Raz straszą i jęczą, a innym razem pokazują siłę i wolę mocy. Najczęściej zaś demonstrują poczucie wyjątkowości, czasem przechodzące w przekonanie, że są pomazańcami czy „nadzwyczajną kastą ludzi”. 29 listopada 2016 r. czterech z nich ogłosiło koniec świata. Swojego świata.
W odezwie byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Zolla, Marka Safjana, Jerzego Stępnia i Bohdana Zdziennickiego można przeczytać:
Z chwilą wejścia w życie nowych ustaw o Trybunale Konstytucyjnym dobiegnie końca ten okres aktywności sądu konstytucyjnego w Rzeczypospolitej, w którym system kontroli konstytucyjności umożliwiał skuteczną obronę zasad demokratycznego państwa prawa i wpływał systematycznie na umocnienie gwarancji praw podstawowych”.
Dlatego apelują „do wszystkich środowisk prawniczych, najbardziej świadomych negatywnych konsekwencji wynikających z kryzysu konstytucyjnego w Polsce” i wzywają, aby środowiska prawnicze „odmówiły swego uczestnictwa w legitymizacji działań, które mogłyby utrwalić stan permanentnego naruszania Konstytucji na przyszłość”.
Koniec świata zapowiadany przez czterech byłych prezesów TK antycypowała kilka dni wcześniej większość uczestników Krajowego Zjazdu Adwokatury w Krakowie. To tam fetowano prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego. Innymi słowy, tylko prawnicy mogą zbawić Polskę i ocalić demokrację. Zapewne tak jak zbawiali obrońców własności, w imię świętej zasady poszanowania tej własności wyciągających steki milionów złotych z tytułu tzw. reprywatyzacji w Warszawie. Ale co tam setki milionów, gdy chodzi o zasady.
Nie od dziś wiadomo, że gdyby nie prawnicy (oczywiście nie wszyscy, ale na pewno prawniczy mainstream), a szczególnie tacy wybitni jak byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, w Polsce byłyby tylko ruiny i zgliszcza demokracji. Dlatego prawnicy mają wręcz obowiązek zawiązywania czegoś w rodzaju konfederacji (prawie trzy miesiące temu taką konfederację zawiązali de facto na swoim kongresie sędziowie) czy też ogłaszania rokoszów przeciwko aktualnej władzy ustawodawczej i wykonawczej. Cichy rokosz ogłosili właśnie niektórzy pracownicy Biura Legislacyjnego Sejmu. Zamiast zmian legislacyjnych, do proponowania których są uprawnieni, postulują zmiany o charakterze merytorycznym, w dodatku mające „moc ukrytą”, czyli zawierające pułapki. W kluczowym przepisie ustawy o organizacji TK, czyli w art. 11 zaproponowali oni „ciekawe” rozwiązanie dotyczące wakatu na stanowisku prezesa. Wtedy urząd przejmie sędzia, który ma najdłuższy staż pracy, obejmujący m.in. czas zatrudnienia w administracji państwowej szczebla centralnego. To pojęcie ma ugruntowane znaczenie w prawie i oznacza pracę w administracji prezydenta RP, Rady Ministrów, Prezesa Rady Ministrów, ministrów czy w urzędach centralnych działających na podstawie ustaw i statutów nadawanych przez Prezesa Rady Ministrów. Rokoszanie chcieli ustawodawcę przechytrzyć i zaproponowali „centralne konstytucyjne organy państwa”. I ta niewinna zmiana sprawia, że jedynymi właściwymi kandydatami na prezesa TK stają się sędziowie Stanisław Biernat, Andrzej Wróbel i Leon Kieres, czyli pomazańcy pomazańca Andrzeja Rzeplińskiego. I ta zmiana sprawia, że większość parlamentarna wpada w pułapkę, której chciała uniknąć.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Raz straszą i jęczą, a innym razem pokazują siłę i wolę mocy. Najczęściej zaś demonstrują poczucie wyjątkowości, czasem przechodzące w przekonanie, że są pomazańcami czy „nadzwyczajną kastą ludzi”. 29 listopada 2016 r. czterech z nich ogłosiło koniec świata. Swojego świata.
W odezwie byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego Andrzeja Zolla, Marka Safjana, Jerzego Stępnia i Bohdana Zdziennickiego można przeczytać:
Z chwilą wejścia w życie nowych ustaw o Trybunale Konstytucyjnym dobiegnie końca ten okres aktywności sądu konstytucyjnego w Rzeczypospolitej, w którym system kontroli konstytucyjności umożliwiał skuteczną obronę zasad demokratycznego państwa prawa i wpływał systematycznie na umocnienie gwarancji praw podstawowych”.
Dlatego apelują „do wszystkich środowisk prawniczych, najbardziej świadomych negatywnych konsekwencji wynikających z kryzysu konstytucyjnego w Polsce” i wzywają, aby środowiska prawnicze „odmówiły swego uczestnictwa w legitymizacji działań, które mogłyby utrwalić stan permanentnego naruszania Konstytucji na przyszłość”.
Koniec świata zapowiadany przez czterech byłych prezesów TK antycypowała kilka dni wcześniej większość uczestników Krajowego Zjazdu Adwokatury w Krakowie. To tam fetowano prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego. Innymi słowy, tylko prawnicy mogą zbawić Polskę i ocalić demokrację. Zapewne tak jak zbawiali obrońców własności, w imię świętej zasady poszanowania tej własności wyciągających steki milionów złotych z tytułu tzw. reprywatyzacji w Warszawie. Ale co tam setki milionów, gdy chodzi o zasady.
Nie od dziś wiadomo, że gdyby nie prawnicy (oczywiście nie wszyscy, ale na pewno prawniczy mainstream), a szczególnie tacy wybitni jak byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, w Polsce byłyby tylko ruiny i zgliszcza demokracji. Dlatego prawnicy mają wręcz obowiązek zawiązywania czegoś w rodzaju konfederacji (prawie trzy miesiące temu taką konfederację zawiązali de facto na swoim kongresie sędziowie) czy też ogłaszania rokoszów przeciwko aktualnej władzy ustawodawczej i wykonawczej. Cichy rokosz ogłosili właśnie niektórzy pracownicy Biura Legislacyjnego Sejmu. Zamiast zmian legislacyjnych, do proponowania których są uprawnieni, postulują zmiany o charakterze merytorycznym, w dodatku mające „moc ukrytą”, czyli zawierające pułapki. W kluczowym przepisie ustawy o organizacji TK, czyli w art. 11 zaproponowali oni „ciekawe” rozwiązanie dotyczące wakatu na stanowisku prezesa. Wtedy urząd przejmie sędzia, który ma najdłuższy staż pracy, obejmujący m.in. czas zatrudnienia w administracji państwowej szczebla centralnego. To pojęcie ma ugruntowane znaczenie w prawie i oznacza pracę w administracji prezydenta RP, Rady Ministrów, Prezesa Rady Ministrów, ministrów czy w urzędach centralnych działających na podstawie ustaw i statutów nadawanych przez Prezesa Rady Ministrów. Rokoszanie chcieli ustawodawcę przechytrzyć i zaproponowali „centralne konstytucyjne organy państwa”. I ta niewinna zmiana sprawia, że jedynymi właściwymi kandydatami na prezesa TK stają się sędziowie Stanisław Biernat, Andrzej Wróbel i Leon Kieres, czyli pomazańcy pomazańca Andrzeja Rzeplińskiego. I ta zmiana sprawia, że większość parlamentarna wpada w pułapkę, której chciała uniknąć.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/317356-prawnicy-szczegolnie-byli-prezesi-tk-zbuduja-nam-raj-na-miare-tego-jaki-castro-stworzyl-na-kubie