna anarchia już dawno zamieniła się w totalną głupawkę, której nikt zdaje się nie kontrolować i która z każdym dniem staje się coraz głupsza.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Grzegorz Schetyna koniecznie chce udowodnić, że jest ważny. Tak ważny, że od biedy może rozmawiać z Jarosławem Kaczyńskim, a w szerszym towarzystwie - wcale. Chyba że na własnych warunkach. Bo inaczej zburzyłby wizerunek ważniaka. 10 stycznia tuż po południu Grzegorz Schetyna ogłosił, że zamierza się umocnić w swoim ważniactwie i nie chce uczestniczyć w żadnych spotkaniach zmierzających do rozwiązania kryzysu. Mało tego, Schetyna chce swoim ważniactwem zarazić szefów innych opozycyjnych ugrupowań i zaprosił ich do celebrowania własnego ważniactwa, czyli chce ich namówić do cofnięcia się. W tle jest jednak taki komunikat, że ważniak jest tylko jeden, czyli Schetyna właśnie. I jest to ważniak nad ważniakami.
Problemem jest to, że za wszelką cenę broniąc statusu ważniaka bardzo łatwo można się stać bufonem, kompletnie impregnowanym na rzeczywistość. W dodatku ważniactwo Schetyny przekłada się na to, że jeszcze większymi ważniakami od niego próbują być tacy ludzie jak Sławomir Neumann, Andrzej Halicki, Adam Szejnfeld czy Marcin Kierwiński. W efekcie mamy festiwal nieznośnej bufonady, która staje się niestrawna nawet dla oddanych zwolenników PO. Wszystko to jest przedstawiane tak, jakby PO była ostatnim szańcem demokracji, co pobudzonych pobudza jeszcze bardziej. Wprawdzie zachwyceni są tym najgorliwsi obrońcy koryta, głównie w mediach, bo tracili już nadzieję, że ktoś będzie trwał na ich barykadzie, ale akurat oni od dawna gonią w piętkę, więc taki sojusz może Platformie wyjść wyłącznie na złe. Jak to bowiem sojusz niezrównoważonych z jeszcze bardziej niezrównoważonymi.
Ustawka była taka: Grzegorz Schetyna nie wychyla się jeśli nie musi, a miarodajne komunikaty w imieniu Platformy Obywatelskiej wypowiada jego zaufany, szef klubu Sławomir Neumann. Były wiceminister zdrowia ma jednak to do siebie, że właściwie nie potrafi inaczej jak z grubej rury. I w momencie, kiedy wszyscy poza PO szukali kompromisu, Sławomir Neumann tylko podgrzewał i nakręcał negatywne emocje. Szef klubu PO miał być dla przewodniczącego partii piorunochronem, a okazał się tym, który wywołuje burze. To pokazuje, w stanie jakiego chaosu znajduje się Platforma Obywatelska. Donald Tusk, przewodniczący PO prawie do końca 2014 r., nigdy by sobie nie pozwolił, by partię bezkarnie ośmieszali tacy ludzie jak Agnieszka Pomaska, Joanna Mucha, Sławomir Nitras, Paweł Olszewski, Michał Szczerba czy Arkadiusz Myrcha. Schetyna wydaje się wobec nich kompletnie bezradny. Wprawdzie strategia totalnego oporu wobec rządzącego PiS mogłaby być uznana obecnie za jakiś pomysł na uprawianie polityki, ale pod warunkiem, że byłoby to zaplanowane, a nie wynikało z tego, że nikt nad niczym nie panuje. A skoro tak, to do głosu dochodzą ludzie nie potrafiący się kontrolować nawet na poziomie elementarnych odruchów. Takich kamikadze też oczywiście można by sprytnie wykorzystać, tylko trzeba by wiedzieć, jaki jest cel tego wszystkiego. Obecnie takiego celu nie widać, chyba że byłoby nim przyzwolenie na totalną anarchię. Tyle że ta totalna anarchia już dawno zamieniła się w totalną głupawkę, której nikt zdaje się nie kontrolować i która z każdym dniem staje się coraz głupsza.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/322736-totalna-anarchia-w-po-schetyny-zamienila-sie-w-totalna-glupawke-z-kazdym-dniem-glupsza